17 december 2011
ten nigdy nie zazna słodyczy
w płomieniach rozpaczy
płonę bezsilnością
załamane ręce
poszukają ukojenia
na wodach jeziora
różanego ogrodu
przesuwam czółenka nadziei
w perełkach powtarzanego imienia
pięćdziesiąt wzgórz
dookoła cichej doliny
z jednym wejściem
dziewięciu kroków
na pierwszym skrzyżowaniu
dzielimy resztki ryby
z okruchem chleba
pójdę dalej
ciernistym brzegiem
w matczynym wzroku
koralik za koralikiem
kielichem goryczy
w objęcia syna