Poetry

smokjerzy


smokjerzy

smokjerzy, 12 april 2018

implanty

zamykam oczy
ciepło
świerszcz
koty leniwe jak letni zmierzch
trawa tak pachnie
że płacz czysty jak pierwszy śmiech
i w końcu ty 
bliższa niż dotyk
skuteczniejsza niż wiara w cud
przemieniasz krew
w galop
 
i nadziei 
na mgnienie 
odrastają trzecie zęby


number of comments: 4 | rating: 6 | detail

smokjerzy

smokjerzy, 11 april 2018

Klepsydra

Przesypało się
Czas tak długo czesał dni
aż sam wyłysiał


number of comments: 8 | rating: 5 | detail

smokjerzy

smokjerzy, 10 april 2018

open

świt - jeszcze jeden 
w coraz krótszej kolejce do wyciągnięcia kopyt wiecznego
na wszelki wypadek amen
 
świtopogląd mocno śpi świtopogląd ciągle śni
my się go boimy my go nie zbudzimy
jak się zbudzi to nas zje
 
pisklę światła moczy dziób
w nieprzejrzystości szyb
blizny otwierają się jak mięsożerne kwiaty
 
oto plan minimum - myśl na dziś
 
nie wyrywać głosów z głowy nie pamiętać
nie pamiętać
nie pamiętać
 
nie 
dla męsko-damskich wojen
 
nie 
dla żółtych dziur bez sera
 
nie pamiętać
 
odwijam się z kolejnej warstwy skóry 
wylewam siebie z siebie
 
boli
miażdży
krwawi
wrzeszczy
 
przeklinam żebra twoje
Paranojo
z których wypełzła pożądliwość Ewy
 
kocie wąsy mruszą requiem
( w ciepłej tonacji naćpanego absurdu )
oczy zastygły w życiowo trudnej pozycji
 
OPEN
 
przez zaciśnięty uśmiech przedarły się
zęby 
 
witaj Boże
 


number of comments: 8 | rating: 9 | detail

smokjerzy

smokjerzy, 9 april 2018

księga nieczystości - reakcja łańcuchowa

podrapałem się sufitem w łysinę 
( stojąc na wkurwionej drabinie )
dziękuję powiedział 
( on też był nieowłosiony i go swędziło-swędziało
jak diabli w lewym rogu )
po czym zwalił mi się wprost na głowę która
wraz z resztą i drabiną
zwaliła się wprost na podłogę
wszystko zawsze spada na mnie
przeważnie odpadki
poskarżyła się podłoga i zapadła ( ze wstydu ) pod ziemię 
strawię nawet chorą wyobraźnię
westchnęła ziemia potem spuchła i czknęła
od czego zatrzęsło się wszystko ale nie dosłownie
zaskoczony bóg cały z nieba i mądrości
wypuścił z siebie burzę ( niektórzy nazywają to bączkiem )
dokladnie w tym momencie
pod krzakiem w europie afryce lub azji
stękał po rytualnym obżarstwie człowiek piśmienny
( samoodnawialny gatunek ssaka )
złapawszy boga za błyskawicę
całkiem odruchowo uwięził go w zwoju 
którego za chwilę miał użyć ale nie użył 
bo już nie wypadało
 
minęło kilka tysięcy lat
zwój wzbogacono o nowe treści
oprawiono w dźwiękoszczelną okładkę
i nikt nic nie wie o bogu do dziś wykrzykującym
rozpaczliwe pytanie
( jak mogę być wszechobecny skoro tkwię zamknięty w rolce 
niespełnionego papieru )
 
nie wrzeszcz tak 
bo jeszcze kto usłyszy
napomina kapłan - święty strażnik księgi
 


number of comments: 8 | rating: 5 | detail

smokjerzy

smokjerzy, 7 april 2018

oni

on  
absolutnie nieobecny 
zmyślony na milion różnych sposobów 
jak drzazga tkwiący sam w sobie  
najboleśniej 
sen we śnie o śnie 
cela w celi 
bez celu 
zabliźnione pytanie w symbiotycznym związku 
z otwartą raną odpowiedzi 
i ona 
niedorzecznie mądra 
nieodpowiedzialnie piękna 
bezkrytycznie wierna 
zmyślona jak on 
  
skrojeni na miarę 
wynegocjowanego nieistnienia 
z próżni próbują wykrzesać wiatr
 


number of comments: 8 | rating: 6 | detail

smokjerzy

smokjerzy, 6 april 2018

pogodzenie ( bezczyn )

po drugiej stronie
wiecznie głodne nie wiadomo co
nie daj Boże to samo co tu 
( gdzie klucz waży więcej niż drzwi
a ja z ledwością dźwigam brzuch
i sumienie )
 
nie
nigdzie się nie wybieram
 
wycisnę z kawy
ostatnią kroplę smaku
krew przemienię w kiepskie wino
z premedytacją przekroczę
dopuszczalny limit grzechów ciężkich
i zgniję
 
spokojniej 
niż przeterminowany liść 
 
może
gdy upadną religie
a klucz okaże się pustą modlitwą
do nieistniejących drzwi
 
jakoś to będzie


number of comments: 8 | rating: 7 | detail

smokjerzy

smokjerzy, 5 april 2018

iluminacja

gryzę szybę
tężeje bezradność
efemeryczna tancerka
miękkimi pociągnięciami strzępiastych gałązek
nanosi wiatr na szarość
strach ma nieruchome oczy ryby
wokół cuchnie niespełnieniem
w martwym prostokącie
z bólu
rodzi się archetyp cienia
kolejną skórę
zrzuca fałszywa tożsamość


number of comments: 11 | rating: 5 | detail

smokjerzy

smokjerzy, 3 april 2018

spadam w stronę dnia - improwizacja bezkofeinowa

wiatr wiał 
w kierunku przeciwnym
szedłem jak zwykle przed siebie
nieco siebie wyprzedzając
wszędzie wokół warczały łańcuchowe myśli
bezskutecznie próbując 
wyrwać się na wolność bez słowa
deszcz padał pod górę bombardując chmurę
babcia na rowerze
jechala w dobrej wierze
czarna wrona szukala ogona i śpiewała
kra kra kra
kot miał bzika bo udawał jamnika
zmieniłem nastawienie
tym razem szedłem plecami do przodu
spoglądając na siebie przede mną
od wewnątrz gryzło szczerbate sumienie
krzyczałem a w tym krzyku
urodził się mini proteścik song
i zrobił siku
 
przewinąłem a wtedy
 
dopadły mnie bez-sensu-rymy
dość tego dalej nie idę pomyślałem
ale dalej
okazało się uporczywe i trwało
więc szedłem
bokiem do siebie w sobie
o ile to możliwe
dziadek bez wiary na innym rowerze
gonił babcię
łapiąc wiatraki za skrzydła które
na przekór i nieposłuszeństwo wiatrowi
kręciły się w rytm i pod dyktando 
piosenki czeslawa niemena pod tytułem
sprzedaj mnie wiatrowi
do transakcji nie doszło ponieważ
język psa
 
nachalny szorstki i ciepły
zlizał sen z mojego nosa 
robiąc wiatr
 
wespół z wesołym ogonem


number of comments: 10 | rating: 7 | detail

smokjerzy

smokjerzy, 25 march 2018

Błazen

Satyr w podupadłym teatrze 
jednego aktora 
sztuka bez podmiotu i kontroli 
kreator przenajświętszej nierzeczywistości 
fanatyk samego siebie  
  
uszczelniam granice szemranych półprawd 
tucząc strach jak świnię broniąc głupoty 
jak niepodległości 
  
Szczerząc zęby do boga którego wymyśliłem 
na swój kiczowaty obraz mdlące 
podobieństwo 
  
epatuję grzechy przodków 
  
Z wykałaczką w jednej dłoni 
pilotem od telewizora w drugiej 
wysadzam w powietrze tłumy mężczyzn 
kobiet dzieci starców 
  
i tylko ból przy wydalaniu 
kac 
cebula 
miłość do ojczyzny 
uciążliwa czkawka 
wyciskają ze mnie pragmatyczne łzy 
stygnącego błazna-patrioty 
 


number of comments: 8 | rating: 6 | detail

smokjerzy

smokjerzy, 23 march 2018

cmentarz o zapachu świeżych bułek

siódma rano lipiec
aleksander wyrusza w codzienną podróż
po zapach i świeżość bułek
dokładnie w pół drogi powinien napotkać
bezzębny uśmiech gotyckiego cmentarza
który jak liść sfrunie  z suchych ust życzliwej staruszki
 
z nieba leje się błękit
ptaki wyśpiewują światło i skrzydła
psy zdradzają trawie tajniki psich jadłospisów
muchy czytają je na głos
 
kroki dotąd radosne i pewne
cichną gdy okazuje się że tym razem
cmentarz jest martwy 
potem 
znów rosną w siłę
bo aleksander już galopuje na rumaku
nagłego olśnienia
że nawet starość kiedyś się kończy
 
a bułki nie pachną wiecznie
 
 
 
 
 
 
 
 
 


number of comments: 9 | rating: 9 | detail


  10 - 30 - 100  






wybierz wersję Polską

choose the English version

Report this item

 


Terms of use | Privacy policy

Copyright © 2010 truml.com, by using this service you accept terms of use.


You have to be logged in to use this feature. please register

Ta strona używa plików cookie w celu usprawnienia i ułatwienia dostępu do serwisu oraz prowadzenia danych statystycznych. Dalsze korzystanie z tej witryny oznacza akceptację tego stanu rzeczy.    Polityka Prywatności   
ROZUMIEM
1