sisey, 15 july 2014
niedowidzę w tym ciało ma udział
bezmięsny bez węchu łez łaknę
łżę nocy że spokój że ręce tak tylko
tkają powietrze gdy liść tłucze o szybę
za nią świat w trawie sczerniałej
ludzie są dziwni ludzie są obcy
ja nie dotykam i mam swój w tym udział
mam udział ty wiesz przecież o tym
nie wkłada się palców ot tak pod skórę
w pustych pociągach gdzieś w środku nocy
byłoby jednak całkiem nieźle
móc z takim Brodskim czytać
w jednym przedziale z czarną panterą
patrzeć jak poci się inżynier chemik
jak wódka do taktu szkłem kołysze
poślinić palec przewrócić stronę
na pierwszej stacji wysiąść
sisey, 11 july 2014
sześć jest księżyców tylko jeden srebrny
rozcieram w palcach pół roku
sześć snów gdzie sześć śni się nieb mi
a chmury rosną z obu smoczych boków
pięć jest księżyców tylko jeden srebrny
w noc jasną chowam w kołysankę łapy
pięć wierszy z łap tych wypada niepewnych
ogień smocze gardło pięć razy rozdrapie
cztery są księżyce tylko jeden srebrny
poczwórnie zawisa jak tarcza dla smoka
w cztery strony świata mżenie srebrne leci
i śpią cztery wiatry w kościanych obłokach
trzy są księżyce tylko jeden srebrny
nad smoczym łbem jak medalion błyszczy
trzy chrapią cisze w komnatach podniebnych
trzy cisze po jednej dla trzech smoczych zmyśleń
dwa są księżyce tylko jeden srebrny
tak jak się srebrzy jedno z oczu smoka
drugie jest przymknięte i śni księżyc srebrny
na grzbietach olbrzymów we śnie o potokach
ostatni to księżyc ale nadal srebrny
grosz srebrny z dna stawu nikogo nie budzi
śpij smoku śnij gadzie srebrny
kto wie kiedy wyśnisz srebrnołuskich ludzi
sisey, 5 july 2014
niemiecka jurta na mongolskich częściach
bułgarskie jabłka ręcznie malowane
yeti w japonkach na szczycie śnieżnika
lekarz coś odmówił canarinhos pany
biją po szczękach i nijak się uchylić
czytam cudze wiersze ale nie wiem o czym
syn o wpływ blantów na życie mnie spytał
pójdziemy na groby fotek nastrzelamy
chowam człowieka - kraków rakowiec
zapamiętać powtarzam sobie że
blisko grechuta że ważne są przecież
dni w które jeszcze kondukt się rozprasza
tuż po południu w deszczu przelotnym
na czerwonych światłach
niemiecka junta mongolskie jabłka
bułgarscy ręcznie malowani yeti
ktoś ściska dłonie pyta no jak tam
dociąga szelki całemu miastu leci
sisey, 5 april 2014
jest takie miejsce na ziemi
z ulicą tysiąclecia i placem wolności
jest takie miejsce które się nie zmieni
trzy razy palony kościół cztery razy miasto
żołnierze śpiący na sześciu cmentarzach
stadko leghornów pod urzędem miasta
cudowna matka w lipowym ołtarzu
jest fryzjer, knajpa, listonosz z rowerem,
ziemia jak kromka razowego chleba
i niebo którego nikt tu nie dostrzega
droga bez źródeł rzeka bez puenty
widziałem te tory kolejowe
taki błyszczący łuk
tych wszystkich jadących do uzdrowiska leczyć
wątroby nerki serca
a na to wszystko spogląda mężczyzna
bez nazwiska za to z obłędnym obłędem pamięci
sisey, 28 march 2014
kropla po kropli
sączy się we mnie
sztuka autopsji
w ciemno
mógłbym obstawiać
że jeszcze wczoraj
niebo nade mną
dziś gwiazda chora
jak tylne światła
wielkiego wozu
a może oczy
kota potwora
co tak bezczelnie
posiadł horyzont
do ucha sącząc
czarną mruczankę
opieram czoło o szybę
sisey, 25 february 2014
ktoś posiał niewiarę lecz kto nie pamiętam
ot muszla szczeżui korowód na cmentarz
najpewniej gdzieś w mieście tak myślę że miasto
wszak były tam mury czerwone od blasku
i okna tak martwe jak martwe są w lodzie
ryb śniętych narzecza gdy senny w nich brodzę
odnalazł mnie szatan i gorzko zapłakał
do piersi chciał tulić coś mówił że bracia
i anioł mnie znalazł i zadrżał jak w chłodzie
siedliśmy we trójkę w ruiny ogrodzie
gdzie wódka za słaba a mgły zbyt przejrzyste
ni piekło ni niebo być może to czyściec
wśród czarnych bezlistnych nadziei na wiosnę
płonęły tomiki liryki miłosnej
przed świtem widziałem jak chyłkiem człapali
podróżni nieliczni przypięci do waliz
ruszyłem za nimi by w drodze być chwilę
lecz żaden nie wiedział skąd dokąd ten bilet
zachrzęścił mi żwirem park stary łachmaniarz
spacerniak milczący mieliśmy do rana
po pustych alejkach deszcz drobny zacinał
skostniała na ławce czekała mnie zima
/dobranoc wam wszystkim/
sisey, 22 february 2014
jak niebo na grzbietach saren
a tu pustka chichocze - stary gruźlik
jeszcze nie czwarta jeszcze nie pora
zapytać czemu Cię nie ma
czemu nas nie ma
może gdzieś leczą z uzależnień
lecz we mnie mało z Dylana Thomasa
nie piję nie piszę tak dobrych wierszy
i nie wiem czy będę umiał pożegnać ojca
o kompromisach żaden z nas nie czytał
sam sobie mówię nie wchodź
łagodnie do tej dobrej nocy
i dobijam kroki na schodach
sisey, 8 december 2013
obłok syty czysta poezja
od której się choruje
umiera obrączką w dłoni
chłód sunie bruzdą
zagina palec jeden po drugim
na myśl przychodzi dom pod sosnami
który kiedyś raz jeden
mijałem bo drogi z powrotem nie
pamiętam
kobieta na ganku
trzepała dywanik
materii
z łomotem wyznaczała rytm
a ona gdzieś przeze mnie
przez półślepego misia chłopca
w ojcowskich pantoflach
który coś z przejęciem mu tłumaczył
na przestrzał kasandra
z cholernej podkowy leśnej
a może mi się wydawało
tak jak mężczyzna w pasiastej piżamie
ściskający pomiętą paczkę fajek
jak plamy słońca na chodniku
parkingu szpitalnych oknach
a wszyscy żyli długo nieszczęśliwie
matce mojej poświęcam
sisey, 18 july 2013
wyszliśmy z wody w okolicach Kielc
łowię w potopie njusów
wyobrażając sobie tę już nie rybę
jak dobrowolnie skazuje się
na margines piaszczystej
łachy nikt mi nie będzie robił
- mruczy - non nonkonfor
a będzie się tęsknić wieczność
pod wieczór przychodzi pierwszy
letni deszcz
dyszymy podziwiając zachód słońca
sisey, 15 july 2013
Nigdy nie miałem głowy do nazw.
Odróżniam cyprysy od sosen, to wszystko.
Nie powiem więc, co takiego kupiliśmy
na grób mamy - zimotrwały,
zapewniła mnie siostra. Jestem
dociekliwy, ale czasem i ja
odpuszczam z nadzieją, że będzie mi
darowana niepamięć. Jakkolwiek
by to nie brzmiało. Nazwisko i imię
zamówiliśmy w Sienie. Lubimy Włochy
jakoś tak rodzinnie.