28 january 2014
kofeino
uzależniony od nadziei idę na odwyk
wkurzony na niespełnienia ogłaszam
stan wojenny na obszarze moich marzeń
dopiero teraz ze spokojem
nienazwane nazywam kiczem
wieczorem
przy kominku przełknę koktajl
ze śliwkowych róż
tych których nie przyjęłaś
w dotyk poskładam kilka cichych szeptów
odziany w kwiaty kolorowe od wiosny
oknem otwartym na wszystkie światy
usiądę w bujanym fotelu
i kolejny raz się nie oprę
przyjdziesz nagością uzbrojona w siebie
na wprost barykady przebijesz myśli
nową perturbacją przy koksowniku
ogrzejemy dłonie końcem końców
ciepło znów oddając pragnieniom
chciał nie chciał przyjdzie nowe
aczkolwiek wygięte
w chińskie osiem stare uparte
nie chce odejść zostawić w spokoju
wyłazi każdym kurzem
choćbyś wycierała po stokroć
wciąż gnasz popędzając wyobraźnię
zatrzymaj się na czas dobrze zastanów
zanim powiesz jutro
nie potrafię udawać z dnia na dzień
jeśli będę
to tylko uzależniony
i tylko naprawdę