9 september 2012
ONA
Wstęp. Na wstępie. ONA.
Bez skrzydeł-bez konieczności
Bez łez.
Bez piór.
Anielska twarz blyszczy.
Nagość.
Melancholia.
Nostalgia.
Tej osoby. Rzecz jasna.
ONA kurczy się w sobie.
Lawina włosów.
Lawina słów.
Przygniotła ja i rozczuliła.
Albo nie. Rozwścieczyła.
Zagubienie spotęgowało chwilę.
ONA pochyla głowę.
Chyba łka.
Unosi drobne dłonie.
Do nieba.
Do słońca.
Do skrzydeł odebranych.
Do tych z puchu chmur. Najlepsze. Najsłodsze. Lekkie
Bez bagażu doświadczeń.
ONA szepcze.
-Chmury są jak puzzle.
ONA wstała. Zatoczyła się.
Pijane nogi. Pijane członki.
Zmięte resztki ubrań na pijanym ciele.
Gwiazdy.
Po prawej latarnia.
Po lewej pusty sklep. Pusty bo zamknięty.
Mrugnięcia. Kichanie. Pisk. Wycie. Nie JEJ .
To jej cząstka mieszkająca w burdelu.
Mająca małe okno na świat.
Latarnia gaśnie. Zgaśnie.
Zgasła.
Torebka pod jej pachą jest czerwona
Czerwona kopertówka.
A w niej. Portfel. Pusty.
Komórka z nowszego wieku.
Wieku światła, jak mówi ONA.
Wiek śmieci.
Tam tysiące numerów. Tysiące fałyszywych przyjacioł.
Tysiące fałszywych słów.
Prychnięcie. Wściekłość.
Niemoc sącząca smutek.
ONA wyrusza w stronę budynku.
Zwykły blok. Ciemny.Zimny. Nieobecny.Brudny
Wchodzi do klatki. Obrzuca dzikim spojrzeniem ściany.
Zapomina o butach.O szpilkach bez szpilek.
Matowe oczy łzawią.
Otwarte drzwi do mieszkania.
Zapach jej ciała zmieszany z zapachem mężczyzny.
Śpiącym. Zniewalająco pięknym.
Szatan. Demon. Diabeł.
ONA popatrzyła na niego dłuższą chwilę.
Chwila rozpadła się na pół. Brakowało jej namiętności.
Złość mężczyzny. Jego wściekłość. Brak słów. Krzyk
Pęknięte lustro. Stłuczone lustro. Pęknięte serce
Serce w kawałkach.
Trzask drzwi. Rozsypane zdjęcia. Samotność. Zostawił JĄ.
Wybiegł. W koszuli do połowy rozpiętej.
Nie zrobiła nic złego. Oprócz samego zła.
Nie zrobiła. Zniszczyła.
Krwawa noc. Odłamki szkla, w palcach, w skórzę .
Krew. Ciepla. Lepka. Krew. Smak.
Sen. Koszmar. Brak oddechu. Twarda kanapa.
Zszarzały koc. Przepelniony zapachem mężczyzny.
Sen.
Poranek.
Słońce. Suchość w ustach. Słonce. Tępy ból w głowie.
Poniedziałek.
Słońce. Upał. Ukrop. Brak myśli. Chaos.
ONA lubiła chaos.
On lubil uporządkowanie. Pedant.
Mściciel.
Poranna kawa. Poranna czynność.
Głębokie oddychanie.
Praca. Jaka praca?
ONA niechętnie wstaje z łóżka. Niechętnie. Beznamiętnie.
Z problemami dnia codziennego.
Wychodzi. Wanna. Zbawienie.
Zmywa wszystkie oznaki przeszłości. Sukienka wyrzucona.
Pocięta. Kopertówka leży w krzakach. Wspomnień.
Ożywienie.Otępienie. Pomieszanie.
Błędy wypełnione powietrzem.
Gotowe pęknąć. Przy odpowiedniej okazji.
Ubranie. Zwykle. Maskujące. Szare.
Wychodzi po jedzenie. Sklep. Jaskrawe kolory
Zawsze ten sam autobus. Kierowca bez zęba. Uśmiecha się. Podaje bilet.Płaci.
A maszyna rusza.
ONA zachwiała się.
Wpycha się na miejsce koło kobiety w podeszłym wieku.
Autobus jest do połowy pełny
Zaraz będzie pełny. Wypełniony.
Znajomy przystanek. Wysiadka. Głosy.
Jasne cholerne słońce.
Sklepy. Ubrania. Buty. Bibeloty.
Płaczące dzieci.
Przereklamowane mordy na bilboardach.
Spożywczy. Nareszcie.
ONA wchodzi do niego szybkim krokiem, stukając obcasami.
Kupuje tylko potrzebne rzeczy.Nie mniej.Nie więcej
Idzie. Wpada na postać. Dużą postać.
Czuje jej zapach. Drży. To on. Mężczyzna.
Wrócił.
Nie, nie wrócił. On jedynie poszedł po bułki do sklepu.
I piwo. Zawsze pił piwo.Nigdy nie był pijany.
-Przemyślałaś sobie swoje życie?
Wygląda jakby miał pustkę w sobie. Pustkę. Nicość.
-Pytałem czy....?
-Wiem o co pytałeś.
Ona pochyla głowę. To znowu patrzy w sufit. Na niego.
Jego oczy są wypalone. Jakby ogień, który gościł w ich mieszkaniu....
Ich mieszkaniu?
-A więc?
-Mój świat potrafi się sypać.Mój świat potrafi się zbierać do kupy. Mój świat nie potrafi Ci powiedzieć, żebyś spieprzał.
-Jesteś taka sama jak byłaś noc, dzień i tydzień temu....
-Dobrze mi z tym.
Wzruszył ramionami
Zjawa.Smutek. Bezład.
Odszedł. Zniknął.
Tym razem była pewna, że nie wróci.