Prose

Oh_Nina


older other prose newer

31 may 2012

Noc

Snuje się. Z kąta w kąt, z pokoju do pokoju. Krąży, otwiera i zamyka kolejne szafki i węszy, jak pies myśliwski wywąchuje na wpół martwą zwierzynę. Słyszę te kroki, powietrze, które pod jego stopami ucieka w niepowtarzalnie irytujący sposób. Niech już To kurwa znajdzie, czymkolwiek by to nie było, bo oszaleję. Wiatr nie pozwala upoić się dymem, krążąc wściekle wokół głowy albo szturmując uchylone okno niewidzialną siłą. Dziś będzie Noc, jestem pewna, dziś znowu całe Miasto stanie na głowie. 
        Kran, czajnik, gaz, gwizdek. Kto schował owocową w lodówce?! – słyszę i już stoję z kubkiem herbaty wetkniętym w dłoń. Przy oknie, jak zwykle, opierając czoło o zimną szybę i zaglądając do oświetlonych mdłym blaskiem pokoi z przeciwka. Ludzie tłoczą się w hermetycznych wnętrzach, zaciągają używanym powietrzem, kiedy po ich ulicach krążą tylko dziurawe reklamówki. Pieprzone trusie, z twarzami umazanymi hipokryzją. Lęk tak okropnie wykrzywia ludziom twarze, ale nie lęk sam w sobie, tylko przerysowane grymasy, które mają go zakryć.
        Widzę w szybie linię zarostu przeciętą długim smukłym płomieniem, a moje odbicie uśmiecha się krzywo. – Przecież równie dobrze to moglibyśmy być my. Chcesz spędzić ostatnie godziny życia podglądając sąsiadów? – jego dłonie są tak duże, że prawie może objąć moją talię. Nawet w tak rozproszonym świetle widać zasinienia pod oczami i parę zmarszczek, które od tygodnia towarzyszą  każdemu wyrazowi twarzy. W. jest na skraju wyczerpania chociaż sypia po 10 godzin na dobę. Muszę być ostrożna, właśnie w takich sytuacjach ludzie popełniają błędy, a teraz nawet najmniejszy błąd może mnie kosztować wszystko.
        - Połóżmy się już – słyszę, ale w pół drogi do mojej twarzy poddaje się i wychodzi przewracając oczami. Zerkam tylko, czy wypił herbatę. Kubek stoi pusty, czyli za jakieś pół godziny W. odpłynie w nieprzytomną bezsenność, zwalniając mnie z niewygodnych odpowiedzi. Nie ma pojęcia, że to ja wprowadzam go w ten stan, że jego całodniowa ćwierćświadomość to dla mnie prawdziwa ulga. Z każdym dniem będzie bardziej zmęczony, oby tylko nie zachciało mu się zrobić badań, bo jego krew jest jak Prypeć w ’86. Cieszę się jak dziecko, napawam wolnością, na którą czekałam całe lata, a która tej nocy ma zawrzeć w moim ciele i oddzielić od wszystkiego, czym nie jestem. W pokoju jest jasno, ale ubieram się prawie po omacku, jak wąż widzę tylko w podczerwieni, a oczy – wąskie szparki – tylko straszą własne odbicie. 
        Dotarcie na miejsce zajmuje 21 minut, z czego jedną trzecią spędzam przedzierając się przez skropione nocą chaszcze. Wokół co najmniej tuzin potencjalnie groźnych stworzeń, ale dziś to ja będę drapieżnikiem. W żyłach krąży mieszanka podniecenia, euforii i strachu, a mi przychodzi na myśl tylko jedno słowo, które mogłoby ten stan określić – potrzeba – tak silna i pierwotna, że zagłusza zmysły. Pod stopami czuję pulsującą linię, zza której nie będzie już powrotu i wiem, że jedyna szansa na normalność znajduje się równocześnie za moimi plecami i tuż przed nosem – zupełnie tam, gdzie oba wymiary szaleństwa.

C.D.N.






Report this item

 


Terms of use | Privacy policy

Copyright © 2010 truml.com, by using this service you accept terms of use.


You have to be logged in to use this feature. please register

Ta strona używa plików cookie w celu usprawnienia i ułatwienia dostępu do serwisu oraz prowadzenia danych statystycznych. Dalsze korzystanie z tej witryny oznacza akceptację tego stanu rzeczy.    Polityka Prywatności   
ROZUMIEM
1