Poetry

Deadbat


older other poems newer

7 december 2020

Sadhu I

Idzie przez połacie pustych krajobrazów
poprzez skwar i suchość i ból stawów
poprzez ciszę i chłód poranków
poprzez rozpalony gwar i harmider dnia
poprzez ulgę chłodniejszych wieczorów
cisza gór go przyzywa
chłodnych potoków obiecując strumienie
lecz to ludzkie osiedla go karmią
i ciało jego niosą obce ręce
świątynie krzepią jego serce
i czasem radością jest każdy krok
i z rezygnacją akceptuję tą radość
tak samo jak obojętnie akceptuje smutki
kolorowa szmata zwisa na nagim ciele
nie jego
jak to ciało
to tylko
kolejna rzecz do dźwigania
bez końca bo bez początku
Błogosławi porządek
błogosławi chaos
wznosi swoje dłonie ku bezgłośnym bogom
wznosi do nich swe serce i bezgłośną modlitwę
szuka świętej wody i świętego pokarmu
wypatruje świętych domów
aby temu ciału w dalszej drodze pomóc
ciesząc się szczerze każdym starym nowym krokiem
idzie poprzez ulice rzęsiście oświetlone
do świętych miejsc którym przynależy jego bycie
mija płonące stosy i płonące pochodnie
w odwiecznej gorączkowej drodze do prochu popękanej ziemi
tej pod jego bosymi stopami
i do świętej życia rzeki
do światła wszystkich gwiazd
ponad pustynią którą przemierza bez celu przez wieki
ponad głową opartą o długi kij
jego jedynego przyjaciela
idzie






Report this item

 


Terms of use | Privacy policy

Copyright © 2010 truml.com, by using this service you accept terms of use.


You have to be logged in to use this feature. please register

Ta strona używa plików cookie w celu usprawnienia i ułatwienia dostępu do serwisu oraz prowadzenia danych statystycznych. Dalsze korzystanie z tej witryny oznacza akceptację tego stanu rzeczy.    Polityka Prywatności   
ROZUMIEM
1