16 january 2014
o Ludziach
Tomek ma kalendarz. Nie podoba się.
Kalendarz, nie Tomek. Tomka lubię za to,
że smakuje wszystkiego po trochu. Nie
głodzi się, nie przejada. Jest gejem i dobrze
mi z tym. Nie różni się od innych z miłości.
Kalendarz ma dwanaście stron. Na każdej
fragment nagiego ciała. Problem w tym,
że nagie zawsze obnaża uprzedzenia.
Pije kawę i zerka na męskie pośladki.
Nie obchodzi mnie kto jeszcze patrzy.
Łukasz zebrał tłum. Tłum staje się coraz
większy. Porusza, faluje, odgradza się od.
Stają auta, ludzie wyglądają z okien,
szczują psem, a tłum idzie swoje.
Łukasz nic się nie boi, woła psa
i idą z tłumem. Nie jest sam.
Tłum idzie dalej, chociaż on
w tym tłumie odchodzi.
Szymon gra w klasy. Za rysowanie
kredą po chodniku grozi mandat.
Dzieci kiedyś martwił deszcz,
teraz martwią dorośli. Nie dlatego
że milczą, ale przestali wierzyć w kolory.
I łatwiej wydać grosz jak chwilę. Chwila
nic nie znaczy, grosz przynosi szczęście.
Czasu nie kupisz za żadne pieniądze.
Pomóż tym, którym brakuje wszystkiego.
Ja. Nie wiem co tu robię. Kończę powieść.
Stoję pod Mocnym Aniołem. Gdzieś na pewno
widać gwiazdy /nie stąd/ i księżyc jest
pełniejszy. Krągły jak bochen chleba którego
nie żal dla biednych. Odradza się każdego
dnia, i widzą skąd w nich tyle miłości.
Nawet kiedy słońce zapomina wyjść na chwilę.
Ważniejszą jak grosz znaleziony na ulicy,
gdzie tłum porywa do szaleństwa,
nawet tych co mają kalendarze, tych
co dbają o wszystkie dzieci, nie tylko nasze.
I tych co ze śmiercią im po drodze,
żeby ktoś inny mógł z tej drogi zboczyć.