22 february 2012
22 february 2012, wednesday ( Nie straszyć )
W dzienniku u mnie dotąd było pusto. Piszę bloga, teraz coraz rzadziej - wszystko przez wierszoklectwo i gadulstwo w komentarzach, ale ostatnio pojawiły się takie bardzo trudne wiersze na platformie, trudne, bo bardzo jednostronne w moim odczuciu. Nie będę się unosić świętym oburzeniem, bo nie mam doświadczenia wynikłego ze znajomości różnych środowisk, moje, w którym się poruszam jest dosyć ograniczone. Kraków jak by nie patrzeć to uprzywilejowane miasto, miałam też okazję trochę powłuczyć się po świecie, pogadać z różnymi ludźmi. Wspomniane wiersze wskrzeszają upiory, z którymi próbujemy w Polsce się uporać. Niestety pojawiają się ciągle osoby, które próbują skanalizować swoją frustrację obciążając winą za niepowodzenia życiowe innych, a już najłatwiej rzucić na pożarcie jakąś grupę etniczną. Moja teściowa, którą zawsze nazywam mamą, bo jest dla mnie jak mama, była świadkiem żydowskiego pogromu w Krakowie w 1945 roku. To było głupie bezsensowne i spowodowane przez pijaczków pod okrąglakiem na Kazimierzu. Zamroczeni, zdegenerowni alkoholem ludzie wszczęli burdę, którą cudem uratowni z obozu żydzi zapłacili życiem. Nie chcemy o tym mówić, łatwiej siedzieć leniwie przed telewizorem, potępiać wszystko w czambuł i zasłaniać się epoką moherową. Nie trzeba chodzić w moherze - można sobie wydrutować czapeczkę, prace ręczne są teraz w modzie. czy to jest tekst na dziennik, nie wiem, ale to łatwiejsze niż wdawać się w polemikę z komentarzami. Na koniec liczby. Przed wojną w Krakowie Żydzi stanowili około 15 procent populacji mieszkańców. Kilka lat temu zwiedzałam renesansowy cmentarz żydowski na Kazimierzu i oprowadzający przewodnik powiedział, że gmina liczy oko 200 osób. Jeżeli te dwieście osób zagraża Polsce, to co warta jest nasza nacja? Zanim coś się powie trzeba policzyć (chociażby do dziesięciu).
Zastrzegam sobie prawo usunięcia tego tekstu, jeżeli będzie prowadził do zamieszania na portalu.