Prose

Nieodgadniony


older other prose newer

30 october 2013

Jednak proza?


     Hubert z sentymentem patrzył na stare dechy, z których zbudowana była brama. Obok niej znajdowała się  furtka, otworzył ją powoli, a ta odpowiedziała nieznośnym skrzypieniem. Jego oczom ukazało się nieużywane od lat  gospodarstwo.
     Młodzieniec szedł zniszczonym przez czas chodnikiem, który ciągnął się od wejścia wzdłuż domu, a na narożniku posiadłości  skręcał w lewo, prowadząc prosto na ganek.
     Na prawo od Huberta rozciągał się szereg, kiedyś tętniących życiem budynków gospodarczych, teraz  nieużywanych i zaniedbanych. Niegdyś w oborze muczały krowy, a przy nich w zagrodach pasły się świnie, natomiast  z kurnika skacząc i gdakając wylewały się kury, po czym z zawzięciem szukały wcześniej rozsypanego ziarna w  trawie, która od dawna niekoszona, porosła całe podwórko.
     I znowu coś nawiedziło umysł Huberta. W głowie chłopaka rozszalały dźwięki. Odkąd zaczęły się pojawiać, ich  kolejność pozostawała niezmienna. Najpierw krzyki i nieustanne zgrzytanie łańcucha, potem chwilowa cisza, którą  przerywa seria ryków, jakby zwierzęcych. I ponownie zgrzyt łańcuchów, tylko już nie taki leniwy i błagalny, a  agresywny, nieprzyjemny dla uszu, dokładnie taki, jakby chciało się je zerwać.
     Dodatkowo tej kakofonii towarzyszyło dziwne uczucie. Jakby jakaś niewidzialna siła przyciągała Huberta w  stronę obory.  Coś w jego głowie, nakazywało mu wejść do środka. Nie wiedział co.
     Gdy chwycił klamkę, drzwi z pozbijanych desek otworzyły się. Robiąc krok musiał podnieść nogę wyżej niż  zwykle, ponieważ budynek zaczynał się stopniem. 
     W oborze nie było żywego ducha. I chociaż nie była używana od ponad dziesięciu lat oraz została wysprzątana,  to nadal czuć było ostrą, ciężką woń zwierząt i nawozu, która zdążyła już wcześniej przesiąknąć popękane mury.  Od razu po prawej stronie, wzdłuż ściany, aż do końca budynku ciągnęły się zagrody, w których kiedyś były świnie, natomiast lewą stronę zajmował wybieg dla krów, pokrywając większość powierzchni budynku.
     Po środku znajdowała się ścieżka. Nieznana siła, która go tutaj przyprowadziła, nakazała iść wzdłuż niej.
Dźwięki w jego głowie nie ustawały, wręcz nasiliły się. Dzikie, gardłowe wycie i zgrzyt łańcuchów wypełniały jego  umysł. Czuł się dziwnie, prawie jak zahipnotyzowany. Nie wiedział do czego to wszystko prowadzi, obawiał się  zakończenia.
- No cześć młody! – Znajomy głos, gwałtownie sprowadził go na ziemię, powodując iż tajemnicza siła oraz dźwięki w głowie zniknęły. Powoli odwracając się, ujrzał mężczyznę. Miał on ciemne oczy, i równie ciemne włosy, choć już  siwiejące, a jego szczękę i policzki pokrywał kilkudniowy zarost.
- Witaj wujku. – odparł chłopak, po czym na przywitanie podali sobie ręce. Hubert poczuł, jak masywna dłoń,  zakryła jego własną. A kiedy uścisk się zwolnił, młodzieniec poczuł ulgę. Wujek zawsze imponował mu siłą.  Nigdy nie unikał pracy fizycznej, a za czasów świetności gospodarstwa pracował za trzech, pozwalając na chwilę odpoczynku dziadkom Huberta.
     Tym wujek różnił się od jego ojca, który pracując w publicznej bibliotece, ciągle studiował jakieś materiały i przeglądał książki.
- Co cię sprowadza na te odludzie młodzieńcze? Czyżbyś chciał zwiedzić pozostałości niegdyś najprężniejszego  gospodarstwa w Chaszczowie, a kto wie, może i całej gminie? – Zadumał się mężczyzna. – Czy po prostu przyjechałeś  odwiedzić starego wuja, co?
- Powiedzmy, że to ostatnie, a poza tym nie jesteś jeszcze taki stary. Wiesz, siwiejące włosy i kilka zmarszczek…
- Co? Jakich zmarszczek? Gdzie, gdzie ty widzisz zmarszczki? – przerwał Hubertowi w pół zdania, wskazując dłońmi własną twarz. Gestykulacja oraz drwiący ton głosu mężczyzny, sprawiły że oboje zaczęli się śmiać. Wujek zawsze  potrafił go rozbawić. Miał dystans do siebie, przez co żartował również z własnej osoby, czyniąc swoje dowcipy jeszcze zabawniejszymi.
- Na ile przyjechałeś? – spytał wujek, kiedy śmiech ustał.
- W sumie tylko na dzisiaj, na parę godzin, do wieczora. – odparł chłopak.
-  O, to w takim razie nie mogę cię wypuścić z pustym żołądkiem. Może nie gotuje tak dobrze, jak twoja świętej  pamięci babcia, ale coś tam zrobić umiem. No, najwyżej tylko wypijemy herbatę. –  powiedział żartobliwym tonem mężczyzna.
     Hubert odpowiedział cichym śmiechem, po czym wspólnie ruszyli w stronę ganku. A kiedy już się na nim  znaleźli, chłopak pośpiesznie obejrzał się za siebie, spoglądając na oborę, a następnie razem z  wujkiem zniknął za drzwiami domostwa.
 






Report this item

 


Terms of use | Privacy policy

Copyright © 2010 truml.com, by using this service you accept terms of use.


You have to be logged in to use this feature. please register

Ta strona używa plików cookie w celu usprawnienia i ułatwienia dostępu do serwisu oraz prowadzenia danych statystycznych. Dalsze korzystanie z tej witryny oznacza akceptację tego stanu rzeczy.    Polityka Prywatności   
ROZUMIEM
1