gabrysia cabaj, 22 june 2011
mała Fifi wyprowadziła spod świerku
z ogródka swój pierwszy miot - są cudne
co namruczała sześciu kociętom w czasie
karmień że podchodziły do mnie szukając
kontaktu wzrokowego z obawą w niebiesko-
-jasnych oczach
teraz trzeba znaleźć im dobre domy
bez adresu zwrotnego zapewniając
o przymiotach ciała i duszy matki chwytającej
ptaki w lot i polne myszy
mogła urodzić się mleczną krową dającą
30 litrów co dzień ale dostała życie pręgowanej
płodnej kotki nic nie wiedząc o relacjach Boga
z ludźmi
.
gabrysia cabaj, 21 june 2011
Złe usadowiło się w środkowym stawie środkowego palca prawej ręki,
a tak niespodziewanie, jak dziecko bawiące się z innymi w krzesła:
kto pierwszy! No i siedzi, i majta nogami z radości, a ja nie mogę porządnie
utrzymać długopisu, bo napuchnięte w tym miejscu i boli, skubane,
przy zgięciu i nacisku..
.
gabrysia cabaj, 17 june 2011
Miodowy
lipiec brzęczący w lipie
pachnie herbatą z miodem
siwa zima pod kocem
drżące gałęzie schowa
Poranny
liście klonu dziobie mgła
strzepuje z palców krople
słońce jak biała piłka
wisi w koszu samotnie
Nowy
kto jest zwaśniony z sobą
komu trudno o spokój
dzisiaj nieważne liście
spadłe przeszłego roku
Lotny
dokąd lecisz jastrzębiu
poleciał wprost przed siebie
jak długa droga przed nim
najstarszy góral nie wie
Wodny
ilekroć człowiek tonie
tyle razy wypływa
czy woda z tego względu
może być nieszczęśliwa
Metropaci
byle wiatr nami targa
jakieś zachody słońca
patrzymy w swoje twarze
z czubka nosa - do końca
.
gabrysia cabaj, 17 june 2011
Drzewa w deszczu doświadczają Raju,
wychodząc z Czyśćca - jeszcze głowy
zwieszają w podzięce, ale już błyszczą
jak miodem pomazane po zielonych
sercach.
Tylko czarne sosny nastroszone igłami;
o, sosnom to zwisa - kropelka
po kropelce.
.
gabrysia cabaj, 16 june 2011
przejść przez pokoje korytarzem do kuchni
ten sam rytuał parzenie kawy co wybrać
wodę ze studni czy wlać tę kupioną w butelce
i jak się ubrać po wyjściu spod prysznica
jeszcze raz wrócić chłodnymi śladami szukać
gorącego echa głęboko głęboko westchnąć
wczoraj było jutro więc przyszłość się cofa
gdy z nowiu wychodzisz mój nieobecny sensie
potykasz się o ledwo co załamany cień
uśmiechu na nieśmiałe wyciągnięcie ręki
przecież każda z nas czesze włosy piasek
przesypuje cierpliwie przez dni rzeszoto
w brzuchu nosi ostre i szklące się zalążki
tęczy
.
gabrysia cabaj, 11 june 2011
dzisiaj Wielkie Pakowanie
waliz toreb neseserów
otwieranie i kolanem
upychanie bluzek peruk
butów spodni stringów noży
przypraw muszli i kamieni
sukni pieluch kremów bach!
skarpet już nie zliczyć może
i saszetek z lekarstwami
nasza Piękna Ochmistrzyni jeszcze śpi
ale już za kilka godzin
potrząsając pękiem kluczy
rządzić będzie niepodzielnie
ruszać się!
ruszać się!
gdzie jest to?
a gdzie śmo?
może drzwi wylecą z futryn
a powietrze kołowato
zacznie pot ocierać z czoła
z góry na dół
w poprzek
w skos
bajki miśki telefony
dokumenty
aparaty
gdy już zmiecie cały dom
to usiądzie na walizkach
rzuci okiem z kąta w kąt
jeszcze coś?
czy to już wszystko?
wyprowadzi śmiech za progi
i poleci autostradą
na lotnisku swój dorobek
obsztorcuje poustawia
się przesunie
się odprawi
i odleci
i powita
starą
Nową Przyszłość
po
.
gabrysia cabaj, 9 june 2011
o świcie zapakować wędki
i z towarzyszem pojechać nad Wisłę
mieć w wyobraźni ten moment przepływu
pod powierzchnią
i wielką rybę która da się nabrać
na błystkę
przyjechać z niczym w nadziei
że jutro o świcie
na kamienistej główce
pod osłoną faszyny
za kolejnym wyrzutem
szczytówka spinningu wygnie się
gdy ręka wyczuje szarpnięcie
szala zwycięstwa przeważać będzie
to w jedną to w drugą stronę
w błyskawicznym pulsowaniu krwi
na sprężonych nogach
więc o świcie zapakować wędki
i z towarzyszem pojechać nad rzekę
mieć w wyobraźni ten moment
ten moment
szarpnięcie
.
gabrysia cabaj, 5 june 2011
mrowią się i roją drzwi ze wszech miar otwierają
by zamknąć przylądek ciszy jestem dziś melancholijna
odchodząc ku sobie rozpuszczam wici jak język strachu
ty moja tajemna złoto-brzmiąca chwilo uniesień
wygładź i wygłaszcz przeszłe załamania rozsuń
góry strzeliste morza czerwone cierpliwą ręką
prowadź a będę migotliwym absurdem śpiewem
pytają mnie po co to robisz co robię nic nie robię
że to jest chore że to szpital przemienienia ja nie wiem
jestem taka bezradna Jezu nie dręcz mnie nie wiem
nie stoję na swoim miejscu a oni nie piją mojej kawy
a ja ich noszę przez noc i dalej tak ciężko nosić kamień
i trudno gdy metaliczne dźwięki beztroskich ptaków
jesteśmy wolni jeszcze śpią dzisiaj zakwitły stare akacje
skowronek nad nimi stanął z trzepotem przeleciał gołąb
.
gabrysia cabaj, 31 may 2011
u mnie jak zwykle w porządku gdyby ktoś pytał
trochę naigrawałam się ze śmierci byłam wręcz ironiczna
a ona przyjechała w samo południe i widziałam łzy
w jej oczach żal i czułość że coś nagle się kończy
wymieniamy poglądy o człowieczych dzieciach płomieniach
świtu po których musimy się wspinać niby po krętych
schodkach do nieba ( nigdy nie wątp - każdemu się należy)
bo przecież tak czy owak żyjemy najlepiej jak można
nie wspominamy imienia boskiego że to prawie daremne
.
gabrysia cabaj, 28 may 2011
Znam ich naturę: szczypią opony samochodów,
papierówki z jabłoni strząsają, blisko ludzi lubią
przysiąść na zielonej toni traw - jak białe fregaty,
doszczętnie oskubać krzak z niedojrzałych agrestów.
Ostatnio piły wodę z dmuchanego basenu dla dzieci.
Jednej zachciało się kąpać, więc śmiech nas ogarnął.
Szkoda, że nie było pod ręką aparatu, gdy nurkowała
dziobem.
.