lUmI, 4 october 2016
Kiedyś
Miałem psa, pies miał mnie
Wyliśmy razem do księżyca
Śmierdzieliśmy wiatrem
Kochaliśmy jedną sukę.
Kiedyś
Ta suka tak się podnieciła zakupami
Że wróciła do domu z jakimś innym chłopem
I zostawiła nas pod tym sklepem jak te sieroty
Mnie z gasnącą fajką
Psa ze smutnymi ślepiami. Szkielety.
Mieszkaliśmy jakiś czas pod balkonem
Ale to nie to samo co spanie otulonym
Kołdrą z chmur burych
Utkaną z psich wątków
I osnowy jej bujności.
lUmI, 20 april 2016
Kto kochał choć raz prawdziwie
Ten wie jak to jest, ten tego.
Kto zdradził choć raz prawdziwie
Ten jest dziwką.
Kiedyś i tak spotkacie się w kolejce do kasy
Albo na światłach i będzie Wam głupio
I znowu trzeba będzie udawać, że ważny sms
Przyszedł
z piekła.
lUmI, 30 october 2014
Po mnie zostaną śmierdzące buty,
dziurawe skarpetki, niedopałki
i puste paczki. Paczki nadane
ale nie wysłane, w których coś puka
szeleści, śmieje.
Zostawiam ściany i tynki, ślady ruchów
pędzla i zielony pokój i fusy po zielonej
herbacie. Zielone auto w metalowym
garażu, osmolony piec i sadze w kominie,
las płonący na rusztach i odbicia w
lustrach.
A na ustach nic nie zostawiam, ani pocałunku
ani czucia, nigdy i za nic.
I zostawiam jeszcze przecinki, kropki,
znaki zapytania, wykrzykniki, wielokropki…
I trzy małe „Ja”.
lUmI, 20 august 2014
Monika liczy żebra z dołu
do góry.
Dociera do piersi. Jest fajnie.
Lubię na nią patrzeć
i podobamy się sobie jak nigdy,
jak w miłości albo przytulnym pokoju.
Całuję mięciutki, słodki pyszczek maskotki,
pachnie cukrem i wanilią. Broda i szyja
smakują krowim mlekiem. Halka przeszła stęchlizną,
jest jak w starym kinie, w pierwszym rzędzie.
Ekran krochmalony, łamie sceny w mirażu.
lUmI, 15 july 2014
Nie ma mnie dla Ciebie
i ciebie, ciebie też.
Czy sztuką jest samotna jedna sztuka życia?
Czy sztuką jest żyć,
czy leżeć w grobie i milczeć? Tylko leżeć i patrzeć
nie mogąc mówić i krzyczeć coś bez sensu.
Jestem dla ziemi, bakterii, robaków.
Nie ma mnie z przodu, z tyłu,
ani po którymś z boków.
Jestem dla włosów, by je muskał wiatr,
dla oczu, uszu, dla smaku potu,
jedynej kobiety. Jestem materią,
która dała materię, powieliła, skopiowała. Odtworzyła wzór,
zapisała na kartach, wypełniła ciało, każdy paznokieć,
każdą krostę, bliznę, zbudowała szkielet i podparła mięśniami.
Nie jestem dla Was, nie jestem dla mas
i nie ma mnie dla nikogo.
lUmI, 4 june 2014
Przepraszam za brak słów
I za to, że jestem taśmą klejącą z nadmiarem kleju
I za to, że usta zamykam, zatykam gardła, cofam ślinę,
Zaszywam brzuchy, nie pozwalam się narodzić.
Lubię czasem pochodzić,
Wymieszać powietrze, sprawić by stało się suche,
Tak suche by suszyło na kość białe pieczywo,
A to mogło kruszyć słabe zęby, pozwalać seplenić,
Krzywić jak po cierpkim winie.
Lubię czasem przejść sam siebie,
Pogłaskać głazy stopami, tupać, kląć
I poudawać, że umieram ze złości,
Potem wedrzeć siłą na świat
Z uśmiechem, startymi łokciami,
głową pełną szeptów słów.
lUmI, 19 march 2014
Jawi się w twoich snach, sieje wokół studni,
która połknęła już trójkę
bawiących się dzieci gdy biegały dookoła niej
na niby goniąc kręcącą się karuzelę albo spłoszone motyle
albo niewidzialne dla innych aniołki, aniołki
ulepione z podwórkowej pajęczyny okraszonej rosą
oszczekaną przez psy, omiałczałą przez koty, tą co kury chciały zadziobać,
poczuć w żołądku ciepło szczęścia, jego lekkość,
choć nieco zmieszaną
z podwórkowym maślanym błotem, wijącym się w nim robactwem,
które okupuje ziemię ale pozwala trawie rosnąć, zielenić,
gdy ta błaga o odrobinę słońca i deszczu, wpadającego
do garnków, rondli, misek przez przeźrocze sita dachu sieni,
małego pokoju i gościnnego, kuchni, rozgrzane fajerki pieca
odparowują krople z prędkością światła umierającej żarówki
pod którą kiedyś ogrzewały się kurczęta oddzielone od matki,
tak jak oddzielają się nasiona gorczycy od reszty pokroju,
stanu, domu spoglądającego w cztery strony świata
czterema ścianami, czterema oknami , od wschodu
kapliczką z figurką, wykonaną z cienkiej warstwy gipsu,
wydmuszki,
jakby nie miała prawa przetrwać najsłabszego wstrząsu,
delikatnego pocałunku, odgłosu bijącego kamiennego serca,
zdobiącego betonowy krąg studni, która połknęła trójkę dzieci.
lUmI, 25 february 2014
perle, perle, a miasto moje w ogniu staje
a ja tylko wciągam dym i patrzę jak płonie
mój dom, moje zabawki
ja dostrzegam biel cukru i soli,
szklistość pereł i chropowatość gęsiej skórki,
wilgoć języka, która ugasi pożar miasta albo nie,
albo zliże i wyrucha miasto moje
z całego zgiełku, smogu i ludzi czekających na tramwaj
Och! jak ochota na Ciebie miasto moje i moja suko,
bez kagańca i bez zębów, o sierści gęstej jak runo
i burej jak burzowe chmury nad
lUmI, 15 january 2014
Twoje życie – twój wybór
Zmywarka czy Ludwig?
Twoje życie – twój wybór
Żona czy dziwka?
Twoje życie – twój wybór
Masło czy margaryna?
Twoje życie – twój wybór
Sex czy samogwałt?
Twoje życie - twój wybór
Flytki cy ryz do kulcaka?
Twoje życie – twój wybór
Głód czy wzdęcia?
Twoje życie – twój wybór
Świeże czy padlina?
Twoje życie – twój wybór
Pociąg czy stryczek?
Twoje życie twój wybór
Kamień węgielny czy węgiel kamienny
Twoje życie twój wybór
Pies czy kot?
Twoje życie – twój wybór
Kot czy gepard?
Twoje życie – twój wybór
Gepard czy antylopa?
Twoje życie – twój wybór
Natura czy słoik?
Twoje życie – twój wybór
Żebro czy małpa?
Twoje życie – twój wybór
Życie czy śmierć?
Twoje czekanie – twój koniec.
lUmI, 23 december 2013
Na półmisku leży karp,
ponoć zginął tragicznie.
Czapki z głów za ten
filetowany tułów i módlmy się
aby z między zębów móc wycmokać
wszystkie ości.
Jakie piękne miał oczy.
Takie pełne i zielone,
że chciałoby się zjeść
i błagać o więcej i więcej.
Zaraz, zaraz. To nie oczy!
To groszek z puszki,
to tylko protezy,
niewidome i zimne.
Podobno kiedyś komuś po poćwiartowaniu,
jeszcze podskoczył na patelni (ten tułów),
wszak
sam sobie życia nie odebrał,
uśmierciliśmy go my wszyscy po trosze,
zabijamy co roku jak nakazuje religia.