somebody man, 19 may 2012
mój wierny psie
który jest mną który zdechnie z tobą
sypiając z wrogim mi przeświadczeniem
pełzają po mnie jaszczurki rozkoszy
jaką sprawia mi nasza nigdy samotna
twoja obecność
tylko wiesz
towarzyszu moich upadków
kurewsko mocno bolisz
somebody man, 19 may 2012
on tam jest
sprawdź kuchenkę
skurwiel zna sztuczki
roznieć żarem z popielniczki
patrz firanki
i jak tańczy w przedpokoju
wlazł na dach
nim sobie pozwoli
chodź
wykończmy go
starym kocem
somebody man, 29 april 2012
rzadko o tym rozmawiamy
ale boli mnie bunt
gnieżdżący się w okolicy ust i
trzewiach
wybrakowane żebra mogą w końcu
stać się słabą klatką dla kiełkującego w nich NIKT
chyba każdy ma jakieś granice
nie każdy może śnić w kolorze
a co dopiero w 3D
to mieszka we mnie nie od dziś
z zaciśniętych ust wydobywa się ni to pisk
ni artykułowany dźwięk
zbyt rzadko o tym mówimy by móc w pełni wyczerpać temat
zbyt słabo chcemy
to rośnie we mnie jak ja rosnę w tobie
zbyt mało piszemy wczorajszych historyjek o dzisiejszych bzdurach
jutro i tak nas skarci bólem w okolicach biodra i łopatki
On ją goni Ona nie ucieka ani chybi zwieje mu
w zeszłym tygodniu zabili mu psa odeszła dziewczyna
pozbierał się przecież musi wrócić na stację
żeby noc nie udawała nieprzystępnej
musiałby oswoić dzień nie potrafi
już płakać zresztą nigdy nie potrafił tak bez okazji
uśmiechać się do obcych kobiet
zamiast tańczyć pielęgnował ból rozstania
pazerny jakiejkolwiek rozpaczy czując rozrywający wnętrzności akt
zrozumiał nie ma miłości bez bólu radość należy się śmierci a narodziny
zawsze powinny być obficie opłakiwane nawet jeśli rodzi się kolejny
NIKT czyli bohater
i ktoś napisze nim choć wiersz
lub wytrze zarzyganą podłogę
"Sein oder Nichtsein, das ist hier die Frage"- powtórzył za postacią z jakiejś książki napisanej w zupełnie obcym mu języku
po czym sięgnął z apteczki
"Jarmark odmieńców" który dostał od aśki
w chwili zwątpienia potrafił zapomnieć jak sie tu znalazł
ale jej imię miał wyryte na każdym skrawku ciała
jej pazurami zębami i językiem
mógł obebrać sobie życie kiedy było jeszcze jego
teraz nie mógł zniszczyć czegoś czego dotknęła
umiał okazać wdzięczność swojej Pani
merdał ogonem i patrzył błagalnie gdy chciał jeść pić
być pieszczonym
we śnie znów ożyją syreny nimfy wiejskie kobiety piorące bieliznę na brzegu rzeki
zielonkawa topielica wśród nenufarów wskaże mu dłonią miejsce obok
kiedy wróci z wakacji będzie miał co opowiadać kolegom z pracy
a gdy zamilknie znów usłyszy zgrzyt starych metalowych drzwi
swojego niedoskonalego słuchu
zawoła STOP
ja chcę wrócić ale ona popłynie daleko
i nie będzie już dla nich powrotu
rzadko o tym rozmawiamy ale rodzący się we mnie bunt
twierdzi że ma imię
somebody man, 26 april 2012
wiem
przyjdzie dzień twojego świtania
będziesz krzyczeć głośno
zaraz potem zaczniesz długo umierać
będą życzyć sto Odmawiaj
każda z chwil będzie pieklem ofiar i modlitw
wiem
TY
moje słońce
mój autoportret gwoździem lędźwi rysowany
przychodzisz cicho
poeto krwi
wiem
odkąd ciebie mam ślepnę
zbyt jasne emitujesz światło
szkoda że o tym nie wiesz Raczej
a po zmroku nocny motyl
matce na trzewiach siadasz
Ciiiii...
somebody man, 22 april 2012
ONA
falliczny w ustach
czuje kształt
owoc dębu
chcąc na pniu przysiąść
rozsnuwa mgieł kosmicznych
koronkę
ON
tkaninę skóry
na niej przemieścił
dreszczem wymyślnym
lepki trop
zostawiając
sunie nieostrożnie
pomiędzy wzniesień dwu
język korytarze
drąży
ONA
ud korzenie rozsunąwszy
blaskiem krzykliwego
znaku woła
O
ten cyklon szaleństwa
ON
zapada się na to
czym ona pokusza
kolizją
pędzących mgławic
uruchamia
migotanie gwiazd i galaktyk
boskim pchnięciem
nowe zapala życie
somebody man, 9 april 2012
i nienawidzę za ciemnych łazienek
w których człowiekowi tylko się wydaje
że się ogolił
somebody man, 27 february 2012
pewnie że piłbym
nektar z twojego kielicha
trzeba przechylić
aczkolwiek pijakiem
ja nie
jestem
pejzaż dwu wzniesień
negliż wyuzdany
transoceaniczny ślizg
ach uszczknę
jak najchętniej
rozkołysania
perwersyjny styl
negocjacji przekornych
trochę jakby
a capella
jazgot przenikliwy
dzwonka
pełnia nowiu
negatyw świetlny
tryb m
achiny
jakiejkolwiek
cyfry-0
pergaminowy zwój
nemezis zemsta
trojańska helena
achillesowa pięta-
jazon i argonauci-
wieczności
petycja pisana
neurastenii piętnem
traktat niemoralny r
acjonalny bełkot
jadowity kęs
ust
perigeum cyklu
nerwoból nagły
trajektorią przyszłych
acji-aberr
jasno sformułowanych
twierdzeń
perfidnie i
nercyjny bezruch
trywialna dewi
acja nie-dewiac
ja bezczynności
pośpiechu
perły macica
nekrologiem małży
tragicznie końcowym
a certyfikaty myśli
jażnią rosną
nieba
peryskop metafizyczny
neoonanizm egocen
tryczną emancyp
acją wlasnego
ja
siebie
pesymistyczne wskazania
neutralnych kon
troli rytmu i pr
acy narządów
jakkolwiek ważnych w tym
pochwy
periodyczny odruch
nestorki kurestwa kopniakiem
traktowanej w brzuch
a często buntem
jawnogrzesznego
odbytu
pełnoprawna zasadność
newtonowskich teorii
trudno czytelnych dywag
acyj racyj
jakoś dobrnęliśmy
końca
somebody man, 24 february 2012
nawołujesz
knebel w mordę
i milcz
zmuszony jestem
założyć ci kaganiec
wielogębna suko
niejednego wykończyłaś
za mnie się bierzesz
podchody robisz
nie pozostawiasz mi wyboru
związać ci dłonie muszę
wyrwanym z trzewi
jelitem
byś mi kurwo
nie zrobila większej
krzywdy
ja pewnie to przeżyję
odchoruję
ty wątpię
uduszę
nie odciętą jeszcze pępowiną
snu
budzisz nas
w nas
skowyt
i brzęczenie komara
i dziura w skroni
co się nie zagoi
nas też
spragnionych
boli
a pieszczotą jest
i źrodłem niedośnionej nigdy
nocy
somebody man, 24 february 2012
prawdopodobnie tego dnia usłyszysz głos
zobaczysz światło
poczujesz swąd spalenizny(prochu?)
lub fekalii
po nogach cieknących strużką
prawdopodobnie tego dnia
będziesz myśleć jaśniej niż kiedykolwiek
pełniej oddychać itd.
prawdopodobnie tego dnia ułożysz się wygodnie
obudzisz w sobie noc
albo dzień dwa
prawdopodobnie tego dnia nie wydarzy się nic
wyjdziesz na spacer
i nie wrocisz
somebody man, 24 february 2012
ja typowy wariat
rodzaju męskiego
ja niżej podpisany
nazwiskiem i w imieniu wszystkich
mniejszych tego
świata
ja jedząc kanapkę
podczas drugiego śniadania
zanam smak powszedniego chleba
ja trzynastego kroku
alkoholik piję życia
zamęt
ja jakbym się zsunął z włosów
w dół a potem w głąb
w czeluść kipiącej złowieszczo szarej
a jakże
substancji