9 july 2011
9 july 2011, saturday ( Deficyt )
Całkiem nagła świadomość ludzkiej samotności naznaczyła mnie, równie niespodziewanie, piętnem odkrywcy z przypadku, bo przecież nie jestem psychologiem, aby tak po emocjach z latarką wędrować, czasem rozpalać ogniska, dzielić się resztką wody w upał na środku szlaku, który nie wiedzieć czemu stracił kolor i już nie pozwala pamiętać, czy prowadzi "z", czy "do".
W każdym razie temat okazał się żywy, chociaż niewidoczny pod skorupą uśmiechniętego żółwia, sprawiającego wrażenie zadowolonego z terytorium, które mu wyznaczono w... klatce. Całkiem rozsądne przesunięcie liścia sałaty może okazać się zdradliwe, bo oto pod nim ukrył się zgubiony tydzień temu, a dziś już niestety nieatrakcyjny, ogonek od roszponki. Tak sobie właśnie to funkcjonuje. Przestawianie jedynych, jakie się ma do dyspozycji, elementów.
Mogą to być, a często są, oczekiwania wobec życia. Brzmi dumnie, bo ono zawsze prezentuje się w wypowiedziach poważnie i skupia uwagę, jakby za chwilę miała się co najmniej zmienić oś Ziemi.
Tymczasem, wciąż to samo. Niektórzy obgryzają paznokcie do starości, inni przyrzekają wierność piwu, przy czym sprawiają wrażenie, że jest to czynność, z którą się niemalże urodzili. A niektórzy... piszą, i to bardzo na serio, wypełniają się, napełniają sobą, na krótką, co prawda chwilę, jakiś ubytek na poziomie atomu. To właśnie pewnie jest ta samotność...
...oczywiście, logicznie myśląc, obgryzanie paznokci, picie piwa i pisanie może występować łącznie i to w różnych konfiguracjach, co nie zmienia relacji do deficytu, jakim jest niewypełniający się nigdy ubytek na duszy, tu trzeba ją nazwać po imieniu, będący urodą ludzkości. Czyżbyśmy tak mieli od czasów opuszczenia Edenu? W każdym razie można nad tym zastanawiać się bez końca, a sny uciekają! ;-)