6 october 2023
Wokół nihilizmu (łagodnie)
Ostatecznie nie stało się nic. Nie potrafię wyrazić niczego poprzez te najprostsze z możliwych zwrotów, które dyktuje mi głos z tyłu głowy. Nie jest pomocny.
Parę zwyczajnych, a może nawet zwyczajowych - kto wie - zjawisk, następujących w najzupełniej przypadkowych konstelacjach, a jednak zapamiętuje się je jako część etapu.
Z braku lepszego zajęcia, a także z powodu nieznanej ambicji - którą właściwe także należałoby poddać analizie, choć już sama dwoistość tej motywacji jest dostatecznie problematyczna dla mojego niewydolnego umysłu - poszukuje się w tym jakiegoś sensu.
Że ma być to sens absolutny, można powiedzieć tylko pod szczególnymi zastrzeżeniami. Wydaje mi się, że czemuś takiemu poświęca się zazwyczaj większą uwagę, a ponad to pojawia się więcej skrupułów.
Jednak jakie skrupuły można mieć wobec czegoś tak niezwykle osobistego? Tu także należałoby to czy coś innego zastrzec. Samą przyjemność, która bierze się z aktualizacji danego faktu w oku umysłu, można w końcu nazwać wolnością. Ograniczoną, ale jednak.
Nie stało się nic. To chyba jest najbardziej intrygujące, choć przecież w żadnym wypadku nie oczekiwało się, że może stać się cokolwiek. Być zaintrygowanym to jednak nie jest to samo, co być zaskoczonym. (Wydaje się, że dziś już nie ma co liczyć na jakiekolwiek zaskoczenie). To pierwsze przejawia się jako jakaś niejasna chęć uczestnictwa w bieżącym przedsięwzięciu. Po co? Przecież zbyt późno by wyciągać wnioski, i cóż jest warta wiedza, którą nie ma możliwości podzielić się? Nareszcie w życie wprowadza się tylko ten niezbędny program minimum, który w końcu przestaje być wiedzą, a staje się odruchem.
Nie stało się nic. W taki sposób można wyrazić rozpacz, czczość egzystencji, która nie zmierza donikąd, a jest jedynie serią wglądów w jakieś kieszenie rzeczywistości - trudno powiedzieć cokolwiek o ich wzajemnym usytuowaniu. Może niektórym wydaje się, że gdy wypowiadają takie słowa, objawia się życie w swojej zupełnej nagości, a przez to stają się one swoistą formułą modlitewną - oczywiście o ile są jeszcze zdolni do głębszej refleksji. Przyjmijmy więc, że to fantazja, próżna kwiecistość myśli podążającej sama za sobą.
Nie sało się nic. Zazwyczaj jest to jasne. Tak jasne, że aż oślepia, a wówczas równie nienaturalnym byłoby stwierdzanie, przyjmując, że język jest rzeczą wspólną, jak za dnia obwieszczanie innym, że świeci słońce. Choć przecież niekiedy mówi się o tym. To, że nie dzieje się nic, jest czymś tak wyraźnym, że już niedostrzegalnym, albo wręcz niemożliwym do spostrzeżenia. Nikt o tym nie myśli ani nie mówi. Jeśli się to widzi, uważa się, że nie ma o czym gadać, i że wiele spraw jest znacznie istotniejszych, choć - według mnie - to paradoksalne. Trudno powiedzieć, czy należy ubolewać, iż tak doniosła rzecz opiera się najprostszej z reguł myślenia, zasadzie niesprzeczności, czy też może zachwycić się tym jak pewien dwudziestowieczny myśliciel kiedy odkrył, że mówi się prozą.
Nie stało się nic. Jest jeszcze trzecia droga, może nieco przewrotna, albo po prostu wymagająca odrobiny humoru (mimo skromności tej myśli wierzę, że jest jedną z tych, które nie zdarzają się od tak na codzień). A może perwersji - jednak zdecydowanie nabytej. Uznać, iż banał w samym sercu ludzkiego świata jest w istocie dobrze wymierzonym ostrzem boskiej ironii. Choć trudno zrozumieć, do czego ta dokładnie się odnosi, to sama łatwość, z jaką przyjmujemy wyższość bogów nad istotami ludzkimi wskazuje, iż warto badać jej zasadność. W przeciwnym wypadku również moglibyśmy pozostać - w pewnym szczególnym znaczeniu tego słowa - optymistami.
Wszystko ma swój czas. Pogląd pogodnych fideistów. Także czas, by docenić bogactwo, które skrywa się w nicości, przychodzi i odchodzi. Niegdyś usiłowałem tropić ją, zbaczając często z obranego kursu i kierując się ku światom mistycznym, kiedy indziej kontrując ją myślą empirystów - w ten sposób mój instynkt kierował mnie ku jak najwyższym napięciom. Do dziś wspominam niektóre erupcje z pogranicza znanych mi możliwości określania jako materiał na niezwykłą twórczość. Absurd jednak polegał na tym, iż były one przeznaczone nie mnie, lecz wieczności. Kiedy tylko to pojąłem, postanowiłem zbuntować się.
A więc jak wieloznaczne może być nic i jak bardzo może mieszać nam w głowach! krzyknęła pewna młoda kobieta, kiedy referowałem swoje poglądy grupie słuchaczy zebranych w parku.
Istotnie, młoda damo, nawet pani nie wie, jak wiele ma racji.