24 october 2018
Tańcząca dziewczynka
Jesień, koniec października, może początek listopada.Wiał silny wiatr, przenikliwy chłód zwiastował rychłą zimę. Jeden z tych dni, które aż proszą się o towarzystwo kota, pieca, książki. Szedłem główną ulicą sennego miasteczka. Ludzie ukryci za murami domów, wystawy sklepowe z twarzami i pustym wzrokiem znudzonych sprzedawców. Podkulone ogony przemykających psów. Niedbale zaparkowane auta. Martwe kino. Katolicki cmentarz i wszechobecne wrony. Błoto.
Nie szedłem, żeby dojść. Nogi niosły same, bez celu,sensu, oddzielone od czasu i bieżących spraw. To, co nagle zobaczyłem zostanie we mnie na zawsze.
Kościół. Wielki, ascetyczny, cały z czerwonych cegieł. Na pustym placu, podkreślającym jeszcze ogrom świątyni, wirowały kolorowe liście. Kręciły się w jednym miejscu, jakby wzdłuż wyznaczonych przez kogoś lini, a w środku tego wiru, zanosząc się głośnym śmiechem, w kierunku przeciwnym do ruchu liści, kręciła się mała dziewczynka - długie warkocze, czerwone wstążki, zbyt duży płaszcz. Szeroko rozłożone rączki. Wszystko tworzyło niezwykłą, chwytającą za serce harmonię. W oczach dziewczynki dostrzegłem pierwotną radość, której nie było w stanie zakłócić absolutnie nic. Cieszyły się liście. Cieszyły warkocze, wstążki i wiatr. Cieszyły się następujące po sobie sekundy, również ja stajem się częścią tej radości, lecz nie tańczyłem, stałem nieruchomo, bojąc się spłoszyć chwilę. Bo było to jak spotkanie z Bogiem albo czystą prawdą, która do tej pory obcowała sama ze sobą tylko.
Dziewczynka spojrzała w moim kierunku, pomachała rączką i uśmiechnęła się.
Ten uśmiech wszedł we mnie, jak tułacz, który właśnie odnalazł swój zapomniany dom.
Rozgościł się. Został na zawsze.
Ktoś zawołal dziewczynkę, odeszła.
Nikt nie zauważył, że przed kościołem tańczył Bóg.
tak
potrafię jeszcze płakać
odnalazłem w tym uśmiechu
pierwszą bajkę
zapach chleba
wody łyk
w tym uśmiechu
róża zakochała się we wschodzie słońca
a zaśpiewał o tym muzyk ptak
potrafię jeszcze płakać
tak