somebody man, 23 february 2012
zamykam powieki w obawie
a życie mi swoje gra scenariusze
przenoszę się stąd dotąd
a stamtąd donikąd
w ogóle to jestem w dupie od dzielnego bytu
piszę wiersz o obawie
a kartka się ślizga pod piórem
na ślinę przytwierdzam
przemocą do podbrzusza
wcale nie jest mi obojętne
myślę o śmierci w obawie
życia rozpaczy biegunki
stale mi się którędyś wymykasz
zachwycam się rozmiarem stóp
mi po grzbiecie depczą
stale mi się dłoń nie domyka
w obawie
(zaschło w gardle)
że przeczytasz
na pamięć
somebody man, 22 february 2012
kobieta płód przykurczone pół życie embrion
która gdy dorośnie może zostać królową ulic
kobieta dziecko kurwiszon udający niewiniątko
nimfetka spoglądająca pełnym słodyczy wzrokiem
zdolna sprowadzić bezbronnego mężczyznę na manowce
kobieta deszcz roniąca łzy z powodu utraty
dziewictwa z kilkoma kolegami z podwórka
usiłująca swoją rozpaczą zmyć grzech kurestwa
kobieta zwierzę dzikuska której się wydaje że jest
mężczyzną że to w jej drobnych dłoniach tkwi
klucz do przyszłości gówno wiedzący babsztyl
(i tak każda potrzebuje mężczyzny niekoniecznie
uprzejmego miłego zrównoważonego czy bydlaka)
kobieta będąca przedmiotem meblem kuchennym
czy sypialnianym rzeczą pozornie użyteczną
jej łono które jest przetrwalnikiem macica
którą można ot tak wynająć na czas
inkubacji naszych rozwianych z nastaniem
dnia złudzeń-łuski spadają z oczu na usta
kobieta anioł skopana przez wstawionego męża
mimo dwóch wybitych zębów i złamanego nosa
uśmiechnięta a usta pełne krwi smakującej
bezgraniczną miłością przetaczaną przez organ
nieugięty-serce- każącą jej przełknąć gorzką pigułkę
konieczności co z tego że wbite w płuco żebro
odbiera oddech przecież trzeba posprzątać i wynieść
śmieci w szczególności puste butelki i puszki
kobieta demon sucz wszeteczna z rozrzuconymi
niedbale udami mężczyźni(trzej)którzy dali się
nabrać zaglądający ciekawie w te gościnne progi
u zejścia ud wargi(cztery)łakome nabrzmiałej
męskości wyłamujące się z roli magazynu nasienia
w rezultacie zachodzące w stan w którym tylko
zabieg odwraca przykre następstwa poród
(nowe życie ktore nie jest takie znowu nowe
to my wychodzący z kobiet z ich ciepłego przytulnego
wnętrza jesteśmy nowi życie trwa z nami czy
bez nas i tak po okręgu się toczy)
kobieta matka bezwzględna wobec wrogów jej
potomstwa osłaniająca swoje twory własnym ciałem
czekająca w kolejce po zasiłek rodzinny
w wolnych chwilach pracująca na dwóch etatach
kobieta naiwna bezgranicznie wierząca swojemu
mężowi i najlepszej przyjaciółce notorycznie
używanej na małżeńskim posłaniu krzyk protestu
za cichy by stać się buntem stłumiony dłonią jęk
kobieta spełniona o błyszczących tęczówkach
najlepiej niebieskich ewentualnie szarych lub czarnych
połyskliwych włosach i jędrnych pośladkach
obiekt odrzuconych westchnień syta miłością
kobieta i mężczyzna w kokainowym ciągu
roztaczający nietrzeźwe wizje przed swoją wybranką
ona patrząca na jego warictwa czułym wzrokiem
przytakująca mimo niedorzeczności jego rozważań
kobieta zabawka narzędzie w rękach męskiej pychy
przedmiot pożądania gadżet przewieszony przez
ramię lub klęczący między nogami innym
razem rzucony na stół szafkę niekiedy parapet
przewieszka brelok kluczyków od mercedesa
kobieta czystość która ma krótsze stopy tylko
po to by stać bliżej zlewozmywaka lub
pochylona nad wiadrem z tłustymi pomyjami
kobieta wygasła obwisłość skóry wokół oczu
ust piersi tego co z nich zostało menopauza
bezwzględna dla jajnikow i macicy jej
słabnące libido i jej przeciwieństwo
kobieta krwawiąca cyklicznie menstruująca
gdy tylko nie zostanie zapłodniona ze
wściekłością chwytająca się za pusty brzuch
tknięty kolejnym paroksyzmem miesięcznego
bólu patrząca ze wzgardą na mężczyznę
po wasektomii leżącego u boku lub
pośpiesznie zbierającego się do drugiej
-o niebo lepszej-żony i domu którym
jest przyczepa kempingowa pod którą leży
kobieta denat nadpsute mięso i pies wykopujący
skradzione żebro by móc je aportować panu...
somebody man, 22 february 2012
wciąż się boję
dlatego szukam
jak tezeusz z gps-em od ariadny
już nie błądzę
tylko obaw mnóstwo
kiedy ona dłoń kładzie na mojej mosznie
że któregoś dnia capnie
jak cęgami
a ja krzyknę wysoko
i nie będzie już dla mnie ratunku
somebody man, 21 february 2012
nie wytrzymałem
pstryknąłem im zdjęcie
powiekami jak migawką
wrzuciłem w kartę pamięci
microhipocamp
teraz oglądam je stale
mrówki na chodniku
niepokojąco ruchliwe
szwędające się siatką nerwów
i nawet teraz
kilka z nich mi wychodzi
ustami
śpiewam
czasem tańczę
wysoki próg krawężnika
wyznacza niemą granicę
reszta już tylko
sen i śnienie
obraz ten sam
i poczucie tła
pusty oczodół
z napisem ENTRY
zachodzi pleśnią
somebody man, 21 february 2012
nocne wahania wśród połyskiwań
w nich zdechły pies leżąc gnijąc
łeb unosi jak gdyby tylko czekał na
twój powrót merda strzępem ogona
ty uśmiechasz się na ten znak sympatii
pijany mrok spowija ten przedsionek
tu odsłoni tam zakryje zamiast żyrandola
wisi kobieta o dwóch obliczach
owadzim i ptasim najpewniej są to
modliszka i sowa w tej sytuacji ciężko
być obiektywnym zatem w którą
z twarzy patrzeć żeby nie urazić
tej przedziwnej istoty? ciekawe
zjawisko dla kogoś kto zjawia się
tu po raz pierwszy lecz nie ostatni
byle przechodząc nie potrącić
drucianego koszyka i leżącego
w nim dziecka owiniętego pępowiną
jak szalikiem(pewnie śpi?!?)
iść na palcach iść po skrzypiącej
dziurawej podłodze jakiś blask
bije spod spruchniałych desek-
-przyłożyć oko? WAHANIE...
ciekawość bierze górę nad
pominięciem i...
źródłem okazuje się znicz
zapalony na twoim własnym grobie
co równie ciekawe data urodzenia
jest datą twojej śmierci CISZA
przerywa ją pies zaczynając skamleć
uzmysłowiwszy sobie że pieszczoty
z całą pewnością go ominą
za to dziecko otwiera drobną zieloną
dłoń wręcza ci klucz do wejścia
w suficie i prosi o mleko
co zdążyło już skwaśnieć pokryty
wiekowym kurzem ślepiec ten
jego rozbiegany wzrok nerwowo
omiata tę surrealistyczną przestrzeń
nagle masz dość zaczynasz się dusić
wsuwasz klucz przekręcasz...
...znów jesteś dzieckiem o niebieskich
oczach platynowych włosach jeszcze
nie wiesz że ta droga jest drogą
na rzeź i nikogo absolutnie nikogo
nie obchodzi twoja naiwna dziecięca
NIEWINNOŚĆ
somebody man, 20 february 2012
drażni mnie inteligencja
stosowana
tylko w nagłych wypadkach
to jak ekspedycja na słońce
z plecakiem latarek
to jak
branie drzewa do lasu
mineralki nad morze
nie to zły przykład
proszę wybaczyć
odwagi
odwagi panie panowie
tego nam trzeba
poza tym
i poza tamtym
też
na przykład
kład
d
dupa
po czym
chuj
dupa
kibel
szum wody
prąd
z prądem
w świat
w świat
w świat
w świat
w świat
twój wkład w literaturę
może być
musi
na co czekasz
publikuj
somebody man, 20 february 2012
ten dzień był jak miesiąc
ciągnął się w nieskończoność
unosił się i opadał
staliśmy tak ja i on
naprzeciw siebie
nad nami wirowal jakiś ptak
jemu też widać było
wszystko zaczęło latać
jednak gehenna ktorą przyszło nam chłeptać
jak zdychającemu z pragnienia psu
była efektem niczym nie odpartej
potrzeby powrotu do siebie
niewysłane smsy świadczyły o braku odwagi
ale nie słów
wobec tak kurewsko naiwnej reakcji
wtedy nastała coroczna rzeź choinek
żywica lała się strumieniami
odgarnąłem śnieg z ganku
nazajutrz było lato więc zanim
dopisałem epilog tamtej powieści
obrzygałem podłogę
zmówiłem pacierz
przestałem żyć na kocią łapę
zacząłem zbierać paragony z biedronki
ona podarowala mi opaskę na oko
z trupią czaszką
a ja jej otwieracz do konserw
w ogóle fajne były nasze dialogi
pozbawione elementarnej logiki
namiętne
pełne ripost od rzeczy
następnie założyłem konto
żeby mieć taką fajną kartę
z czipem i pinem
teraz patrzę na nią
a on mi zerka przez ramię
i coś tam rzęzi pod nosem
zaczepiła mnie na ulicy
i zaczęła się odgrażać
a skończyło się na pralce
była zadowolona
a jej uśmiech wyrażał to bardziej
niż tysiąc słów(jak z reklamy czegoś tam)
zapalilem świeczkę i po chwili
zacząłem wychodzić z narkozy
operacja się nie powiodła
amputowali mi tylko jedną nogę
zamiast dwoch jak prosiłem
zbyt duży upływ krwi
tłumaczył się doktor o niezrozumiałym nazwisku
miałem mu za złe
ale obiecał że się postara
więc ostygłem nieco
pochylając się nad tym tekstem
zrobiłem wielkie oczy
otworzyłem szeroko usta
wyjąłem z szuflady pistolet
wsunąłem pomiędzy mięśnie orbicularis oris
i pociągnąłem za język spustu
po czym osunąłęm się bezwładnie
na dywan w moim gabinecie
ktoś przyszedł posprzątał
zapłacili mu z mojej pensji
i było po sprawie
ten dzień był jak miesiąc
bez kobiet i wódki
somebody man, 19 february 2012
jestem mokry deszczem zerwaną rynną płynę
ja kałuża plugawej krwi zbitej w uklad naczyń
przyczajony nieuważnego czekam kierowcy
najedzie spłynę bliskim mi policzkiem ku zagłębieniu
jestem łopoczę wiatrem w materiale sukienki
owijam się wokół sutków prężę je strzeliście
nie halucynuję jestem wirującym powietrzem
pragnę więcej czy to bezpieczne
jestem mienię się tęczą w trzech barwach
opalizuję ropą na sklejonych skrzydłach mewy
ciężko o ekologiczniejszy make-up nie znam
pozwól że mój szyb ejakuluje w ocean ciebie
somebody man, 19 february 2012
Genesis
na początku
było słowo
kocham
potem
inne były
jakieś krzyki
Exodus
w końcu
doszło do
tego że
się wkurwiłem
i
wyszedłem
Numeri
zamykam oczy
liczę do trzech
otwieram oczy
zmiana scenerii
Leviticus
i
rzekł kapłan
jednym
jesteście ciałem
(żeby wiedział
ile to już razy-dziennie?)
Deuteronomium
ustaliliśmy kiedyś
przed pójściem
spać
i ciągle
powtarzamy
moja prawa
twoja lewa
czyżby amen?
somebody man, 19 february 2012
jestem szary świtem w mieszającej się dwoistości
zlany budzę się potem wcześniej odrętwienie
lecę wróblem podły kundel
sypię popiół na głowy zdziwionym przechodniom
jestem biały za dnia w basenie twego wzroku
padam śniegiem po dachach chodnikach
prawie nigdy rozlany mlekiem płynę
porzucony gdzieniegdzie szkielet praprzodków
jestem czarny w rozmazanym tuszu rzęs
pylę sadzą z niezagaszonego pieca
biegnę brudna świnia z marginesu
upierdolić błotem czysty dywan
jestem szary...