Poetry

Sede Vacante


older other poems newer

29 january 2012

Lodowaty, drugi koniec

Już prawie poznałem tajemnicę cienkiego przesmyku.
Dotknąłem światła, które nie ma dla nas nic. Poza ciszą.
Co dzień, tak w połowie. W marzeniach o najdalszej podróży,
odchodzę, by rozpocząć swe nieistnienie. Pierwsze namaszczenie spokoju duszy.

Gonię to piękno w czarnym jedwabiu, choć ono wręcz wystraszone,
siłą łez człowieka, który jest Panem żywych światów. I tonie...I tonie...
Już prawie zachłysnąłem się utopią. Podobno najcięższym z grzechów.
Gorzki sen wypłynie po drugiej stronie Styksu. Mą ręką błogosławiona rzeka.


A tu wszystko ma barwę prześwitu w bieli. I srebrnym brokatem usypana,
wieczność w spojrzeniach  aniołów ze spiżu, dla których zginąłbym, choćby zaraz.
Nic jednak słodszego, niż smak lodowatej samotni,
pośród milczących wędrowców, mijających się z sobą o światy. Epoki.
Gdy wydychać zaczynam węże, a wdechem, koszmary z powietrza,
zasysane od zjaw potępionych. Projekcji kapryśnego zmęczenia.
Gdy ściany krzyczą „To jeszcze!” I przybierają kształty mych ukochanych.
A ja wciąż potrzebuję przestrzeni... Oddając się zimnej nocy, tą rzekę  znów błogosławię.






Report this item

 


Terms of use | Privacy policy

Copyright © 2010 truml.com, by using this service you accept terms of use.


You have to be logged in to use this feature. please register

Ta strona używa plików cookie w celu usprawnienia i ułatwienia dostępu do serwisu oraz prowadzenia danych statystycznych. Dalsze korzystanie z tej witryny oznacza akceptację tego stanu rzeczy.    Polityka Prywatności   
ROZUMIEM
1