Poetry

Dominic Butters


Dominic Butters

Dominic Butters, 30 november 2014

Z dech

jest mi coraz bliżej chorej zawziętości
to dlatego ufam tylko Klingera despocji
twarze, teksty, ciemność, strach, strzępy emocji
i ja... natręctw nerwica z objawami torsji
 
miasto po północy pełne jest ich krzyków
pognieciony bilet do tam jedną nogą
porzygać się można goniąc własny ogon
wystawię swą szopkę wśród wron na chodniku
 
zgorzkniały narrator z dech Teatru Cienia
imiesłów przeszły czynny wrak przymiotnikowy
listopad mam w płucach, kaszlę z przesilenia
 
piszę, one kraczą... piszę! na wskroś przekreślony
nie umiem inaczej, chuj z patosem... chemia!
gdyż psuję się od serca jak ryba od głowy!


number of comments: 0 | rating: 1 | detail

Dominic Butters

Dominic Butters, 17 november 2014

Nie pozwól...

Ze smakiem kawy przychodzisz zbyt łatwo
poranek gorzej, ale nie w tym rzecz...
Nie pozwól mi mówić, przecież wiesz czego chcę
jeszcze nie zdążyłem podnieść nawet zasłon
 
Równie dobrze jak Ty kocham mgłę jesienną
powinienem od razu dopić ją do końca...
Nie pozwól mi mówić, bo zacznę roztrząsać
i znowu wyleczę Tobą swą bezsenność
 
Nie pozwól mi mówić, spraw bym był niemową
Nim znów wyląduję na skraju szaleństwa
Nim znów czuć coś zacznę tłukąc w ten mur głową
 
i znów Ciebie stracę, zapomnę, lub przećpam
Nim znów prosto w oczy będziemy łgać słowom
które są przepustką do naszego gdzieś tam...


number of comments: 2 | rating: 4 | detail

Dominic Butters

Dominic Butters, 10 october 2014

Nie podchodź...

“I don't like what I am becoming
Wish I could just feel something”
 
 
Nakłamię Ci znów, tylko tak jeszcze
potrafię utrzymać się w pionie
Wiem, czekaj... daj tylko dokończyć
kiedyś i tak na pewno to zrobię
Nakłamię Ci znów, tylko tak jeszcze
umiem patrzeć w Twe oczy
choć chcę zburzyć tę ścianę, wyrzygać atrament
to nadal za bardzo kocham światła nocy
Czerń kroczy przeze mnie i wyję znów w pełnię
Nie mogę przestać... nieważne, zapomnij…
Milczenie nie boli, da znieść się - oddzielnie
tak jak da żyć się ponoć bez smaku endorfin
Pociągnij mnie siłą do odpowiedzialności
rozlicz mnie z wersów, wiem… gadam bez sensu
bo wciąż stoję w miejscu, choć raz oprzytomnij!
I przeprowadź proces na otwartym sercu…
Za każde kłamstwo i za każdą nadzieję
Za każde naiwne niespełnione spojrzenie
To tylko pieprzenie! Dziś już nic nie mamy
Nie chcę ułaskawień, wolę być skazany
Znienawidź mnie! Zagłusz! Zabij co zostało!
Wolę byś dla mnie nie istniała… Mam w dupie przegraną
Wciąż to samo i chyba jestem już tym znacznie zmęczony
siedzę na ławie oskarżonych, sam... bez linii obrony
 
Potrzebuję Cię dziś... przyjdź, krzycz!
Bezwiednie tak sunę na wietrze
Zbyt mocno... spadam!
Potrzebuję Cię byś... wyjdź, bo dziś
Zaciekle biegnę w to miejsce
Nie podchodź... błagam!
 
Obiecam Ci znów, choć z dnia na dzień
staje się  to coraz bardziej banalne
Mogłabyś stworzyć ich listę i brzmi to żałośnie
ale wiem, że tak wypadłbym marnie
Obiecam Ci znów… nie musisz nic mówić…
Który to raz z kolei?
Czy prócz sentymentu, przerażenia i lęku
nic nas nie łączy już dziś? Więcej dzieli?
Uciekam znów w słowa, chcę reanimować
i nadal w nie wierzę... masz rację, to chore!
Chcę zacząć od nowa, umiem tylko rujnować
bo wciąż nie potrafię przestać być potworem
Znów pójdę przez miasto ze słów swych hałastrą
byleby nie zasnąć, jestem światłem zgasłym
wspomnieniem rozdartym, żyję pod tą maską
Przeklęta symfonia jak by grał ją sam Haydn!
Dobrze wiesz kim jestem -  ja i czarna przestrzeń…
Jeszcze, zamilcz… jeszcze! Przestań, chcę więcej…
To moje powietrze, to pomaga w ucieczce
dam się zarżnąć w tym tekście, zostaw mnie w tym piekle!
Nie rzucaj mi liny, bo nie mam już siły  
zacierać śladów mych zbrodni
Chcę Cię znów tu mieć teraz, nie mam nic do stracenia
Pozwól im strzelać! Zapomnij…
 
Potrzebuję Cię dziś... przyjdź, krzycz!
Bezwiednie znów sunę na wietrze
Zbyt mocno... spadam!
Potrzebuję Cię byś... wyjdź, bo dziś
Zaciekle biegnę w to miejsce
Nie podchodź.... błagam!
 
Musisz uciekać… Na to nie ma lekarstw
Nie możesz już zwlekać… Pamiętasz?
Nie mów, że to przeszłość, że to ot tak odeszło
bo boję burzy, którą on rozpęta...
Musisz uciekać… w końcu mu się uda
Nie można powstrzymać wewnętrznego ognia
Muszę zniknąć… zaufaj! Nie możesz mu ufać!
Zanim się rozpocznie… Nie idź, proszę… Zostań!
Cisza mnie przytłacza, znowu się zatracam
czuję w głębi siebie... Stój! Nie powinienem...
Teraz wiesz dlaczego zawsze wzrok odwracam?
Stałem się ich częścią, stałem się ich cieniem...
To moje komnaty, jakbym przećpał opiaty
przyniosłem Ci kwiaty… po prostu chcę tylko...
Znów wracam w zaświaty, widzę świat przez kraty
rozjebię pół chaty... w końcu mnie wyniszczą…
Pozostawiam zgliszcza, wciąż chcę nas odzyskać
zbyt dużo mówię, nie chcesz poznać prawdy...
To jest jak blizna, to nie jest czas wyznań
ostatnia szansa… I tak jestem martwy…
Wbij mi nóż w plecy, zamknij drzwi za mną
jutro na schodach nie znajdziesz już ciała
Nie ufaj mu nigdy! Przysięgnij! Zgaś światło
Muszę tylko wiedzieć czy wtedy….
 
Potrzebuję Cię dziś... przyjdź, krzycz!
Bezwiednie znów sunę na wietrze
Zbyt mocno... spadam!
Potrzebuję Cię byś... wyjdź, bo dziś
Zaciekle biegnę w to miejsce
Nie podchodź.... błagam!


number of comments: 2 | rating: 2 | detail

Dominic Butters

Dominic Butters, 20 september 2014

Habitat

Napuszonym p(o)etom,
inspirowane "Habitat" - Pokahontaz
 

Napiszę Ci to tak, jak Mickiewicz - wierszem
spisanym w świetle świecy jednostajnym rewersem
biegnącym po bruku przez szczelin prześwity
północnego miesiąca, zamglone chodniki
 
Mieliśmy nasz diament, szkliste drżące struny
które cięły piórem, wzmagały pioruny
i strofa za strofą grzmiały nasze pieśni
synowie jutrzenki - Apollina dzieci...
 
Zagram Ci to tak jak Gałczyński groteską
dziś w naszym teatrze mamy sztukę gęsią
na pierwszym planie koń trzaska uśmiechem
Panie i panowie! Kurtyna z kretesem
 
Mieliśmy dorożkę, szalony woźnica
uchlany jak świnia, na łbie przyłbica
obok wierny giermek -  krasnal ogrodowy?!
Sunie błędny rycerz wraz z Pansą na łowy...
 
Te same korzenie - Habitat; poezji istnienie - DNA
Dzięki rapu tekstom lutnia znów gra sercom!
 
Wykrzyczę Ci to tak jak Dominic to czuje
gdy przez miejskie pętle w słuchawkach się snuje
gdy słowo po słowie szepcze tony tomów
tajemnicze księgi albumoksięgozbioru
 
Padła na pysk wiara, przyszły lata suszy
po dwudziestoleciu, cisza, przebłyski geniuszy
Nigdy później, jak dzisiaj, nie byliśmy siłą
potęgą, która znowu prze zwartą lawiną
 
Wszyscy jak jeden mamy to w metryce
rymów rzemieślnicy, spisane stronice
Gramy w jednej lidze, literackie brzemię
czyś poetą, pisarzem, tekściarzem, raperem...
 
Uwaga wierszokleci szalikowego nawyku!
Gdyby żył dziś Szekspir to nawijałby to bitu 
bo choć niby dzieli nas milion lat świetlnych
mamy ten sam nałóg by łączyć sny w wersy
 
Te same korzenie - Habitat; poezji istnienie - DNA 
Dzięki rapu tekstom lutnia znów gra sercom!


number of comments: 1 | rating: 2 | detail

Dominic Butters

Dominic Butters, 18 august 2014

Pranie

Za dużo palę znów e-papierosa
za oknem stalowe niebo tańczy walca
próbuję beblać coś o Twoich oczach
słyszę jak za ścianą wiruje już pralka
 
Pszeniczny Birbant, można się nim najeść
ostatnio znów jakoś jest bardziej jesiennie
robi się tak pięknie, że można oszaleć
za ścianą tłucze prania pełen bęben
 
Mam dziurę w zębie, byłem zrobić rentgen
o dziewiątej rano czekałem na dworcu
znów słucham soundtracku z „Atlasu...” codziennie
za ścianą pralka kręci się na odwrót
 
Chyba się ogarniam, przynajmniej próbuję
osobno... wbijam to sobie w mą głowę
nie chcę się obudzić, że znowu coś psuję
za ścianą pralka znów zasysa wodę
 
Przesypiam już noce, no dobra, w połowie
ale to i tak dla mnie dosyć spory wyczyn
w pracy świat zwariował, kiedyś stracę zdrowie
pralka znów wiruje, drży, warczy i syczy
 
Dla pewności wydałem wszystko lekką ręką
mam jednak nadzieję, że u Ciebie lepiej
tylko nasza cisza wkurwia mnie nieziemsko
a pralka jak pralka ciągle się telepie
 
Już tak nie wybucham, spytaj Dominica
chodź tu kurwa! dalej! powiedz jej jak jest!
szlag! gdy jest potrzebny zawsze musi znikać!
znasz go, mniejsza o to, sama z resztą wiesz
 
a poza tym żyję... mogłabyś być blisko
jak najęty tęsknię, jak z nut nadal kłamię
wiersz miałem Ci pisać, jak zwykle nie wyszło
Czekaj! Piszczy potwór! Spadam... wieszać pranie


number of comments: 7 | rating: 8 | detail

Dominic Butters

Dominic Butters, 22 june 2014

Za murem


Nie wiem dlaczego znów czuję te słowa
Zdziwienie? Przecież znam to już za dobrze
Ba! Wiem więcej! Gdzie wiedzie ta droga
lecz mam w dupie ćwierkania i pierdolę wiosnę
 
Negatyw, mam ostrość, jak zwykle skrzypiały
Dlaczego mam pewność że klucze pasują?
Zapach zimna i te urojone cztery ściany
które wciąż otwarcie tak kusząco trują
 
Znów idę przez pustkę, wiesz że to uwielbiam
To nie jest obsesja, proszę daj mi chwilę
Nad wszystkim panuję, jak zawsze, pamiętasz?
Mówię przecież prawdę tylko kiedy się pomylę
 
Łapię niemy pułap, rozwijam czerń, żagle
Patrzę tempo w lustro, schodami do góry
biegnę, żądza w płucach, posiadanie - Makbet!
pierwszy pokład, rufa, spoglądam w te chmury
 
Milczę, choć wiesz przecież doskonale
ile słów się toczy teraz przez te żyły
choć je zamieniłem w zbitą twardą skałę
to i tak tu będą bez końca dudniły
 
To ta chorobliwa potrzeba ciemności
czasami za drzwiami odnajduję spokój
nawet jeśli furia wywołuje mdłości
i spotykam cienie zatopione w mroku
 
Na popiół w amoku rozcinam znów fale
To jakbyś chwytała z całej siły obłęd
choć wygląda na to że znów oszalałem
to zrozum że czasem lubię igrać z ogniem 
 
Pokusa smagana tętnem nocnych kopyt
bez straży gnam w niemoc jak skończony dureń
Tak tylko potrafię uciszyć te głosy
znikając jak oni przed zimą za murem
 
Bez złudzeń wiem bywam często uciążliwy
Rozumiem, to przecież nie jest wcale zdrowe
ale czasem szepty zmieniają godziny
Mi tego nie tłumacz, powiedz to mej głowie
 
Za każdą literą widzę sto kolejnych
Nie umiem już przestać chyba bardziej nie chce
bo przez te obrazy zaplątane w wersy
potrafię oddychać... Więcej! Haustem więcej!  
 
Posłuchaj, nikt mi w tym nie może pomóc
Muszę sam, to mania, powiedz że rozumiesz
jeśli będę znikał, choć wcześniej nikomu
to zawsze powrócę, słyszysz? 

Obiecuję.


number of comments: 1 | rating: 3 | detail

Dominic Butters

Dominic Butters, 22 june 2014

LaGuardia

Dear Podróżni! Siedemnasta, kroki i odbicie
kółka jak po lustrze suną gdzieś w odloty
na wyświetlaczu miasta pełne liter
mijają godziny, twarze i przyloty
 
Mógł już recytować zmiany wart pilotów
kobieta z prasówki pamiętała imię
Jack jak co weekendem wracał z antypodów
Nad pasem Bahamy! Siad szóstym kominem
 
Bywał i nic! Czyżby fart tak kłamał?
Ile tych dźwiękowców lata tu w godzinę?
Chociaż raz od roku musiałby przełamać
tę niemoc mijania, wyłapać ich chwilę
 
Ile można schodami jeździć w dół i górę?
Poczuł po raz pierwszy, że są nierealne
choć związany przecież bywał pereł sznurem
to były zmyślone, z maszyny wydarte
 
Jak gdyby spisane rozchełstanym ściegiem
Zmyślona historia, zmyślona okładka
Trzysta sześćdziesiąt pięć dni dookoła Ciebie
Dziewiętnasta biła nad portem LaGuardia
 
Sam nie wiem do teraz co go podkusiło
Wymknął się mej woli... Megafon przez niebo
Mrs. Pearl proszona! Odprawa! Dudniło...
Po jaką cholerę spojrzał wtedy w lewo?


number of comments: 1 | rating: 1 | detail

Dominic Butters

Dominic Butters, 3 may 2014

Aksamit

Wziąłem ją na warsztat jak malarz swe płótno
uniosłem batutę bez nadmiernej siły
wolnym milimetrem przesuwałem dłuto
vitalogicznie wpadał maj przez szyby
 
Zakreślałem kształty wiodąc wzrok po talii
fidiaszowy zapał prowadził me dłonie
a pióro z wolna wyznaczało szlaki
po czerwono-żółtej wieczornej przesłonie
 
Czarnym atramentem kreśliłem kontury
przemierzałem kolejne papilarnie drżenia
by filigranowe cieliste marmury
nabrały kolorów za sprawą natchnienia
 
Maniakalna żądza, egoizm autora
kiedy po raz enty czuje ten aksamit
gdy słowo za słowem dosłownie chce słowa
jak gdyby pragnął Jalan Anni Atthirari 
 
Ostatni ruch pędzla, twórca przed obrazem
dokończona w pełni niemal idealna
jeszcze drobny szczegół, blizna, dopisałem
spojrzałem jej w oczy... stała się realna
 
                      * * * * *
 
Noc, pulsuje kursor, znowu gdzieś odpływam 
rozszerzone źrenice zaplątane w myśli
pstryk! migawka! moment! nie będę ukrywał
mam Cię już na piśmie dla własnych korzyści


number of comments: 1 | rating: 1 | detail

Dominic Butters

Dominic Butters, 20 march 2014

Dylemat

Byli łzawi jak płaczki, co za trumną idą
wzdychali, umierali z tęsknot i z płonienia
zachodziło słońce... Ach słońce! To żywioł!
Dlaczegóż odchodzisz bez nas w stronę cienia?
 
Kwiatek, trawka, drzewo, wiosna; co za dziwy!
Uwziął się i siedzi ciągle pod Jaworem
Uwierz mu, przysięga! To nie jest na niby!
Tak czeka uparcie wieczór za wieczorem.
 
Inna zaś fajtłapa strzelać nie umiała
lufa, usta; Boże! przeleżał pół nocy.
Jak można nie trafić? Wybitna ofiara,
własnego pecha? Czy własnej głupoty?
 
Co jeden to lepszy, aż tuszu nań szkoda
dziwne to twory te zjawy; Poeci
i śmiać się z nich mogłem do czasu lecz zgoda!
Niech im przenajświętsza jasność wiecznie świeci,
 
bo Niepewność mnie nęka dziś jak ich przed laty
i gdy Cię nie widzę nie płaczę, pytanie...
Mój dylemat, Twój także; prawda? Te dwa światy,
czy to jest przyjaźń czy to jest kochanie?


number of comments: 1 | rating: 3 | detail

Dominic Butters

Dominic Butters, 17 february 2014

Moja kołysanka

Jak dziwkę Cie zużyją
wmówią -  nic nie warta,
ponoć bez nich Cię nie ma,
jakbyś była martwa.
 
Sterta liter, kilka kropek,
może ze dwa zdania,
wytną, potna, zmażą,
będziesz do śpiewania.
 
Ubiorą w swe suknie
utkane z ich dźwięków,
rozjaśnią Twoje wersy,
wyzwolą z mych z lęków.
 
Będziesz biegać po stacjach,
pokażą Ci scenę,
wezmą na festiwale,
podniosą Twą cenę. 
 
Włożą w czyjeś usta,
w domach będą nucić,
nie będziesz już sama
więc przestań sie smucić.
 
Teraz jesteś tylko
tworem wyobraźni,
wątpliwą wizją piękna,
już nie ważne! Zaśnij...
 
Sen ponoć ma koić
więc będę dziś czuwać,
by moje obawy
przestały zatruwać.
 
Świtem wyjdziesz, nie wrócisz
wiem to i na pewno,
zamiast wizją poety
nazwą Cie piosenką.
 
Mi zostanie po tobie
tylko biała kartka
i nowa twarz Twoja
co rano w słuchawkach.


number of comments: 1 | rating: 1 | detail

Dominic Butters

Dominic Butters, 15 february 2014

Mrs. Pearl

Była kapryśna, wciąż gubiła klucze
w połamanych szpilkach, tuż za oknem szósta
zimowym porankiem, trwoniliśmy duszę,
a kiedy pisałem, pisałem jej usta.
 
Gotowała noce, że aż palce lizać
parującą kroplą po lustrze, wciąż siebie
chcieliśmy bardziej jeść, kąsać, przegryzać,
a kiedy pisałem, pisałem na niebie.
 
Czasami znikała, choć to żadna nowość
przyszła rozmazana wokół tajfun świszczał
ogarnij się wreszcie! masz nie równo z głową!
a kiedy pisałem, zdawała się bliższa.
 
Sypiała od ściany, choć częściej szeptała
zaplatając w pościel kolejne godziny
wtedy tak obłędnie wiła się i drżała,
a kiedy pisałem, pisałem dla chwili.
 
Wypalała dreszcze, każdym swym oddechem
rumieniąc się przy tym jak zielone jabłko
z tym swoim niewinnym, udawanym śmiechem,
a kiedy pisałem, pisałem na własność.
 
Zdzieraliśmy gardła igłą na winylach
aż każdy utwór dochodził do szczytu
przymrużone oczy, niewyraźny miraż,
a kiedy pisałem, ginąłem z zachwytu.
 
Przeczytałem wszystkie jej podskórne wersy
przez kark, biodra, wydmy ponad sploty kości
każdy pełną garścią, mocniejszy i głębszy,
a kiedy pisałem, pisałem z chciwości.
 
I gdy tak cicho prosiła o czułość
traciłem rozum - żądza ponad ciałem
oddałem wszystko, strzał! jęk, mur, szał, runął!
bo kiedy pisałem, to dla niej pisałem.
 
Tylko wianek pereł i te szpilki Twoje
leżą na podłodze, nad pustką tli światło
to mi pozostało po Tobie... znów roję?
bo od kiedy milczę jestem sam nad kartką.


number of comments: 8 | rating: 10 | detail

Dominic Butters

Dominic Butters, 4 december 2013

Bez pytania

Wsiądź w najbliższy pociąg, wypłacz wszystkie zdania, 
mokrą kredką do oczu, wytęsknionym sercem,
rozżal swoje usta, wyciągnij swe ręce
i z całym swym smutkiem zjaw się bez pytania.
 
Powiedz, że na chwilę, że tylko do rana
mów, że potrzebujesz, ciepłego ramienia,
że nie masz gdzie wracać, Szlag! To bez znaczenia!
powiedz, że nie umiesz... że zostałaś sama.


Zaparzę herbatę, słodząc Ci słowami
sam wypije gorzką, duszkiem! potem drugą,
trzecią, piątą, ósmą, schleję się kłamstwami,
 
tylko tak potrafię żyć z naszą obłudą,
mając Cię przez moment, jedynie zdaniami, 
zaparzę herbatę, przyjedź! potem drugą...


number of comments: 1 | rating: 5 | detail

Dominic Butters

Dominic Butters, 3 november 2013

Alibi

Przytargałaś z katarem kolejny Listopad, 
zapamiętałem cię wczoraj, dziś jak ćpun łapczywie
nieudolnie, błagalnie, nieskładnie na opak
bazgram papilarnie, twe usta na szybie,

i leje znów mocniej, pewnie tak do rana
bo tutaj chodniki nie szepczą krokami.
Co nam pozostało? spacer, głuche zdania
które wiatr roznosi pomiędzy włosami?

Pożółkłe liście, mocniej poszarzały
plączą mi się w sercu, jak Twoje źrenice
chyba nie potrafię już udawać skały,
bo kropla w kroplę widzę twe odbicie.

Spływasz po kartce, delikatne dłonie,
których nie poznałem, boję się oddychać
bo z każdym haustem, coraz bardziej tonę
i bardziej od deszczu boję się że znikasz.

Znów łapię się na tym... Tak! nie powinienem,
że wers, za wersem, stoisz za plecami.
Co nam pozostało? Żyć ciągle złudzeniem,
tuląc się tekstem zamiast spojrzeniami?

Wymyślę cokolwiek, że, nie wiem... przepadli,
zdmuchnął ich huragan, albo inne dziwy,
dostali do głowy, jesień lub kataklizm,
bądź bardziej trywialne, żałosne alibi.

Zabił ich szaleniec, niech igły szukają
w stogu ludziach tłumów, pod parasolami,
porwało ich UFO, wynajęli balon
i do dziś zostali pomiędzy chmurami,

albo nie! Mam lepsze! Nigdy nie istnieli,
choć nikt nie uwierzy w podejrzane fatum,
śmiertelny wypadek? Może zapomnieli,
jak trafić do domu, do swych własnych
światów.

Poszli szukać Yeti, chcieli dojść na biegun,
podróż autostopem z pożyczonym groszem,
kierunek wyprawy powierzyli niebu.
Powiedz, że Ty wierzysz, w te banały,
proszę!

Ponoć odwyk pomaga. Odstawić i przespać,
zmusić się, wytrzymać, choć to bez znaczenia,
bo za każdym razem gdy próbuję przestać,
od miękkich tęsknot brnę w twarde
pragnienia.


number of comments: 4 | rating: 8 | detail

Dominic Butters

Dominic Butters, 28 october 2013

Ucieszyny

Jedna jest taka noc jesienią
jedna jest taka niegwieździsta
jedna w całym roku, kiedy się odzieją
znów w cielistą szatę zapomniane widma
 
Jedna kiedy wstają, kiedy, ciemno, głucho
jedna kiedy w okna wieszają całuny
jedna w którą Guślarz swe nadstawia ucho
czekając na grobów zbudzone pioruny.
 
Jedna jest taka noc zaświatów
o której w szkołach, uczyli belfrowie
lecz starzy pamięcią cytują pradziadów
"Poeta się mylił" - mówią w Uciechowie.
 
Bo gdy kaplica cichła od świec światła
minął dzień cały i mroczność wróciła
niegdyś kilku mężczyzn przywdziewało
szkarłat
i ruszało w pola gdy północ wybiła.
 
By nad Baryczą kłonić się nizinom
i swych ojców modły zatopić w kądzieli
by ostatnią zjawę, zwabić żurawiną
do pierwszej letniej upalnej niedzieli.
 
Bo gdy pierwsze kłęby rozrywały płuca
a na ich skronie zstępowała siła
ostatniej mary powstawała dusza
zbudzona ciemność, milcząca Badżira.
 
I szła poprzez bagna, krocząc znaną drogą
wzdłuż torfowych brzegów, niebijące tętno
pośród lip szumiących ponad zimną wodą
na swe Ucieszyny, swe zaduszne święto.
 
Ci co ją widzieli, dziś ich wiek zamroczył
i pamięć sędziwa, pomylone myśli
lecz kiedy zapytasz o jej białe oczy
drzwi zamkną w pośpiechu, kryjąc się do
izby.
 
Inni zaś padają, że to jest bajanie
że dorośli straszą swoje latorośle
lecz pomnij me słowa, wiatrem zapisane
stojąc pośród ciszy, tam, w tę noc na
moście.


number of comments: 1 | rating: 2 | detail

Dominic Butters

Dominic Butters, 26 october 2013

Tarany

„Komnaty Cieni”
 
POEMA
 
„Tarany”
 
Poeta:
Serce ruszyło, pierś już rozogniona
szept z ciał połączonych przez skórę ucieka
splecione ręce, ściśnięta przepona...
 
Kasja:
O Jezus Maria! Trafił się poeta!
 
Poeta:
Zamknij się! przecież nie za to ci płacę
to raczej nie nowość że po tobie piszą
nie znasz mnie jeszcze gdy cierpliwość stracę
więc wij się i pracuj rozpalaj mnie ciszą.
 
Gdy ludzki duch krwawi najlepsza osłoda
kryje się w doświadczeń fizycznej chciwości
będziesz kim zapragnę to moja nagroda
chwila ukojenia, twojej uległości.
 
Dlatego tej nocy wybrałem twe imię
bo wciąż jest w twych oczach niewinność zamknięta
uwolnię ją słowem, a potem zabiję
staniesz się nicością, staniesz się...
 
Kasja:
...wyklęta?
 
Poeta:
...beztętna, lecz żywa, pośród zdechłych wersów
wyrwana z kontekstu, zimna jak me zdania
pozbawiona ciepła, tak odległa sercu
nie zdołasz nic poczuć, będziesz...
 
 
Kasja:
...niekochana?
 
Poeta:
...jak mania w mych dłoniach, owładnięta tekstem
będziesz drżeć w pragnieniu, błagając o więcej
rozdartym w swych ustach, szczytującym jękiem
na kolana padniesz, przed moim...
 
Kasja:
...mów głębiej
 
Poeta:
...talentem dosięgnę, najdzikszą zachciankę
nierytmicznym oddechem, stworzę jej realność
twoje ciało wpędzę w obłędu pułapkę
byś ujrzała prawdę, byś ujrzała...
 
Kasja:
...światłość!
 
Poeta:
...marność! Noce komnat, zapomniane cienie
tu pośród rynsztoków rodzą się artyści
poznasz niemoc bólu, zwierzęce cierpienie
tu rodzą się wiersze, rodzą się...
 
Kasja:
...dociśnij
 
Poeta:
...me myśli, ich krocie, mnożące się roje
rozbiegane mrowiska, bijące z ciśnieniem
ławice, watahy, toczące wciąż boje
słowa w mojej głowie są jak ja, mym pieniem
 
szkieletem, podporą, konstrukcją znaczenia
fizycznym świadkiem, mojej obecności
krótkim błyskiem bycia, dowodem istnienia
twardszym od spiżu obrazem trwałości.
 
spisanym, zagranym, wykrzyczanym Jestem!
namalowanym, wyrzeźbionym w wiekach
potwierdzającym oddychanie sensem
niezbitym pejzażem, bytności człowieka!
 
pulsem rozbieganym, przez serca membrany
tłoczony żyłami, na odwrót, wbrew nurtom
chciwością smaganym, przez wersów kurhany
by wbić swe tarany w nadchodzące...
 
Kasja:
...zrób to!
 
Poeta:
...jutro nocą sądu inicjacji iskrą
dymem zwiastującym, narodziny ognia
dudniącą nachalnie, detonacji myślą
która wszystko trawi, jak żywa...
 
Kasja:
...do końca!
 
Poeta:
...pochodnia, w mych dłoniach, galaktyczne mleko
karływy palone, gwiazdozbiór wymarły
zwiędły laur na skroniach, wyżej już nie wzlecą
dziś każdy skreślony, zapomniany...
 
Kasja:
...wystarczy!
 
Poeta:
...na tarczy leżą w rzędzie połamane pióra
roztopione skrzydła gdyż byli za słabi
synowie Dedala, pogrzebani w chmurach
chociaż sedno mieli pod swymi stopami.
 
Kasja:
Ranisz!
 
Poeta:
Do granic gdzie błądzić nigdy nikt myślał,
gdzie błyski ich kopii nigdy nie dosięgły
wzlecieli na próżno, utracili kryształ
stworzyli krzyk słaby, bez wiary, ...
 
Kasja:
...przeklęty!
 
Poeta:
...giętki jak osika, drżąca przed otchłanią
która była tylko, wietrznym szczytu pyłem
Do granic gdzie krok dzieli by sprostać wyzwaniu
za gardło przywlekę emocji...
 
Kasja:
...odpłynę!
 
...lawinę rozpędzę z tych błękitnych krańców
miotąc ich spróchniałe wysuszone kości
przebiję skorupę, kotwicząc cna łańcuch
i sam bez milionów spojrzę w twarz...
 
Kasja!
...litości!
 
Poeta:
...ciemności na proch zetrę ostrokół osierdzia
wyryję inicjał nad propylejami
zasiądę na tronie, czerń złem się zwycięża
dzierżę w ręku czeluść!
Ja!
Książę...
 
Kasja:
...krwawi!
 
Poeta:
...Tyranii wydźwignę niewzbudzony eter
wystrzelę go z piekieł by rozbrzmiewał trupi
ryk nocy rozciągnę nad zgasłą planetę
samozwańczy bękart pokalanej...
 
Kasja:
...dusi!
 
Poeta:
...sztuki co korynckie deptała sumienia
nieproszonym gościem zakończyła gusła
rozdzieliła głogu żałobne kwilenia
siniąc swą goryczą słowikowi...
 
Kasja:
...puszczaj!
 
Poeta:
...usta twoje Kasjo nie uraczą słońca,
słona struga przetnie ich łkającą...
 
Kasja:
...zginę!
 
Poeta:
...linię poprowadzę od końca do końca
palce dla bogów mocząc w krwawym...
 
Kasja:
W Imię...
 
Poeta:
...winie twej odstąpię, miejsce po prawicy
triumfalne igrzyska smagane mym batem
gdzie każdy kto tulił się do twej miednicy
wytoczy swe pieśni przez rodzonym bratem,
 
bo byłaś im matką, domem dla tych głupców
ślepą piastunką pierwszego płonienia
przenosiłaś góry natchnionego kruszcu
by w skale wykuli swe wieczne więzienia.
 
Powstaną poeci...
 
Kasja:
Nie wytrzymam więcej!
Zakończ! Nie chcę! Błagam!
 
Poeta:
...rozognieni bitwą,
 
Kasja:
To boli! Upadam!
 
Poeta:
bo byłaś ich pięknem,
kwitnącą poezją, a stałaś się
 
Kasja:
...dziwką.


number of comments: 5 | rating: 4 | detail

Dominic Butters

Dominic Butters, 28 september 2013

Rozpędzona noc

Sto dwadzieścia pocałunków
na jeden oddech, 
Sto osiemdziesiąt uderzeń
na dwa serca
trzysta sześćdziesiąt galaktyk
w cztery oczy.
Mkniemy do siebie autostradą
porozrzucanych ubrań
łapczywego dotyku
z premedytacją rozjeżdżając
bezbronne zakazy, nakazy
Nie ważne!
Zatankuj do pełna, 
ja ukradnę wino, 
Przecież cała rozpędzona noc
przed nami!


number of comments: 4 | rating: 5 | detail

Dominic Butters

Dominic Butters, 28 september 2013

Nakłam

Nakłam prosto w serce, tak bym Ci uwierzył
bym mógł patrzeć na słońce nie bojąc się światła
jeśli trzeba będzie, nazmyślaj na siłę
by nasza historia przestała być martwa.
 
Dajmy jej początek, zarys bez kierunku
bez akcji, statystów, bez planów na lata
niepotrzebnych wątków, bez zbędnych dialogów
stwórzmy ją sami, dla siebie, bez świata.
 
Zniknijmy po prostu, tak teraz, do kiedyś
do rana, do jutra, do świtu, do zawsze
rozpłyńmy się w nagle, pryśnijmy jak bańki
błyśnijmy jak krople, dwie istoty jasne.
 
Miejmy się za bardzo, że bardziej się nie da
toczmy nieprzerwanie naszych sumień bitwy
balansujmy na linie, ryzykując wersy
stąpając po lodzie na krawędziach brzytwy.
 
Nakłam prosto w serce, bo sobie nie wierzę
namieszaj mi w życiu, raz jeszcze, od nowa
nie chcę chyba wiele, odrobina ciebie
podaruj mi uśmiech, Twe oczy i słowa.


number of comments: 2 | rating: 4 | detail

Dominic Butters

Dominic Butters, 28 september 2013

Preludium

Przyjedź do mnie bo mam całą stertę płyt
przy których można czołgać się
między dywanem komodą i pralką
dodatkowo znam setki powodów 
które wymyślę na poczekaniu
tylko po to by nie pozwolić Ci zasnąć do 
popołudniowego śniadania
 
Zatrzymam wszystkie milimetry lat
by wydłużyć każdy o całą
zapomnianą wieczność 
a wtedy będziesz mogła tylko w mojej koszuli
o czwartej czterdzieści 
paradować po wybiegu,
błyszczącym od fleszy mych źrenic
 
Gdyby deszcz tłukący o szyby 
potrafił spełniać cuda
tak jak spadające kawałki mlecznej autostrady
to pewnie nie nucił bym teraz
do szarej popielniczki 
porannego niemego preludium
 


number of comments: 7 | rating: 8 | detail

Dominic Butters

Dominic Butters, 22 september 2013

Interpretacje

władza, kwiat upadku, cień popołudniowy
wąż, pachnące ciasto, na szyi zacięcie
za grosze, pieczony jogurt biedronkowy
telefon przy uchu, no i masz zajęcie
 
wybieraj do woli, lecz szukaj uważnie
myślisz znam zasadę, otworzyłem zamek
tu kolejny psikus, wytęż wyobraźnie!
bo te drzwi przed Tobą nie mają swych klamek
 
przywilej największych, wygnanie, schronienie,
grzech, stygnący lukier i męska udręka
stojący kubeczek na półce w przecenie
lub przebłysk geniuszu w naszych ludzkich rękach
 
przestawiaj jak klocki, do góry nogami
myślisz rozwiązałem! koniec mojej pracy
znów się rozminąłeś z interpretacjami
szukasz za daleko, wszystko masz na tacy
 
umarł, niech żyje! ucieczka, czas zbiorów 
pożądanie, cynamon, plaster papierowy
mały lub duży wersje do wyboru
schowany w kieszeni w etui piankowym
 
dziel, łącz i dedukuj, pokonaj swą słabość
pozwól by fantazja odnalazła światło
bo po to jest przecież, żeby dawać radość
przeczytaj raz jeszcze ja nakłuję jabłko.


number of comments: 2 | rating: 9 | detail

Dominic Butters

Dominic Butters, 22 september 2013

Wypełnieni nocą

Iskrzące spojrzenia nastrojonych dźwięków,
naciągane kluczem strun cicho mruczących,
pozbawieni wstydu i wyzbyci lęku,
odkryliśmy jabłko, interwał kuszący.
 
Palce niespokojne, po gryfie szukają
kształtów wyrzeźbionych na wrażliwym ciele,
nucąc melodię, nową i nieznaną,
chłoniemy bliskość, mając jej tak wiele.
 
Płynie ton za tonem, wspólnego oddechu,
dotyk za dotykiem, rosnące w takt brzmienie,
muśnięcie niebios, flażolet uśmiechu,
struny to taniec, czy warg Twoich drżenie?
 
Rumiane policzki, bicie przyspieszone,
szept w żyłach gęstnieje, w jednej wspólnej skali,
skronie pulsujące i oczy zamglone,
biegamy po nutach, w sobie zasłuchani.
 
Między akordami łapiemy marzenia,
co wirują w głowie ze wzburzoną mocą,
ukrywając w dłoniach niewinne pragnienia,
po raz kolejny wypełnieni nocą.


number of comments: 4 | rating: 7 | detail

Dominic Butters

Dominic Butters, 22 september 2013

Wiecznie młodzi

Ślady stóp na złotym piasku
błękit nieba nad głowami
słońce, księżyc w końcu miną
zostaniemy kiedyś sami
 
Wszelkie szepty, które znamy
dni zimowe i te letnie
wątłe iskry naszych spojrzeń
wszystko zniknie i wyblednie
 
Pogubimy gdzieś swą wiarę
utracimy nasze siły
zapomnimy swych uśmiechów 
nic nie będą już znaczyły
 
Wytracimy pragnień rozpęd
zatracimy swe istnienia
zrozumiemy tak na prawdę
że to świat, nie my się zmienia
 
Kiedyś w końcu czas nasz pryśnie
przyjdzie nowy duch przyszłości
jedno pozostanie wiecznie
my - marzenie o wolności!
 
Zostaniemy wiecznie młodzi
niedojrzali, tacy sami
uwierzymy w swą historie
mając życie za plecami
 
Zostaniemy wiecznie młodzi
w naszych sercach które biją
którym podcinamy skrzydła
które nigdy się nie wzbiją
 
Zostaniemy wiecznie młodzi
łapiąc w płuca wdech z nadzieją
prosto w niemoc, wykrzyczymy
Dum, a potem Spiro Spero!
 
Zostaniemy wiecznie młodzi
doskonale znasz tę prawdę
bo choć bardzo byśmy chcieli...
wiecznie młodzi już na zawsze
 


number of comments: 4 | rating: 4 | detail

Dominic Butters

Dominic Butters, 21 september 2013

Tramwajowe Tango

Drzwi automatyczne, biiiip i znów przystanek
jak co dzień w takt pląsa na szynach dnia zwykłość
dziewięć godzin temu skończył się poranek
wrocławski tramwaj, ja i Twa publiczność
 
rubensowska dama stojąca przede mną
zawiany atleta z siatkami z biedronki
ona cudnie pachnie późną porą letnią
on chwilę już temu roztopił mrożonki
 
za mną ogarniator z bluetooth'em przy uchu
i stara dewotka klepiąca pacierze
południe klaksonów, upał szczyty, ruchu
o! I był też chłopiec co będzie rycerzem
 
jego mama w tym czasie w wypiekach na twarzy
opowiadała o Nowym swojej spowiedniczce
ma duży samochód, ponoć jest lekarzem
była też Kanarka w pozie przekomicznej
 
która szpagatami, przemierzała wagon
bilety! bilety! dawać, wszyscy, dalej!
jestem urzędnikiem! postawioną damą!
jedziecie wszak miejskim nowiuśkim tramwajem!
 
 
chyba był też Artur, Stomil siedział z tyłu
Edek gdzieś zabawiał dziewczynę swym wąsem
a Eleonora szukając azylu
w namiętną rozmowę wdała się z alfonsem
 
Jednak przez te tłumy, nie miałem okazji
przez chwilę zamienić z nimi nawet zdania
tylko motorniczy oczy przetarł smutne
bo radia na pętli słuchał do śniadania
 
A ja? wypierdolony z kapci dwa dni później
z facebook'a dowiem się
że sam poszedłeś w ostatnie tango.


number of comments: 1 | rating: 1 | detail

Dominic Butters

Dominic Butters, 18 september 2013

Ja i on, Wrzesień

Nigdy wcześniej tak bardzo nie czekałem na jesień
znów mam w głowie zaklęty sino-szary wrzesień
krok w krok kroczę za deszczu kapiącymi łzami
uciekam poprzez okno wezbranymi rzekami
potokami, słowami, pustymi chodnikami
spływam rwącym nurtem wraz z mymi myślami
i tak godzinami krążę z latarniami
księżycami, które bezsennymi nocami
szukają odbić między kałużami
ulicznymi lustrami...


Zamkniętymi powiekami
walczę z wiatrakami
z optycznymi iluzjami
z zimnymi potami
z migawkowymi witrynami
z kolejnymi moimi twarzami
to jak z dwiema kroplami
skopiowani! 
ja! znów ja!
ci sami?!


Odbijani kalkami, 
tuszem nabazgrani
obaj wyimaginowani
nieskładnymi wersami
kolejnymi kartkami
pełnymi zdaniami
zapisani!
lecz nie ołówkami!
niezmazalni gumkami
rzeźbieni piórami


tak między marginesami
zostaliśmy sami!
Ja i on, wrzesień
nigdy wcześniej tak bardzo nie czekałem na jesień.


number of comments: 0 | rating: 4 | detail

Dominic Butters

Dominic Butters, 18 september 2013

UiEiH (Literiada)

 
mówić poprawnie, tak nam przecież trzeba
albo naginać słów nie można wcale!
moje pewnie krzywe są jak stąd do nieba
 
więc sio od nich, wara! idź tragizuj dalej!
 
dlaczego któury dostało u z kreską?
u chciało może dostać tą posadę
przecież w wyrazie może dwa się zmieszczą?
i tak wersem wyżej skończyłem ich zwadę!
e chciało również, w końcówkach się znaleźć
 
za ortografięe dało by się kroić
ale niestety ktoś wetknął swój palec
sam widocznie muszę nerwy e ukoić
a h herbat nie pija. słownik to wymusił
dlaczego ja jeden rozumiem te żale?
yeti pewnie prędzej by się nad h wzruszył
 
i zaklął pod nosem skurwiele zuchwałe!
 
ostatecznie przecież, czy to o to chodzi?
rozmowy sprowadzać do zasad przedwiecznych
to czy przekaz trafil, na drugi plan schodzi
o! "kolejny lapsus! zabrakło kreseczki"
gramatyka, pisownia, setki tomów nowych
raczej nie są dla mnie te sztywne budowle
analfabetycznie wolę trafiać w głowy
fraszkami odpłacać pięknym za nadobne
i pewnie Ci obce pojęcie akrostych
ęwentualnie wygoogluj na wiki
ekspresja słowna, wniosek chyba prosty
 
! wykrzyknik - mój podpis, autor tej liryki.


number of comments: 1 | rating: 4 | detail


  10 - 30 - 100






Report this item

 


Terms of use | Privacy policy

Copyright © 2010 truml.com, by using this service you accept terms of use.


You have to be logged in to use this feature. please register

Ta strona używa plików cookie w celu usprawnienia i ułatwienia dostępu do serwisu oraz prowadzenia danych statystycznych. Dalsze korzystanie z tej witryny oznacza akceptację tego stanu rzeczy.    Polityka Prywatności   
ROZUMIEM
1