Poetry

Pi.


Pi.

Pi., 30 april 2019

spowiedź

a wtedy puszczaliśmy mieszkańcom
wielopiętrowca "Przyjaciół Pana Cairo"
chcieli czy nie chcieli
musieli
przekroczyć próg świadomego wkurwu
by wyłączyć bezpańskiego boomboxa

a wtedy ustawialiśmy żeliwne ławeczki
w poprzek ulicy Polanieckiej
chcieli czy nie chcieli
musieli
się hamować zaciągać wyjść z siebie
by przywrócić nudną równoległość

a wtedy wiązaliśmy stalowe łańcuchy
do klamek drzwi przeciwległych mieszkań
chcieli czy nie chcieli
musieli
przeklinać gdy buntowały się
i stawiały opór do samego wewnątrz

więcej tamtych grzechów nie pamiętam
ale tych ani innych
nie żałuję


number of comments: 1 | rating: 2 | detail

Pi.

Pi., 17 april 2019

traktat o człowieczeństwie

a jeśli ci sami
którzy łzami próbowali
ugasić Notre Dame

robili sobie selfie
z trzyletnim Aylanem Kurdi
na tureckiej plaży

to dziś też ocaliłbyś
Barabasza?


number of comments: 2 | rating: 3 | detail

Pi.

Pi., 16 april 2019

amputacja

jestem blizną, jestem raną, jestem świeżą zgorzelą.
resztką, pozostałością, fantomowym snów swędzeniem.
mogłabyś zapomnieć, ale ból cudowny to wynalazek.

byłem wczoraj, byłem w tamtym miejscu, gdzie ślad
w błocie wysuszył czas. byłem sobą, byłem z tobą,
zanim rozpełzły się robaki po wzajemnych emocjach.

będę gryzł, będę śnił, będę z rozkoszy nienawidził.
cienka bowiem jest kurtyna między skrajnościami. bywa 
że wiersz mdli jak wysięk prosto z przypalonego ropnia.


number of comments: 1 | rating: 3 | detail

Pi.

Pi., 13 april 2019

inna

a kiedy wsiada do pociągu, wnosi ze sobą do przedziału 
pamięć ostatniego wieczoru, smak czerwonego wina, 
rozbujane biodra ocierające się o inne biodra w leniwym tańcu, 
panikę poranka, pośpiech sprzed lustra i kompromis 
ze zbyt szybko pożerającym czas czasem.

a kiedy wysiada w życie, zabiera ze sobą zapach kanapki 
z jajkiem, opowieść o przebytych chorobach dzieciństwa, 
żal i frustrację podjętymi nieopatrznie przedwczesnymi wyborami,
wewnątrzmałżeńskie gry o domowy puchar dominacji, 
i rozładowaną od szeptów baterię telefonu.

oto przemieszało się. jest inna.


number of comments: 2 | rating: 4 | detail

Pi.

Pi., 13 april 2019

black hole

i co z tego, że dotąd nie wiedzieliśmy, jak niewiele dzieli 
nas od wieczności. wymyślona niegdyś teza nie załatwia 
sprawy. to było tylko nieudokumentowane podejrzenie.

do teraz. może i lepiej nie być świadomym, że gdzieś 
tam kiedyś zbiegną się wszystkie sekundy, neurony, fabuły 
niejednokrotnie pozbawione sensu, puenty bez kulminacji,

oraz wszystkie te błędy, na których poprawienie marnotrawimy 
doczesność życia. może lepiej było trwać w złudzeniu, że nic 
nie musi być przebaczone, że można posolić zimne kakao,

przekroczyć dozwoloną w terenie zabudowanym, przekłamać 
coś dla świętego spokoju, utopić się w cichym rozgoryczeniu, 
albo poddać furii nadciągającego przenicowania. nigdy nie łkać.

teraz gdy już wszystko wiemy, trzeba jednak wykupić moralne 
ubezpieczenie. na wypadek buntu powszechnej grawitacji. 
teraz gdy już wiemy, że znikamy - zniknijmy nadświadomie.


number of comments: 1 | rating: 4 | detail

Pi.

Pi., 29 march 2019

kim nie jestem

ze zwykłej wiedzy o społeczeństwie miałbym świadectwo 
z czerwonym paskiem, albo wirtualny milion za milion 
w rozumie. z wiedzy o sobie - świadomość podskórnego

istnienia czarnych dziur oraz wzór na przyciąganie kłopotów. 
moje ściągają cudze z prędkością załamywania światła. 
nie załamuję rąk. mam defekty z których mógłbym być

dumny. gdybym tylko obnażał się gdzieś w programach reality.
słowny ekshibicjonizm jest mi obcy. język pashtu jest mi obcy, 
choć prędzej dogadam się z dobrotliwym pasterzem kóz,

niż ze sprzedawcą złudzeń z lustra. nigdy nie piszę o sobie - 
zawsze się oszukuję. introwertyczny terroryzm. biorę was 
na świadków. bez wstępnej kwalifikacji. bez wstępnej gry.

i tak we własnych oczach zasługuję na każdą nagrodę 
w kategoriach pokrewnych aktorstwu. unikam proscenium. 
unikam przeciągów. taki ze mnie przewrażliwiony dramat.


number of comments: 1 | rating: 4 | detail

Pi.

Pi., 29 march 2019

Zajączki

Kochają mnie zatłuszczeni mężczyzni około czterdziestki.
Ci z lodowatym pustym łóżkiem i ci z porywczą ciężką ręką.
Albo kochają mnie bladzi chłopcy, od trzydziestu pięciu lat wzwyż.
Ci zawieszeni gdzieś w próżni pomiędzy poprzednimi żonami. 
 
A One patrzą na mnie z bezimiennych zdjęć w małżeńskich sypialniach. 
Wciąż uwieszone na szyi. Wciąż rozdyndane jak kamienne sople chłodu. 
Hipnotyzują, gdy kochają mnie śmieszni tatuśkowie po pięćdziesiątce.
 
Uwielbiam faceta. Ma dwadzieścia, najwyżej dwadzieścia trzy lata.
Ubóstwiam jego bezczelne wnętrze i tę słodką ciemność wewnątrz wnętrza.
Mówi, że nigdy nie miał czasu, aby znaleźć sobie odpowiednią kobietę. 
I nikt nie wisi na jego szyi. No może tylko srebrny krzyżyk na sznureczku.
 
Ten krzyż delikatnie drapie moją kość policzkową, kiedy On jest na górze. 
Ten krzyżyk wiruje i błyskocze mnie przez powieki. Zajączki! Wokół zajączki!
On nie przerywa. On się teraz uśmiechnie. Szczypnie mnie ustami w usta.

VERA POLOZKOVA
tłum. Piotr Mosoń


number of comments: 1 | rating: 2 | detail

Pi.

Pi., 8 january 2019

Wenus nie ubiera się u Prady

 
przychodzą i odchodzą
trendy mody i najnowsze stajle
ale gdy zastygasz przed pełną szafą
to w marmur nieskończenie zimno

i bezwzględnie odpadają puste ramiona
gdy nie ma co na siebie włożyć
by się sobie przypodobać

samej


number of comments: 2 | rating: 3 | detail

Pi.

Pi., 2 january 2019

felidae

 
maszyna nieskończoności
składa się z jednego kota
w trzech kocich wcieleniach
kot
jest naraz byłym kotem
kotem który istnieje tu i teraz
oraz kotem który dopiero nastąpi
kot 
potrójnie na zakładkę złożony
jest w spiralną rozciągniętą helisę
przepleciony w yin yang pi razy kwadrat
kot
produkuje zawzięcie megawaty mruczenia
mógłby nimi napędzić wszechświat
ale kot ma ten wszechświat nieskończenie
w dupie


number of comments: 3 | rating: 5 | detail

Pi.

Pi., 29 december 2018

Anna od przypadków

Drżę. Tymczasem Anna mówi, że najlepszy jestem 
w depresyjnych wierszach. Że bez poezji dałbym się

pochłonąć. Dlatego sugeruje mi wizytę u wyroczni. 
Zabaw się i nie musisz wierzyć w żadne przypadki.

Nawet gdybyś wyciągnął nić z dyndającymi kochankami 
na ostatecznym jej węzełku, to tylko twórcze połączenie

przeciwieństw. Podobno się przyciągają. Podobno 
kontrasty dążą do przemieszania. Wciąż nie wierzę.

Anna jest przypadkowa. Anna jest pierwsza z brzegu. 
Ja jestem ostatni. W tym wierszu wcale nas nie ma.


number of comments: 2 | rating: 8 | detail

Pi.

Pi., 28 december 2018

czas strat

koniec grudnia. zima udaje że przyszła. wcześniej 
jesień pożartowała, że poszła. cały rok zresztą jakiś 
mocno oszukany. najpierw obiecywał, obmacywał,

kusił możliwościami. gdy zastygłem po uniesieniach 
w apetycie na następne - pokazał srogiego wała. tu cię 
mam! zrywaj kartki, odliczaj dni, osiągaj łatwe nirwany,

ale nie myśl o żywych nagrodach. nawet w kalendarzach 
trzeba czytać to co szarym maczkiem. nikt już nie daje 
gwarancji na miłość. nikt nie wymienia czasu na lepszy.

jeśli przyzwyczaiłeś się do dobrego, to przyzwyczaiłeś się 
do wszystkiego. będą niespodzianki, bo idzie czas strat. 
niby zwykły koniec grudnia, a taki zwykły koniec świata.


number of comments: 3 | rating: 6 | detail

Pi.

Pi., 20 december 2018

monologizm

z ciszą
nie masz szans
podyskutować


number of comments: 3 | rating: 6 | detail

Pi.

Pi., 18 december 2018

mroźny poranek

drzewa rosną z nieba
korzeniami łaskoczą chmury
śnieg to czy szklana manna?
nie wiem ale chichoczę
w niebogłosy

aż ze śmiechu pękają 
sople


number of comments: 2 | rating: 5 | detail

Pi.

Pi., 11 december 2018

pestycydy

nadal z tobą rozmawiam. skarżę się, narzekam, klnę. 
czasem rzucę jakimś naprędce spłodzonym dowcipem, 
a potem udaję, że razem zaśmiewamy się do nagich łez.

usiłuję nie zauważać, że dialog zrobił się jednostronny, 
jak osiedlowa uliczka nieodwołalnie prowadząca pod 
poobijany trzepak. milczenie przeszkadza jakby mniej

gdy korzystam z magicznych zdolności domyślania się
czego mogłabyś właśnie zapragnąć. jestem wytresowany,
więc ani przez chwilę nie warknąłbym "to twój problem".

przecież wiem, że poczucie winy jest jak chwast. kiełkuje
gdy tylko odwrócę wzrok, wyprostuję zgarbione sumienie,
spróbuję pozbyć się odpowiedzialności. wciąż potrafię

wsłuchiwać się w polujące na światło chlorofile. mogliśmy 
być pierwszą oazą (tą sprzed ery ludzi), gdybym tylko wciąż
nie karmił cię własnymi złudzeniami. jak falą pestycydów.


number of comments: 1 | rating: 3 | detail

Pi.

Pi., 9 december 2018

czas niepogody

poeta ostrzega. ocieplenia bywają kurewsko złudne. 
już znad północnych fiordów nawiewa chłodem relacji.
już spod kowna i tarnopola nadciągają zniechęcenia.

plaga samobójstw wiosennych jest prawdopodobniejsza
niż blady śnieg w środku kwietnia. czysty żywy niż.
będziemy rozstawiać na mapie teraz symbole. patrz:

- tu cię bardziej kocham, a za to i to mógłbym zrobić
o krok za dużo. na kant hop! na czas deszczu, burzy,
przepowiedni. byle nie doszło do pęknięć, bo jeśli

staniemy po przeciwnych stronach to krawędzie dojrzeją
w kaniony. będziemy stać twarzą w twarz, zaklinać wiatr
i wierzyć że da się słowami zasypać klify, mgłą puste

ramiona. że da się choćby obejść przekreśloną przestrzeń. 
wspólną jak przeszłość - niekoniecznie najkrótszą drogą. 
bo choć świat jest idealny na podróż, to bez mapy ani rusz.


number of comments: 1 | rating: 2 | detail

Pi.

Pi., 7 december 2018

Odpowiedź

Zamieszkajcie w nieznanych klasztorach,
w łodziach podwodnych, w wymyślonych kniejach.
Napiszcie jakąś teatralną sztukę.
I żeby coś było w zabawnych grymasach.
Niech ktoś dla was tańczy walca!
I jeszcze jeden i jeszcze raz.



Wypolerujcie broń, doczyśćcie amunicję.
Załóżcie sztuczne brody i korony,
lub płaszcz zapomniany od dawien dawna.
Wypełnijcie luki w mozaikach ikonami.
Módlcie się, płaczcie i wracajcie.
Dla siebie i do siebie.


Lub odwiedźcie cerkiew Świętego Salomona.
Okryjcie tam zziębniętych kocami.
Sprzedawajcie pod murami indyjską herbatę,
albo zabawki z paper mache wracającym ze szkoły.
Choćby nawet drewniane wisiorki.


Uwierzcie derwiszom 
i nie zakładajcie własnej zbroi zwątpienia.
Wszystko róbcie. Dosłownie wszystko co chcecie,
ale wciąż pytajcie świat o odrobinę miłości.
Kiedyś pojawi się odpowiedź.


EWA RAJSKA
przekład z ukraińskiego: Piotr Mosoń


number of comments: 1 | rating: 2 | detail

Pi.

Pi., 3 december 2018

stracenia

stoi krok przede mną. przeprasza. że rozmawia. 
że nie może rozmawiać, bo stoi. na blat wykłada 
powody: ser, pomidor. pora. jakieś bułki. potem

gesty. nerwy. a szept robi się teatralny i ostateczny. 
syczy w telefon, że nie będzie się znów powtarzać. 
ale się powtarza. że nie może teraz rozmawiać.

ale przecież rozmawia. i stoi. choć w końcu mogłaby 
zamilknąć, skupić się na tym co tu. się przesunąć
i nie być tą znienawidzoną krwinką, która doprowadzi

sklep do zawału. a wrze. ciśnienie wzrasta. szemrzą 
szmery. ktoś traci cierpliwość, ktoś traci dystans.
ona traci tylko telefon. jej ktoś traci nad nią kontrolę.


number of comments: 1 | rating: 1 | detail

Pi.

Pi., 1 december 2018

majowe popołudnie

to był krąg z betonu ale jednak krąg
wpuszczony głęboko pod powierzchnię trawy

często najczęściej po majowym deszczu
zbierała się tam woda i lekkomyślne żaby

staliśmy w krąg wokoło betonowej pułapki
i uczyliśmy się zabijać bezbronne grudy życia

najpierw zrobiliśmy im drezno ale kamienie 
i cegłówki szybko się skończyły a żaby wcale nie

to wtedy alfred poszedł w krzaki i wrócił 
z naręczem karbowanych prętów zbrojeniowych

rzeź to była rzeź aż chlapało gdy miotane dzidy 
przebijały panikę i pierwotny charkot mięsa

alfred poślizgnął się na skrwawionym błocie i wpadł 
prosto w pływającą jeszcze niedomiażdżoną masę

zanim poszedł pod wodę to spojrzał na nas 
z niezwykłą jak na niego bojaźnią normalnie jak żaba


number of comments: 1 | rating: 1 | detail

Pi.

Pi., 1 december 2018

stary wiersz a może

A może wiersz?
Stary?

Stary!
Wiersz? A morze?


number of comments: 1 | rating: 2 | detail

Pi.

Pi., 1 december 2018

niedziś

nie dziś
prychnęła tanim alkoholem 
gdy zapytałem czy to zaraz będziemy się kochać

to było
strasznie niesprawiedliwe z jej strony
bo cały ciężki tydzień 
cierpliwie odkładałem ćwiartkę z każdego dolara
żeby w piątkowy wieczór kupować jej te zielone drinki z parasolką
cały ten tydzień 
ćwiczyłem jak po dżentelmeńsku 
otworzyć jej drzwi do baru "U Sida i Nancy"
cały boży dzień 
doprowadzałem kościelne buty do stanu lustrzenia
całe długie przedpołudnie 
czyściłem ręce ze smarów i oleju
niektóre paznokcie starłem niemal do krwi
całą cholerną godzinę 
prasowałem dżinsy i koszulę w kratę
cały pierdolony kwadrans 
szorowałem zęby, dziąsła i zrujnowane plomby
ten zapach mięty przyprawia mnie o nadchodzące rzygi

a ona 
że 
nie dziś?

ale 
kiedy wychodziliśmy
z baru "U Sida i Nancy" 
po kilku zielonych drinkach
(połamane parasolki zachrzęściły pod wypastowanymi butami)
i Layla potknęła się o próg 
lądując w kałuży na kolanach
to wtedy skórzana czarna spódniczka 
zadarła jej się aż na plecy
i zobaczyłem jej śnieżnobiałe majtki 
z prześliczną różowiutką kokardką

zacisnąłem zimne pięści i postanowiłem
że to jednak będzie
dziś


number of comments: 1 | rating: 2 | detail

Pi.

Pi., 26 november 2018

wryty

 
czasami staję jak wryty
gdy w moim świecie pełnym porządku i harmonii
coś się nagle i niespodziewanie
psuje

a chciałbym stanąć jak wryty
gdy w moim świecie chaosu i dysonansu
coś się nagle i niespodziewanie
naprawi


number of comments: 5 | rating: 6 | detail

Pi.

Pi., 26 november 2018

mglisto

trudno określić gdzie się zaczyna. najpierw wszystko jest na ostro.
przejrzystość godna poranka jak nagroda za noc. a jeśli nagród
nie ma? czyżby karą za ciemność między nami miała być mleczna

biel między miejscowością A i miejscowością B? między skupiskiem
komórek i synaps, które w odpowiednich okolicznościach kocham,
i tych które coraz częściej uważasz za boleśnie spowszednione?

gdzieś przecież wykluwa się nasza mgła. bez zawirowań, bez kłębów - 
dziura bieli, która zasysa, wciąga by wypluć na ścianę, las drzew
lub w przepaść. zostawi bez zmysłów. omami. przekręci błędnik.

i nie będzie nic na ostro, nic zorientowane na tu i teraz. omglenie?.
trudno określić gdzie się skończy. najpierw wszystki będę bólem,
potem ćmieniem, niewygodą. potem się zrodzę. jak kiepski horror.


number of comments: 2 | rating: 2 | detail

Pi.

Pi., 18 november 2018

don kichot

Dulcyneo! moja Dulcyneo. myślę że miłość do Ciebie jest jak 
boksowanie się z narowistym wiatrem. namacham się, namacham, 
a prędzej czy później i tak przyciśniesz mnie do zimnego błota.

tyle spustoszenia weszło już między nas, Dulcyneo. pustych słów,
pustych obietnic, pustych niedopowiedzeń. tyle ich, że przestałem 
się gubić, bo wszystko stało się klarowne jak trzeci miesiąc

morskiej ciszy. nie ma mnie już Dulcyneo! zbroja pordzewiała
od soli i nie wiesz, czy to zwykły podmuch wilgoci znad oceanu, 
czy zwykłe łzy. nie wiesz, że moja twarz zarastałaby kurzem,

gdyby nie nasza historia, więc zarasta historią. gdyby nie ten
kurz, nikt nie rozpoznałby mnie we mnie. to moja będzie pokuta, 
że stanę się trzeciorzędnym wątkiem, tłem na którym błyśnie

twoja nieobecność.. ja - twój hidalgo - niedopieszczony przypadek 
w krajobrażni zrujnowanych miłością wiatraków. czyjaś Dulcyneo! 
nie wiesz jak bardzo już jesteś w innej historii. mniej pustej.


number of comments: 1 | rating: 2 | detail

Pi.

Pi., 16 november 2018

wewnątrz zbioru wspólnego

czterdzieści procent Polaków 
nie rozumie co czyta.

sześćdziesiąt procent Poetów 
nie rozumie co pisze.

kurwa,
o co mi właściwie chodziło?


number of comments: 1 | rating: 1 | detail

Pi.

Pi., 16 november 2018

aktualizacja

było:
walczy o życie

jest:
przegrał


number of comments: 3 | rating: 2 | detail

Pi.

Pi., 15 november 2018

głębiec

brodzisz. woda jest mądra, cierpliwa i uparta. to nie jest 
twój pierwszy raz. to nie jest jej byle pierwszy przypływ.

wznosisz modły i wzrusza się muł. dobrze przyjrzyj się
martwościom poroznoszonym przez niezależne prądy.

idzie szkwał. idzie szarość, która obróci spokój w perzynę.
zmieni topografię podwodnych skał, poprzesuwa pułapki

pod nieświadome stopy. stoisz, więc grzęźniesz. idziesz
wbrew brudnej fali, a buntuje się krwawy alert. wybuchnie

od pękniętej ślimaczej skorupki, więc ściągnie ryby na żer.
woda jest uparta i nieskończenie cierpliwa. już nie brodzisz. 
- już jesteś głębiną.


number of comments: 2 | rating: 3 | detail

Pi.

Pi., 14 november 2018

tetris

na początku były tylko różnice. zadziory, pęknięcia, blizny 
po poprzedniościach. przymierzali się do siebie, jak wstydliwe 
jeże - przeostrożnie. dwa kroczki ku sobie, unik, jeden obrót

na skos. specyficzne tango rozpisane na dwa okaleczone 
kompleksami temperamenty. i tak nie pasuje jedno z drugim 
i nijak też jest im od pary. przyciągać to się mogą jakieś

magnesy a nie ciała - mówiła. chcę cię czuć całą powierzchnią 
siebie - szeptał. więc prowadzili eksperymenty w przenikaniu 
intymnej antarktydy. parzyło gdy parzyło, mroziło gdy mroziło,

raziło zmiennym prądem. cierpiała torturowana wrażliwość, 
ale do wszystkiego idzie się przecież przyzwyczaić. nawet 
do tego drugiego człowieka. rozgłaskali draśnięcia, strupy

rozcałowali, odpadły traumy. jak w tej wirtualnej zabawie 
klockami - wystarczyło sobą szczelnie wypełnić przestrzeń, 
by nie było niepotrzebnych różnic na końcu. by nie było końca.


number of comments: 2 | rating: 5 | detail

Pi.

Pi., 13 november 2018

najlepszy

 
mój najlepszy wiersz
to ten który najbardziej boli
mnie
w którym wyrwy są już pokryte
nawarstwioną gangreną
w którym wszystko przestało
pulsować
i nawet gdybym go zaczął od słów
że znów ciebie mniej we mnie
to bardziej boli gojący się brak mnie
w tobie


number of comments: 1 | rating: 3 | detail

Pi.

Pi., 6 november 2018

żaden wiersz

 
nie będę pisał wiersza o brakach. po co
wypełniać lukę, która mówi więcej, gdy
jest niezamieszkana. jak gniazdo pełne
skorupek. i czyjejś przeszłej obecności.

już nie ma. było. żadnej pewności że będzie.
nic, które puchnie do symbolu. nic, o którym
beztrosko kłamię, bo jeszcze przed chwilą
obiecywałem brak wiersza. a tu jest! o niczym.


number of comments: 1 | rating: 4 | detail

Pi.

Pi., 30 october 2018

Rybeńka

Rybka – Tak!. Dostałem od niej to imię.
Na wyłączność i własność. Nie chciała nic w zamian,
tylko pozbawioną innych balastów pierwotną świadomość,
że oto Ja – biały jak najbielsza sól tropikalnych mórz,
że wchodzę pod skórę, gniotę, kłuję, że uwieram.
I że nic mnie stamtąd nie wymaże.

Obiecywała – Tak! Będę pisać!
Potem przychodziły pocztówki z nieznanych światów
Na pocztówkach ruiny. Albo egzotyczne przysmaki tamtejszej
kuchni. Nic ważniejszego, niż odrobina słów o tęsknocie.
Że już koniec podróży. Bo drży światełko.
Bo tunel. Bo żaden pociąg.

Rybeńka – Tak! Dała mi to imię.
I kilka słów mi jeszcze dała. Że bardzo chce mnie
znów sobą dotknąć. Pragnąłem bardziej. Z tego pragnienia
nauczyłem się czekać. Z tej cierpliwości nauczyłem się pływać.
Systematycznie poznawałem wszystkie przybrzeżne laguny.
Oswoiłem niejedną zatokę. Udomowiłem szelf.
Osierociłem piaszczystość brzegu.

Obiecywała – Tak! Tak! Doczekasz się.
Przecież wrócę. Dlatego nie mogłem nic przegapić.
Przestałem śnić, przestałem przymrużać oczy do słońca.
Pozwoliłem ostrej soli wejść pod powieki, gnieść, kłuć i uwierać.
Żadnego rozmawiania. Żadnego zbędnego oddychania.
Aż wreszcie stałem się rybą. Wtedy przyszła plażą.
I wyjęła mnie z wody.

HALYNA KRUK
przekład z ukraińskiego: Piotr Mosoń


number of comments: 2 | rating: 4 | detail


  10 - 30 - 100  






wybierz wersję Polską

choose the English version

Report this item

 


Terms of use | Privacy policy

Copyright © 2010 truml.com, by using this service you accept terms of use.


You have to be logged in to use this feature. please register

Ta strona używa plików cookie w celu usprawnienia i ułatwienia dostępu do serwisu oraz prowadzenia danych statystycznych. Dalsze korzystanie z tej witryny oznacza akceptację tego stanu rzeczy.    Polityka Prywatności   
ROZUMIEM
1