21 september 2011
credo albo jak nie umieć przeskoczyć kałuży
zastanawiam się czasami jak mam cię przemilczeć
jesienią ponoć tęskni się najpiękniej. trochę niemożliwe
- wstaję, sięgam myślą pustej szklanki
czekam, aż dno się zapełni. na policzkach wyschło morze czerwone
przeszłaś z zamkniętymi oczami. nić była gruba i wełniana
musiała być też powrotna, bo wody niet
i mętne słońce za oknem stoi ością w gardle.
to już chyba trzynasty liść. oddycham zdrowiej
papierosy skończyły się w ostatnim śnie na jawie.
obok drepcze siostra
modli się po cichu bo bóg zmyślony że
aż wstyd się przyznać.
a ja luzuję różaniec na szyi, czasem głośniej go zawołam
wtedy kurczy się na krzyżyku i udaje martwego. on wie
chcę prosić o cieplejszą bezsenność.
dla siebie. dla ciebie, bo cisza. zamiast serca masz zegarek.
zapamiętana twarz.
chwytam w żagle wiatr i gwiazdy.
dopłynę ostatnim
zachodem.
2.09.2011r., Rz.