Voyteq (Adalbertus) Hieronymus von Borkovsky, 18 march 2011
ten czas
jest świątynią czasu –
znów odświętne stoły
będą za ciasne
a prawdziwe puste miejsca
nie wychylą się z ukrycia
znów obok kochanki
usiądzie inny mężczyzna
przełamie się z nią opłatkiem
by zaraz zmieszać ją
z myślą mową uczynkiem i zaniedbaniem
znów urodzi się
Bóg patriarchów Bóg filozofów Bóg ludu
zapłacze nad świętą perłą
dawidowej stolicy
i pójdzie na pustynię Negev
ażeby raz jeszcze
przespać najdoskonalszy ze światów
Voyteq (Adalbertus) Hieronymus von Borkovsky, 17 march 2011
Chrystus –
wnuk powstańca 1863
syn legionisty ochotnika i dziedziczki z kresów
w wieku lat dziewiętnastu kampania wrześniowa
później Sybir
od 1957 znów w Polsce
koniec kariery zawodowej w stopniu dozorcy
w 1980 całym sercem za Solidarnością
w stanie wojennym trochę konspiry
(ale zdrowie już nie to)
jeszcze zbieranie podpisów w 1989
cudów wielkich nie zdziałał
choć wydawało się że już wskrzesił
triumfalnie wjechał
stanął przed Samchedrynem
pewna jest tylko zdrada
bo nikt nie chce wybulić 30 nowych srebrników za wierność
z powodu podwyżek cen drewna i gwoździ
a także przeniesienia na czas nieokreślony
najlepszych oprawców do formacji błękitnych hełmów
mękę śmierć zmartwychwstanie
postanowiono połączyć
z ucieczką Mahometa i spaleniem Joanny d’Arc
Voyteq (Adalbertus) Hieronymus von Borkovsky, 16 march 2011
Nürnberg dzień świętej Barbary anno domini 1503
ratuszowy zegar nie wskazuje jeszcze południa
meister Guido Stoss staje się nową rzeźbą
staje się Nową Paschą
na miejscu zwanym Lithostrotos po hebrajsku Gabbata zasiadają
Hans Starzedel Jacob Baner książę Gosbert nierządnica Gailana
meister wywleczony z pretorium
musi klękać przed oprawcą Marcusem Rattentodem i jego sługami
rozkrzyżowane ręce przywiązują do pręgierza
do ust wtykają wielką metalową gruszkę
okrwawiony spocony z obłędem w oczach
wysłuchuje wyroku hegemona zwanego Pilatus de Ponti
gdzieś w tłumie gapiów
zięć Jorg Trummer z Münnerstadt biskup Würzburga święty Killian
nie dowierzają własnym uszom wstrząśnięci bezsilnie złorzeczą
meister Tilman Riemenschneider zaparł się już i jeszcze się zaprze
sługa kata łapie skazańca za włosy i odciąga głowę do tyłu
rozżarzonym do białości żelaznym prętem
przebija mu policzek najpierw jeden po chwili drugi
ból woń palonego ciała ból
ból strach ból poniżenie ból
hosanna in excelsis
i
nie powierzył ducha
nie rozdarła się zasłona przybytku
nie zadrżała ziemia
nie pękały skały
nie otwarły się groby
nie zlękli się centurioni
jeszcze trzydzieści lat
ale to już tylko gąbka z octem
1265 guldenów –
en toito nika
Voyteq (Adalbertus) Hieronymus von Borkovsky, 15 march 2011
tutaj nie mam nawet nazwiska i nie muszę nosić ciężaru Anhellich rodu–
choć spopieli mnie historia to na pewno nie pogrzebie Imperium
które z woli krwi i chwały rodzi się brzemieniem krzyża na bruku całowanym przez łzy i śmierć
a po nocy pijanych walkirii Pytia wieszczom tęskną różę z bandaży odwinie
samotność i chłód wodą moją i chlebem
bo ciepło zabija tworzyciela i kontur Boga rozmazuje w źrenicach
więc podaj mi ten kielich goryczy o jakim myślę jaki wypić muszę
przecież piję go co dzień jak oddech przekreślonej epoki
już gaśnie światło rozbitego posągu spoglądając imieniem tysiąca par oczu
i chór odwraca się nagle toteż nigdzie go nie ma
lecz jest jeszcze siła by zetrzeć cierpienie w samym piekle jego tajemnicy
i pokusa by odłożyć miecz w elegię o wietrze zasłuchując się srodze
i obietnica trzepotaniem skrzydeł koronę Króla Ducha wieńcząca
teraz cienie na ścianie ale za nimi ciemność śpiewa pieśń swą ostatnią -
wśród pustych stron narodowych eposów gubimy swój strach
aliści nie czas zawracać z drogi ufność kładąc w dostojne bóle
tylko łańcuchami kajdan śmierć udusić czując w ramionach mury śpiących rycerzy
Voyteq (Adalbertus) Hieronymus von Borkovsky, 14 march 2011
Po co On wszedł
na półpiętro?
By poleżeć sobie
do góry brzuchem?
A może napić się wrzątku
jak korek?
Lub też poślizgać się na złamanych skrzydłach
po kurzu?
A środki nasenne
snu nie dały
i nic...
On tu przyszedł
za córą Koryntu,
która mieszka
na półpiętrze.
Voyteq (Adalbertus) Hieronymus von Borkovsky, 13 march 2011
właśnie wychodzę z olsztyńskiego dworca -
cztery godziny po północy jest taka sama temperatura jak tamtego zarania
kiedy zaspane podwoje wyglądały najpewniej jak szron na wąsach ussuryjskich strzelców
a opancerzone parowozy ziewały niczym warsztat konającego Hefajstosa
Kavalier von Naguschevsky zapomina na ławce zamszowych rękawiczek i filcowego kapelusza
Oberbürgermeister Schiedat dopala cygaro za pięć reichsmarek
Herr Landrat Benkmann zaczytuje się w wylęknionym rozkładzie jazdy
zaraz przyjdą obłąkani z Kortau -
przystanek zamarzniętej kawalkady okrywa szpitalnym szlafrokiem zamalowany semafor
spod którego bezwarunkowo szarpnął ostatni peron wschodniopruskich mgieł
by zagłuszając dworcowe megafony rozrzucić wokół biały cień odmarszu do Walhalli
na niezastąpionym miejscu ciągle chwytają oddech stalowe perły świętego meritum
z nietykalnym namaszczeniem wypieczone na twardo w chlebowym piecu Alfreda Kruppa
aby kategorycznie przeżyć aż po brzemię pożegnalnej śruby której zapomnieć nie sposób
mijam skrzyżowanie Schubert- i Trautzigerstraße -
śmierdzący niestrawionym spirytusem dżygit z krwawą dziurą na czole bożej łaski
ciska stężałym półgłosem Deutsch Soldat ist, was diese Mann szukając jak szerszeń swej spiżowej sotni
a lipowe gałęzie syte wyrwanych do korzeni gniazd nieswojo wytrząsają Mann Sibirien, Mann kaputt
gdzieś tam za plecami płonący Bahnhof elegijnie odjeżdża na dymiących pulmanach kruczej godziny
w stronę zastawnych bocznic potłuczonych czerepów zgniecionych kirysów i zbutwiałych fotografii
u progu eremu zarośniętego na ślepo nieczystym popiołem starego mistrza śmierci z Sanssouci
Voyteq (Adalbertus) Hieronymus von Borkovsky, 10 march 2011
przerysowane togi ufryzowanych augurów trwonią ziarna klepsydr
na wystawne biesiady wokół słomianego tronu długich pozorów
bochen powszedni rodem z modlitwy jest dla Greków Żydów i barbarzyńców
takim samym igrzyskiem nieoczekiwanego święta jak i dla najwierniejszych synów wilczycy
pogubieni w naukach rabbiego Saula syci wodnistego wina granitowi nazarejczycy
wyprowadzili swojego ojca mistrza i ducha za zachodni limes ogrodu Hesperyd
kości dwunastu tablic pozbierane wytrawnymi dłońmi uprawomocnionych graczy
zdobią hipoteczne kolie i diademy najdroższych w Mieście sprzedajnych niewiast
flegmatyczni spiskowcy Pizona opasani ołowianymi mieczami obłaskawionych Furii
rozwieszają swe aseptyczne tuniki w żółtozielonych oliwnych lampach melancholii
a cóż złego uczyniły wyniosłym szerszeniom błotnistej niepogody olimpijskie drzewa wiatru
czy muszą zawczasu karcić źródlaną trawę za macierzystą nieprawość wszystkiego co się wydarza
to nie jest epizodem tego się nie doświadcza w scenie kiedy Edyp idzie na wygnanie
niczym nieme oczodoły jak koła przegranych kwadryg rozłożone na grozę i łaskawość
istnieją bowiem szczęśliwe lub nieszczęśliwe bóstwa zwane okropnościami ostatnich zdarzeń
równie obmierzłe co pomyślne i uskrzydlone tyle że nie potrafimy ich dostrzec za czymś z oddali
rozrzucony padół porzuconych przykazań i moje bezsilne wszystko przemyślnie
nie istnieją choć pozostają w zgodzie z nieznanym bez zadrutowaych związków i drakońskich porównań
śmiertelnik szczęśliwy nie zna trwogi nawet w obliczu śmierci jedynie człek który żyje nie w czasie jak świeże horrendum
ostatniej wojny która aż tak upiorna nie była tylko nie potrafimy
tego dostrzec
to co jest realne za radą drabiny nie interesuje rygla do którego nie masz klucza choć podziwiasz pokój
albowiem cień Nestora pochłania się pytaniem tak jakby rozkładał tęgą niemoc na płyny i humory nawet w obliczu łoża agonii zabójców Nerona
Voyteq (Adalbertus) Hieronymus von Borkovsky, 9 march 2011
Prawda, że na druki jego poematów nie
dawaliśmy,czekaliśmy albowiem czegoś jasnego,
zrozumiałego,tak dla publiczności, jak dla dobra samegoż
autora,bo co mu za korzyść, gdy czytelnicy nic a nic
nie potrafią pojąć?
Zygmunt hrabia Krasiński, List
do Stanisława Egberta Koźmiana, 1851
coś Ty Polsce zrobił Cyprianie
że Ci za żywota pomnik sprawiając
truchło Twoje w obcej stronie
ostawili
coś Ty Poezji zrobił Kamilu
że Ci Laudamus śpiewają
żebraczą jałmużną pierwej
obruszali
coś Ty Miłości zrobił Norwid
że przed nią skory do szpitala
dokonać żywota
od nieudolnych zrozumiany głazów
uciekłeś
ærumnarum plenus**
gdy słowiańską łzę ziemi
osuszysz
w wymianie ciosów widać będzie
czyje prawo lepsze***
tam gdzie ostatnia świeci szubienic
bo przecież
historia i umarli prędko – jadą
Przypisy:
*)Accusatio (łac.) - oskarżenie
**)ærumnarum plenus (łac.) – boleści pełen
***)Et aux horions, l’on verra qui a meilleur droit.
(franc.)– słowa z listu Joanny d’Arc do Henryka VI, króla Anglii,
pretendenta do tronu Francji w okresie Wojny Stuletniej.
Voyteq (Adalbertus) Hieronymus von Borkovsky, 8 march 2011
czwarta
rano przeciąga się do szóstej a porywach nawet do siódmej -
jednoznacznie
pogłębia zagłodzony apetyt na gorącą herbatę i inne napoje
chłodzące
nie wiem kiedy
oni przyjdąich nieubłagane
leukocyty trombocyty erytrocyty
ich ostateczne
cysty i cytaty
kiedy wyjdą z
morza wyjdą z powietrza wyjdą z ziemiwylezą z portów
i portali pieców i wiaderkiedy wreszcie
wystygną by przyjść
do domów do
szkół do łóżek do słonecznych zegarów –
jeszcze mają
szansę jeszcze mają duże szanse
na debiut na
przebitkę na wielki gradient koronkowej nienawiści
a jeśli zostaną
odparci to i tak powrócą liczniejsi szybsi mądrzejsi
przybiegną jako
Henoch jako Sathanaël Bernard Gui czy Nicole Kidman
w wątrobach
kościach spojrzeniach i łzach
będą brali w
posiadanie wystawiali na łupież wyrywali języki oślepiali –
i tak to tylko
przeznaczenie bez hańby i spętania bez warkocza komety i szalonego
piasku nawet jeśli ich prawie nie
będzie to takimi pozostaną jak ułożona do snu brama siedmiu
wodospadów
czwarta
rano przeciąga się jak Katechizm
Gasparriego choć w tej kuchni nie ma ksiąg kucharskich –
pustynny
kubek rozprowadził rozparzone liście kończącego się krzewu i
innych drzew gorejących
by
w spóźnionej o trzy godziny terakocie wyrzeźbić krótki hejnał
najdoskonalszego Lewiatana
Voyteq (Adalbertus) Hieronymus von Borkovsky, 7 march 2011
chce nam się
bardziej paczki choćby najtańszych papierosów niż ciągle tego
samego seksu –
to w sumie bardzo
dobry początek wiersza w stylu Michała Krawiela
może nie za
bardzo dobry może nie za najlepszy ale tak zwyczajnie dobry
bo Michał
Krawiel jest dobrym poetą najlepszym od momentu śmierci Jana
Dantyszka
tak więc z Kasią
słuchamy skrzypcowej solówki Michała Urbaniakaktóra brzmi jak
śmiech starej kobiety choć dla mnie to tylko wiatr
jaki przychodzi i
odchodzi gdy rozlega się silnik lotniskowca partytur -
nie mniej
zejdziemy i tak
zostawimy woale
suknie lampasy i cylindry różnych strategów obłudników i
nawiedzonych jak też
innych pospolitych gigantów
coś takiego z
Ali Agczy coś z Williama Whartona coś z Federica Felliniego coś z
Władimira Putina –
taki marsz ku
słońcu taki marsz hitlerowskich bojówek taki obiad zjedzony w KFC
w tym momencie
uraczam się niedojrzałym skrętem
oraz snuję
opowieść o polu morfogenetycznym i ptakach z Południowej Walii –
nie muszę przez
chwilę myśleć o smaku warg sromowych Tatiany Okupnik
nie musze przez
minutę myśleć o cenach biletów Spółki PKP InterCity
nie muszę przez
kwadrans myśleć o nienapisanych wierszach
których kilka
zgromadziłem w futerale na okulary
wyciągam z
kieszeni kamizelki nóż kleptomana i rozcinam pokój na dwie
nierówne połówki –
operacja jest
nieudana pokój pozostaje dalej kuchnią a być może i łazienką
w związku z czym
zamieniamy dłonie na stopy ale nie vice
versa
bo tak jest
niewygodnie ładnie i mało przejrzyście
za oknem niosąc
sarkofag Lucyfery moherowe minispódniczki wracają z pagody lub z
sali królestwa -
mocą pierwotnej
tajemnicy rozbijają chodnik apaszkami doktora Martensa
a ileśtamlecie
ich płynu mózgowo – rdzeniowego splata się ze szkliwem kwasów
żołądkowych
w imię relanium
i Jamesa Bonda w imię mostów nad mostami i zamkniętych cmentarzy
w imię nazwiska
i imienia i daty urodzenia z dokładnością do pół sekundy
gdzie twarde
zawsze spocony oddech znaczy