Prose

birczin


older other prose newer

12 february 2014

Miłosne kolaże

Dosyć mroźny, zimowy wieczór. Adi szedł szybkim krokiem przez Plac Solny. Wracał z restauracji, w której często jadał. Lubił to miejsce. Za przestrzeń, ale nie tę, w której człowiek nie ma się gdzie podziać, a raczej z tych poprawnie urządzonych. Z olbrzymim, okrągłym stołem, w sam raz na ekipę z małej firmy, taką z jednej zmiany. Ze stolikami bardziej intymnymi, dla dwojga lub trojga, z przezroczystymi, kosmicznymi siedzonkami. Z posadzką w szachownice, o różnych kształtach i rozmiarach. Ze Stanem Getzem w tle. Albo z przyjemnie żyjącymi własnym życiem, doniczkowymi roślinkami, porozrzucanymi tu i ówdzie, ale w tak niezachwiany sposób, że miało się wrażenie, że rosną tam od zawsze, jakby żaden człowiek w to nigdy nie wnikał. Okna były duże, jak w jakiejś galerii. A sufit wysoko, jak w tych starych kamienicach. Zupełna swoboda siedzenia zachęcała do przyjemnej wentylacji myśli. W każdym razie Adi właśnie minął Fontannę Alojzego Gryta, będąc mniej więcej w środku Sea Breeze Cheta Bakera. Uwielbiał ten utwór. Zazwyczaj gdy wchodziła trąbka, miał wrażenie, że odpływa w dziewicze wyspy, ze smakiem starych wakacji - ginu z tonikiem i cytryną na ustach, z dziewicami łaszącymi się do niego jak kocięta. Rzeczywista pogoda nie grała wtedy roli. Mogłoby być jak dziś – sporo na minusie, a on niby zahipnotyzowany lekką nutą, lazłby przed siebie, choćby w samych majtach i sandałach. Nagle ktoś go zatrzymuje. 
  
- Witam pana, zapraszam do naszego klubu, to niedaleko. Zaprowadzę pana, tam gdzie zatańczą najwspanialsze dziewczyny, specjalnie dla pana… - Adi, przystaje, wyjmuje z uszu słuchawki, bo drobna kobietka z plastikowymi, świecącymi rogami na głowie zastawia mu drogę różowym parasolem, który kokieteryjnie kręci się w jej dłoniach i zaczyna coś do niego nawijać. 
- Słucham? – Odpowiada pytaniem i jednocześnie – po odnalezieniu się w sytuacji – zastanawia się ilu łosi taka babeczka wyłapie każdego wieczoru. Od Euro 2012 pełno takich akcji w okolicy. Jakby to była tylko przykrywka i niezły wstęp do świadomego zezwolenia na otwarty, daleki i nieokiełznany, dziki zachód. Ta wygląda na miłą dziewczynę. Szatynka, z gęstą grzywką odmierzoną od linijki. Wodniste spojrzenie coś mu przypomina. I nie jest jakoś specjalnie umalowana, ale wydaje się jej to niepotrzebne, zbędne, bo rumieńce na twarzyczce pulsują nienachlanie naturalnie. Zatem trochę nie pasuje do tej roli, trochę niepewna, trochę zagubiona, pewnie studentka, bo chyba nigdy nie wie na kogo trafi. Więc powtarza jeszcze raz. 
- Witam cię, zapraszam do naszego klubu, to niedaleko. Zaprowadzę cię, tam gdzie zatańczą najwspanialsze dziewczyny, specjalnie dla ciebie…- No i trafiła na Adiego. A Adi w takich momentach zawsze wie co powiedzieć. 
- A pani nie tańczy? 
- Nieee, ja pana zaprowadzę. 
- Cholera, jak pani nie tańczy, to koniec świata. Nigdzie nie pójdę, jak pani nie tańczy. 
- Szkoda…- oznajmia tamta, nieco zawiedziona, bo już myślała, że gość dał sobie wepchnąć haczyk. 
- No, szkoda, może innym razem… - optymistycznie chciałby sprawę zamknąć Adi i właśnie ma odbić do empiku, nie wiedząc za bardzo gdzie się podziać - jakby brak pewności siebie w tej samej chwili udzielił się i jemu - kiedy ona, przypatrując mu się baczniej, wykrzykuje w końcu: 
- Adrian?! To ty?! 
A on wertuje kartoteki wspomnień, twarzy i usiłuje odszukać nieznajomą. 
- Ala, Alicja? – Już wie. Znajoma z portalu randkowego, z którą miał kiedyś kilka pikantnych wrażeń i nienajgorszy seks. Właściwie, jak dobrze sięga pamięcią, to ją spłoszył nagłą obietnicą bycia razem. Czerwone maki z łąki. Zanim je dowiózł na pierwsze spotkanie, już zdążyły się wykrwawić, gubiąc te płatki cudownych chwil. Wino z Biedry straciło moc i koloryt tuż po zachodzie słońca. I ten kolarz, co to pojawiał się w najmniej oczekiwanych miejscach. Rzekomo jej były. Ten, co rozbudzał jej najskrytsze pragnienia i obawy. I jak tu wygrać z kolarzem widmo? Bo może tak po prawdzie nigdy nie było nikogo takiego. Ale ona go widziała i wtedy już znów myślała tylko o nim. A jeśli w ten sposób sprawdzała reakcję naszego Adiego na kolarza? Te wizje przebiegły mu pod czaszką ostrożnie, jak włochaty, czarny pająk. Spokojnie Adi, jesteś luzak gość. Nie dasz się znów w to wkręcić. Nie dasz się zagiąć. Spokojnie Adi. 
- To ty nie w Świeradowie? I Breslau przyprawia ci rogi… 
- Rzuciłam malinowy dwór. Zaczęłam tu studia, i tak od czasu do czasu pokręcę się po rynku. 
- No tak, za chlebem i czynszem. – Dodaje Adi, a pająk myśli już błyskawicznie mu dotkał „i za kolarzem…” 
- A co u ciebie? 
- W porządku, też się kręcę to tu, to tam… 
- Nadal fotografia? 
- Bez zmian. 
- Słuchaj, to może wyskoczymy gdzieś do kawiarni? Ty znasz miasto, na pewno wiesz gdzie jest dobra kawa… 
  
Stop Adi! Czy jest coś takiego, jak głębsze uczucie, mogące wykiełkować z internetowego portalu? Totolotek pragnień na targowisku próżności. A jednak. Okazuje się, że przelotne znajomości mają swoje historie. I szczęśliwe numerki. Bo znów ją spotykasz. Chcesz się w to pakować od nowa? A jak kolarz wpierdoli się wam z rowerem, wprost w witrynę, przy której sączycie sobie cappuccino? 
  
- Jasne! Czemu nie. – Odpowiada Adi. 
  
  
  
Tydzień później, w trochę mniej mroźny wieczór, siedzieli w tej jego ulubionej restauracji na Ruskiej. W cieniu rozłożystego cytrusa. Przy jednym z tych dużych okien. Przy stoliku intymnym nr 4. Sączyli kawę. W tle Corcovado. Opowiadał jej o ostatnim wernisażu. Słuchała z uwagą, zapatrzona. 
Jakiś kolarz wpierdolił się im wraz z rowerem, przez okno, przy którym siedzieli.




 http://www.youtube.com/watch?v=DMX6E68qJAg






Report this item

 


Terms of use | Privacy policy

Copyright © 2010 truml.com, by using this service you accept terms of use.


You have to be logged in to use this feature. please register

Ta strona używa plików cookie w celu usprawnienia i ułatwienia dostępu do serwisu oraz prowadzenia danych statystycznych. Dalsze korzystanie z tej witryny oznacza akceptację tego stanu rzeczy.    Polityka Prywatności   
ROZUMIEM
1