24 january 2012
Ostatni front
Na końcu, Początek. Ostatni ocalony sztandar łopocze na wietrze,
lecz nie przynosi nadziei. Płaczą nawet najwięksi.
Pole bitwy bezkresne, niczym cisza zwłok na rękach matczynych,
co to nie winne niczemu, a jednak...
I my tak samo skończymy.
W oddali, za plecami, historia nam nie wybaczy.
Ktoś krzyknął jeszcze „Wracajmy!” Minutą ciszy. Jednością żalu. A potem do boju! Już nie umieli inaczej.
Łza walczy z grawitacją, jakby chciała wrócić do genezy,
zdusić w zarodku. „Nigdy więcej! Panie mój! Domie niejednej wylanej rzeki.”
Domów nie zliczysz w cmentarzu ostatniej woli,
lepką krwią karmiona ziemia, jak wpychany w usta knebel.
Gdyby mogła nie pozwolić....
Każda księga imion i znaczeń warta, by zginęło za nią, nigdy zbyt wielu.
Kto nie zechce dostąpić zbawienia, znajdą dla niego kwaterę. Wszak wiele gałęzi na drzewach.
Kamienne ołtarze przyjmą milion właściwych imion,
lecz strażnicy znają tylko to jedno. Biada tym, co się pomylą. Zaprawdę, śmierć heretykom.
Tych Bogów nie nazywaj religią. W indeksie upadłego bytu człowieka,
wszystko dziś warte modlitwy, jeśli znajdzie się jeden, co za swą paranoję krew gotów przelać.
Uklękną przed złotem, władzą, pychą. Wyciągną ręce dla zawiści, zazdrości, pragnień i żądz.
I ty razem z nimi, lub przeciw. Aż w końcu nie zazna dla nas litości, ten ostateczny, krwawy front.