Miladora, 12 june 2011
jest czwartek czekam noc mnie spowija
najpierw ta ranna teraz wieczorna
dzień znowu uciekł w żurawich szyjach
odlatujących w przestrzeni ptaków
lampka rozbłysła i w kącie licho
zachichotało skrzypem pianina
noc twarz przybliża ale nie wrócił
zbłąkanym kotem czając się w sieniach
jest piątek czekam szelest za oknem
zamyka oczy kluczem na ciszę
rzęsy opadły czerń lgnie do powiek
i sen odchodzi tak jak nie przyszedł
Miladora, 12 june 2011
możemy iść tak w szarości zmierzchu
odkrywać głębię dawnych panoram
z cieni nad głową bielą u kolan
tworząc ponownie azyl dla gestów
kałuża światła pełznie pod stopy
mrok się rozprasza w blasku latarni
a my idziemy srebrzysto-czarni
pod stropem myśli opadłych z nocy
za nami chwile których nie było
murów kamienic smutne elegie
i zapisana dzisiejszym śniegiem
już niegdysiejsza stracona miłość
cienie umknęły w mrok na fasadach
zimowy pejzaż utkał gobelin
lecz my idziemy by w kanwie bieli
ponownie stać się tabula rasa
Miladora, 11 june 2011
żyjemy swoim rytmem czasu i przestrzeni
tu i teraz na chwilę ulotną jak myśli
że ledwo starczy marzeń by sobie coś wyśnić
i niemal sił nie starcza by cokolwiek zmienić
często na świat patrzymy przez pryzmat sezamu
tęsknoty że nam życia zabraknie na wszystko
i wiśnie gdzieś pod Kioto naszym skromnym wiśniom
niepodobne choć kwitną zupełnie tak samo
żyjemy swoim rytmem wpisanym w krajobraz
nad którym pory roku przemijają biegiem
lecz tylko w taki sposób mogliśmy się poznać
istniejąc równolegle pod tym samym niebem
自明の理 - jap. truizm
Miladora, 11 june 2011
nieważne czy orkiestra gra
gdy dłonie łączą się w akordy
walc rozwichrzony ty i ja
i bez znaczenia ile pas
ciało do ciała właśnie tak
jeżeli tylko rytm jest zgodny
na cztery ręce ty i ja
nieważne już na ile pas
niech tańczy nami i niech trwa
rozkołysany i swawolny
byśmy wiedzieli ty i ja
że warto i w rytm jakich pas
bo noc gdy wszystko wokół drga
wciąga nas wirem niespokojnym
i sprawia że wciąż wspólne pas
tańczymy jeszcze ty i ja
Miladora, 10 june 2011
mówiłeś coś i ja mówiłam
na wargach słowa stygły ciałem
ulatywały coraz dalej
i wieczór mijał tak jak mijał
dialog na jedną porę nocy
dwie świece gwar i puste dłonie
na zawieszony w czasie moment
uśmiech wpisany chwilą w oczy
i mgnienie które wzrok utrwalił
kształtem pokusy już niebyłej
w tym pasie ziemi wciąż niczyjej
pomiędzy dnem i grzbietem fali
jeden niewielki okruch przeżyć
samotna kreska w tle pod szczytem
naszkicowana ust dotykiem
jaki zapewne był - by nie być
Miladora, 9 june 2011
kłębię się w kłębkach twoich myśli
zwijam jak kot w załomkach uczuć
kreską mnie cienką ledwo kreślisz
ćwiekami własno-cudzych butów
przechodzisz w nich na drugą stronę
ślady w kałużach topią rozum
wszystko już jest i nie skończone
kapie na głowę deszcz z ołowiu
rozkłębiam myśli plotę sznury
zasznurowuję gest w drabinach
idę znów gdzieś po śladach wtórych
wciąż się do sensu po nich wspinam
skręca mnie treść w spiralę doznań
pokrętnie drzemią zwoje mózgu
klaszcze za sceną dłoń cagliostra
będzie bić brawo aż do skutku
Miladora, 8 june 2011
noc płatki rozchyla jak róża
do okien już wspina się ciemność
światełkiem przesącza przez włosy
nie szkodzi że pora tak późna
gdy dźwięki w ciemności się perlą
leniwie żeglując w niedosyt
po blasku srebrzystym w kałużach
księżycu płynącym do wewnątrz
i cieniu co mgiełką w ślad kroczy
spod palców w pointach baletnic
wysnuwa się ciszą obietnic
różana opowieść o nocy
Miladora, 8 june 2011
stapiasz czekoladę w tyglu chwil i ciszy
dzikie wino mroku okna rozgałęzia
korzeniami ślazu plącząc się w słodyczy
ściany gdzie polewa srebrna błyszczy niczym
rozpostarta dłonią księżycowa wstęga
stapiasz w czekoladę tyglem chwil i ciszy
kapeluszem dachu ciemność sennie dyszy
nad kielichem wina w zamyśleniu zgięta
i korzenie ślazu pogrąża w słodyczy
ptakiem z marcepanu skryta w tajemnicy
florentynka złota już u drzwi przyklęka
stapia czekoladę w tyglu chwil i ciszy
piernikowe ściany z pain d’epices policzy
skrajem peleryny jak otwarta księga
korzeniami ślazu wydarta słodyczy
pst to tylko bajka ciał w cukrowej dziczy
co z czekoladowej chwili się wylęgła
stapia ciebie ze mną w tyglu chwil i ciszy
korzeniami ślazu plącząc nas w słodyczy
na motywach książki "Czekolada" Joanne Harris
Miladora, 7 june 2011
sen miękko w różane spowije płateczki
w kolorze różowym jak kocyk dla dziecka
poduszka cieplutko znów wtuli się w plecki
śpij Różo-różyczko bo noc już nadeszła
nad główką bajkowo ten czas się wypełni
miś cicho zamruczy do snu kołysankę
w ogrodzie kwiatuszki zanucą swój sennik
śpij Różo-różyczko pod barwnym snu wiankiem
mięciutko się skrada kosmata noc-bajka
rozlewa na niebie gwiazd mleczną poświatę
i równie mięciutko kot stąpa na palcach
by swoim uśmiechem pogłaskać cię czasem
figlują gwiazdeczki w puszystych obłokach
noc wszystkie zwierzątka spokojnie usypia
śpij Różo-różyczko sen przymknął już wrota
latarnię zapalił lizakiem księżyca
noc snuje opowieść pachnącą jaśminem
zakończy smużącym w błękicie szafranem
śpij Różo-różyczko pod snu baldachimem
znów jutro cię zbudzi śpiew ptaków nad ranem
Miladora, 6 june 2011
makowe ziarenka czas rozsiał błękitem
rozsypał jak piasek pod stopą
niebieszcząc nam chwile w aromat spowite
pod dłonią biel mąki oprósza stolnicę
migdały w krysztale migocą
i ziarnka makowe czas sieje błękitem
miód cicho oddycha i muska policzek
by barwą karmelu go złocąc
zniebieścić nam chwile w aromat spowite
wanilię w cukrowo ozdobnej tunice
znów rumu kropelki nasączą
i ziarnka makowe nasycą błękitem
pod bladozłocistym cytrusów dotykiem
w kolorach wciąż ręce nam plącząc
niebieszczą się chwile w aromat spowite
zwinięte w pamięci jak rulon słodycze
glazurą okryte pachnącą
makowe wspomnienia rozsieją błękitem
w aromat jak dawniej spowite
makowiec dla Wu ;)