gabrysia cabaj, 4 july 2011
Objawia się, jak w godność wryta
drzazga; szuka domniemanych znaków,
podobna do szerszenia, co gniazduje
w mózgu -
lata na zwiady - podglądając -
gotowa użyć cały zapas żądła.
Doskonale zna obszar na biegunie
zimna, bo zawsze, każdy.
Używa telefonu z prędkością
i w zasięgu emocjonalnych myśli.
Nie za dobrze słyszy przez głowę
rozbitą o żeliwną przeszłość żebra.
Gromadząc na czarną godzinę, mówi,
że wszystko odda, więc nie robić
ostrych ruchów. Cofając kroki
do siebie -
rozsądnie współczuć.
Nie widziałam, jak płacze.
.
gabrysia cabaj, 3 july 2011
Sąd na mocy artykułu oddala. Przybija
niebieską pieczątką, że oto istnieje
możliwość.
Niebieski podpis pod niebieskim orłem
w koronie, to znowu czarna droga
przez mękę.
Gdzieś tam, we mgle, majaczy ktoś -
bez twarzy. Z oczu zdejmuje opaskę.
Odkłada wagę na półkę. Po powrocie
do domu - bierze ciepły prysznic.
Sąd ustalił, więc postanawia wypić drinka
jak człowiek zmęczony, mający za sobą
zbiór liter.
Sprawiedliwość czysta już i rozluźniona
poszła się jebać.
.
gabrysia cabaj, 2 july 2011
prawdziwi mężczyźni mają twarze z wapnem
kurwy i chuje wypluwając przez ramię
chuderlawe torsy błyszczące od deszczu
do kobiet podchodzą na rozstajnych nogach
kiedy rosną murem - w rękach kruszą cegły
łapiąc równowagę aż na cztery kielnie
pod czapkami z daszkiem noszą płowe strzechy
dwaj mleczni młodzieńcy - pomocnicy diabła
.
gabrysia cabaj, 2 july 2011
w lustrze widzą siebie dziewiętnastoletnią
wzrokiem omijają sędziwe staruszki
jeszcze obojętne wstąpionym spódniczkom
nie chcą dawać wiary nowym zdjęciom w sepii
.
gabrysia cabaj, 1 july 2011
Wino mam, więc piję Vino
da Tavoli Rosso od przyjaciela
z pielgrzymki do Italii - z przeszłego
roku,
z plantacji dwudziestosześcio-
hektarowej. Skąd wiem?
Bo to winnica jego krewniaka.
Wino mam, więc piję - czerwone,
wytrawne jak ludzie z koszem
na plecach (na pewno!) w słońcu
wylewnej Italii.
Więc piję wino wytrawne
na pohybel losu. I chcę zamknąć
oczy, delektując się
czerwonym słońcem Italii.
.
gabrysia cabaj, 29 june 2011
z chłopem to trza po chłopsku
i nawet jak mu nie wyjdzie
mocno podkasać spódnicę
i deptać
i to porządnie
aż soki puści - a juści!
.
gabrysia cabaj, 29 june 2011
Wieczorem jak ryba leżąca na brzegu; odpinam
nogi, a głowę odkładam na stolik - tuż obok
okulary i fenickie lustro. Ręce? Wyrzucam
za horyzont bioder - daleko od brzucha.
Jeszcze mi tylko nadaj sen spokojny,
co by tak czy owak doczekać tam któregoś
jutra.
Przecież porzeczki do rwania. Tak.
Delikatne, czerwone grona, to być -
może najistotniejszy z powodów
życia.
.
gabrysia cabaj, 27 june 2011
gdy upada ukochana osoba na przykład na czworaka
na przykład na rwę kulszową trzeba poruszyć oporne
niebo i ziemię więc wsiada się na szczęście w sprawne
auto którym się jedzie na łeb na szyję szukać pomocy
skąd tyle siły w człowieku że betonują się odtąd
dotąd szlakowe i dziurawe drogi a w mózgu aż świeci
z zegarkiem tykającym w brzuchu trzeba żyć podwójnie
za dwa sumienia naraz już kiedyś tak było nie mówię
że słońce większe i dzień dłuższy to wielka bzdura
a ja śpiewająco zdawałam egzamin z tamtej zwykłej
pełnosprawności oraz że cię nie opuszczę ani bydląt
twoich głodnych ani siana do zbioru ani łoża ni kuchni
.
gabrysia cabaj, 25 june 2011
gdy tacy brzydcy jesteśmy
jak nie poeci
codziennie od nowa oswajając
nie jak krasnopióry wzdręgi
nie jak zielone łabędzie
ręce drugiego człowieka
zaciśnięte
na wody cienkiej przędzy
wtedy z nas wyłazi spory kawał
a jak pięknie lecimy
ze środka
tępych kamieni tęczową chmarą
na ogrody pamięci
.
gabrysia cabaj, 23 june 2011
nocą i nad ranem kiedy ogród sam sobie
wydeptuje ścieżki wyznacza tory lotów -
konie gnają z grzywami rozwianymi tuż
nad ziemią przelewa się bezkres oceanu
a my do źródła tacy niewidoczni dla innych
pniemy się pod górę stopy grzęzną w poszyciu
pięścią w bezsile chcemy rozbić kamień
grodzący drogę przeliczyć wszystkie iskry
sypiące się z niego i już jesteśmy - rozsuwamy
gałęzie świtu nie dają złudzeń że nie tym razem
przecieram oczy ze zmęczenia łapiąc oddech
z rozwagą i powoli rzucam się w pierwszy wir
.