Poetry

Mirosław Ostrycharz


Mirosław Ostrycharz

Mirosław Ostrycharz, 2 july 2010

Źdźbło trawy

Odpływam. Żółte słońce stoi w chmur oddali
i zerwane źdźbło trawy więdnie w mojej dłoni.
Już wiem, że się niczego nie uda ocalić.
Toną przybrzeżne trzciny w białych bryzgach fal,
nikną drewniane tratwy w srebrnoszarej toni,
z każdym ruchem wioseł.
 
Mój pejzaż utracony ginie w snów oddali,
mały ognik zaledwie żarzący się w mrokach.
Już wiem, że się niczego nie uda ocalić.
Nikną wyspy szczęśliwe w białych bryzgach fal,
toną łódki z papieru w rozległych zatokach
smutku, który niosę.



Mirosław Ostrycharz

Mirosław Ostrycharz, 2 july 2010

Przy Brahmsie

W ciszy nocy przy Brahmsa dźwiękach przejmujących
swym chłodem i tragedią rozełkanych smyczków
skrzypiącym piórem smutku usiłuję pisać
o samotności godzin mrocznych i milczących,
o bólu, o rozpaczy, co w sercu się chowa
i staje się powoli moim przeznaczeniem,
o mojej duszy gniewnej i wprawnej w cierpieniu...
Z trudem oswajam dzikie, zalęknione słowa.



Mirosław Ostrycharz

Mirosław Ostrycharz, 1 july 2010

W południe

Wbite w błękit drzew korony
nad ogrodem tkwią w bezruchu.
Mignął motyl zagubiony
w gąszczu pokrzyw i łopuchu.
           
Łąka z rzadka nakrapiana
w plamy drobnych białych kwiatów
olbrzymieje już od rana
w nieskończoną bezbrzeż światów.
 
Za olszyną woda w stawie
śni sen słońcem roziskrzony,
w cieniu grabu zasnął w trawie
Bóg spiekotą dnia znużony.
 
W sennym skwarze letniej ciszy
pies wygrzewa się pod płotem,
dech ogrodów wonnych dyszy
wróblim wrzaskiem i świergotem.



Mirosław Ostrycharz

Mirosław Ostrycharz, 1 july 2010

* * *

Ciepły wiatr rozkołysał złociste dziewanny,
płonie mak zabłąkany w warg cierpkich purpurze,
blask słoneczny rozpętał w twych oczach snów burze,
gdy chłonę białych piersi urok nieustanny.
 
Zaklęcia jakieś szepczesz bezwiednie po cichu,
gdy rozpalam twe ciało pożądliwą dłonią,
omdlewa czarów naszych odurzony wonią
żółty motyl utkwiony na jaskra kielichu.
 
Wplątane w twoich włosów zawieruchę złotą
kąkole chylą ku nam kwitnące bezmiary,
wirują wielkie osty, czułe dłonie, skwary
w mych oczach oślepionych twoich warg pieszczotą.



Mirosław Ostrycharz

Mirosław Ostrycharz, 24 june 2010

* * *

A ja cię poprowadzę w głębie tych przestrzeni,
które wewnątrz luster zawisły bez nazwy.
Popatrz, jak się słońca opal tam płomieni,
chociaż z naszej strony dawno już zagasły.
 
A ja cię poprowadzę w niezwykłe krainy,
gdzie zmyślone światy czekają w pomroce,
aż znane nam tylko nazwy im wrócimy.
Będziemy oboje jak stwórcy wszechmocni.
 
A ja cię poprowadzę w baśniowe doliny.
Tam kwiaty na łąkach czekają cierpliwie,
aż tajemnic naszych słowa wymówimy,        
by zabrzmiały w baśni – jak nigdzie – prawdziwie...
 
A ja cię poprowadzę...



Mirosław Ostrycharz

Mirosław Ostrycharz, 24 june 2010

* * *

Dwie chronię w sobie miłości:
pierwszą – z przydrożnej kapliczki,
w świec zapatrzoną płomyczki,
niemą z rozpaczy od wielu dni.
 
Druga – to ty.



Mirosław Ostrycharz

Mirosław Ostrycharz, 22 june 2010

* * *

Idę drogą, bezdrożem, byle dalej przed siebie.
Przeganiają się chmury po wieczornym już niebie.
Przydrożny jesion w wietrze łopocze resztą liści
poszarpanych i chorych, pobielałych na mrozie.
Niczym wilki jelenia w zadrzewionym wąwozie
ze zbliżaniem się zmierzchu osaczają mnie myśli
- o mych dawnych marzeniach, snach rojonych na próżno,
kruchej, cichej radości, która przyszła tak późno.



Mirosław Ostrycharz

Mirosław Ostrycharz, 22 june 2010

W ogrodzie

W ogrodzie smutek, cichy żal
i łzy, o których się pamięta,
otumaniona, pusta dal,
noc mgłą i rosą rozmoknięta.

W ogrodzie martwe, uschłe drzewa,
nagich konarów ból i rozpacz.
Opadłe liście wiatr rozwiewa,
czas zamazuje jasną postać.

... I krzyk topoli w dal zamroczy
ruiną wronich gniazd !
Idę przez ciszę raniąc oczy
popiołem zgasłych gwiazd.



Mirosław Ostrycharz

Mirosław Ostrycharz, 22 june 2010

Skarb

Dowiedzieli się o skarbie w karczmie od gęślarzy.
Nie wiedzieli, co się z nimi pośród mroków zdarzy.

Przed wieczorem wyruszyli na spotkanie losu,
o północy się znaleźli na wzgórzu wśród wrzosu.

Siedli obaj na kamieniach tuż nad krańcem świata,
za plecami im szumiały nicość i zatrata.

Popatrzyli w noc i w ciszy żuli kęsy chleba,
aż rzekł jeden do drugiego: „Tu nam kopać trzeba.

Przy kopaniu zaśpiewajmy, by odegnać zmory,
co się żywią mgłą i ciszą zapadłą w przestwory.

Pośród mroków z pieśnią raźniej pójdzie nam robota.
Dokopiemy się śpiewając do skrzyń pełnych złota !”

Patrzył księżyc, jak z przyśpiewką wbili w darń łopaty,
jak rzucali śpiew i ziemię na trawę i kwiaty,

jak ciemności się kołyszą od dźwięcznych zaśpiewów,
jak się nicość na nich czai wśród zmroczonych krzewów.

Dokopali się do skrzyni brzęczącej od złota,
zamąciła im rozumy błyszcząca marnota,

zapomnieli o przestrogach, o czarach i śpiewie,
wyrywali sobie skrzynię w zawiści i w gniewie,

zataczali się od ciosów, oślepli z chciwości
w wirze walki wpadli w otchłań bezdennej nicości

i już nigdy ich i nigdzie nie było na świecie.
Tylko śpiewka zapomniana jeszcze o nich plecie,

z wiatrem błąka się w pustkowiu, w kępach traw osiada,
resztką dźwięków baje baśnie, dziwy opowiada.



Mirosław Ostrycharz

Mirosław Ostrycharz, 21 june 2010

* * *

Osypał biały szron
zarysy siwych brzóz.
Srebrzystych świateł zgon
rozmazał w szybie mróz.

Wciąż inny płynie czas.
Gdzieś na rozstajach dróg
błękitom śni się las,
umiera jakiś bóg.




  10 - 30 - 100  






wybierz wersję Polską

choose the English version

Report this item

 


Terms of use | Privacy policy

Copyright © 2010 truml.com, by using this service you accept terms of use.


You have to be logged in to use this feature. please register

Ta strona używa plików cookie w celu usprawnienia i ułatwienia dostępu do serwisu oraz prowadzenia danych statystycznych. Dalsze korzystanie z tej witryny oznacza akceptację tego stanu rzeczy.    Polityka Prywatności   
ROZUMIEM
1