6 march 2018
Zmutowane witraże (fragment książki)
Agata szarpie za klamkę i wali pięściami w drzwi.
- Co się u ciebie dzieje? – wrzeszczy przeraźliwie. Krzyki obudziłyby nawet truposzczaka.
- Justyna! Do diabła, żyjesz? Wpuść mnie do domu, wiem, że tam jesteś.
Czasami nie mam pojęcia, po jaką cholerę przyjaźnię się z tobą. Martwię się, a ty masz wszystkich w dupie, owinęłaś się swoim światem, niczym kołdrą i dusisz nas obie.
Strach o przyjaciółkę jest silniejszy niż szyderstwo z jej strony. Nie daje za wygraną. Po paru minutach słyszy zgrzyt zamka. Justyna nie zdając sobie sprawy z powagi sytuacji, w jakiej się znalazła, zacisnęła zęby, by nie odpowiedzieć złośliwie.
– Jezu dziewczyno jak ty wyglądasz? - chodzisz nago po mieszkaniu?
- A co? Nie wolno? U siebie jestem jakby co.
- Justynaaaaa…
- Co?
- Co, co! Zachowujesz się jakbyś była opętana przez demona… - Agata wymamrotała nieśmiało.
- Przyszłam, by ciebie z tego wyciągnąć.
- Z czego idiotko?
- No wiesz … nagle urwała, bała się, że ta znów zacznie drwić.
- Mów do diabła, przychodzisz, nie wiem po co, czepisz się jak zwykle, nie mając nic ciekawego do powiedzenia.
- Yyyy…
- A wiesz co się przydarzyło Adamowi?- Agata nagle zmieniła temat widząc jej wściekłość.
- Około północy zadzwoniła Martyna. Mówię ci, ale numer. Podobno Adam naćpał się i zdradził ją z jakąś zdzirą. Hehehe… uwierzysz?
- Nawet tak nie żartuj.
- Przysięgam. Adam dziwnie się zachowywał, prawdopodobnie w knajpie dodali mu coś do piwa, podobno pigułkę gwałtu. Sama pomyśl, po co ktoś by chciał go zgwałcić? Przecież takie pigułki przeznaczone są dla kobiet.
- Ależ ty jesteś głupia, Agata!
- Przestań wyzywać. Moim zdaniem wymyślił całą historię i tyle. Wydał kasę dobrze się bawił, a teraz ściemnia, że niby go okradli i wykorzystali.
- Daj spokój, Adam jest uczciwym facetem.
- Uczciwym? A widziałaś jak mnie pożera wzrokiem, kiedy jesteśmy sami?
- No kretynka! Myślisz, że potrafię zmaterializować się i przenieść tam gdzie chcę? Poza tym gapi się na ciebie, bo w tym mieście nie ma drugiej tak paskudnej dziewczyny.
-Nie chrzań. Zazdrościsz mi i tyle.
- Czego, Agata? Głupoty?
- Mówię ci, on kłamie, wymyślił całą historię. No bo jak można w knajpie kogoś okraść, zwłaszcza gdy się nie ma przy sobie gotówki, tylko korzysta z kart kredytowych. Jezu -dziewięć tysięcy, wiesz ile rzeczy można za to kupić?
- Dla ciebie tylko kasa się liczy, zero współczucia.
- A dla ciebie Justyna facet, który dawno położył na ciebie laskę.
***
Justyna nie bardzo wiedziała co ma odpowiedzieć. Ból głowy i seks z niedoszłym narzeczonym doprowadził ją do obłędu. Jej życie stało się chaosem, wołaniem do…
Nic nie mów przemówił do niej wewnętrzny głos. Głos nierozsądku – tak jest dobrze.
Nagle po ziemi przesunął się cień.
– Rafał – wyszeptała.
- Jezu… Ty znowu o nim?
- Nie znowu… on tutaj jest. Mieszka ze mną, tylko boi się ludzi. Malutki nieśmiałek, pisarczyk i dziwoląg w jednym. Każdej nocy wchodzi we mnie, penetruje. Oczywiście odwzajemniam pieszczoty.
Agata wytrzeszcza oczy, zrobiła się jeszcze brzydsza niż jest w rzeczywistości.
- Co ty pieprzysz dziewczyno? Zaczynam się ciebie bać.
- Bycie razem na dobre i złe – znasz taką frazę?
- No niby znam; przysięga dwóch osób, można jej dotrzymać „aż do śmierci” – wymamrotała.
- Nie! – do zmartwychwstania.
- Chyba w twojej chorej wyobraźni – powiedziała.
- Nic nie rozumiesz - jesteś taka tępa, ech…
- A ty za dużo pijesz, nadużywasz relanium i piszesz te jakieś wymyślone historie, dyrdymały. Później udajesz, że utrwalasz to wszystko na płótnie. Spójrz w lustro -wyglądasz jakbyś wyszła z piekła. Nawet własna matka się ciebie boi.
Agata nie bacząc na konsekwencje wypaliła jej to co myślała od dawna. Odważyła się, mimo że od lat się przyjaźniły, znosiła jej docinki i szyderstwa, tylko dlatego, że była od niej brzydsza. Taka przyszła na świat. Marzyła by ktoś ją zauważył, docenił. Nie miała pojęcia, dlaczego tak uporczywie trzymała się tej chorej przyjaźni. Było jasne, że ona ją niszczyła rok za rokiem. A mimo to nie potrafiła się sprzeciwić; chłonęła ją niczym narkotyk, ubóstwiała.
Nie chciała bez niej oddychać. Zazdrość, którą nosiła w sobie zatruwała od środka. A jednak wolała cierpieć niż więcej jej nie ujrzeć.
Kłótnia niczym naostrzony topór wisiała na włosku, wystarczyło jedno szarpnięcie, by wbić ją prosto w serce. Przeciąć całą tę bezradność.
- Ubieraj się mała przecież nie będziesz cały dzień chodzić w negliżu – mówiąc te słowa, łagodnie próbowała pozbierać myśli z podłogi.
- Kraina, którą sobie stworzyłaś nie istnieje i trudno cię winić, za coś, czego nie ma.
- Więc gdzie jest ten prawdziwy świat? Jak myślisz? Nic nie wiesz o mnie. O moich uczuciach i odczuciach. Nie siedzisz w moich myślach. One są jak przewlekły kaszel, który trwa zbyt długo; rozrywa mnie, dusi. Żaden syrop nie jest w stanie wyleczyć, ani złagodzić tej choroby. Wypluwam sól która po chwili wraca jak bumerang, oblepia, niedługo moje ciało stanie się kopalnią „Wieliczka” z zakazem wstępu. Tam kiedyś było dzieciństwo, które skończyło się w dniu trzynastych urodzin.
***
Otwieram drzwi do swojego sacrum gdzie znajdują się walające po podłodze, niedokończone rękopisy i poplamione winem obrazy – namalowane twarze, w których widnieją grymasy, wieczne zmarszczki. Każda z nich skrywa w sobie tajemnicę lub prawdę. Zastygłe marzenia nigdy nie zaznają światła dziennego, nie mają prawa się urzeczywistnić. Pokój opanowały puste butelczyny po trunkach, gdzieniegdzie niczym rzeźby, wyłaniają się spod stert książek, w których myśli zostały osierocone lub uśmiercone. A wydawałoby się, że żyją, oddychają wspólnym powietrzem, zameldowały się na stałe i tylko czekają na dogodny moment, by ponownie posiąść czytelnika.
Uwielbiam bałagan, odnajduję się w nim. Wszystkie rzeczy korzystają z wolności. Żadna z nich nie jest więźniem moich kaprysów. Żyjemy ze sobą w symbiozie i dobrze nam razem.
W tym samym czasie Agata próbuje dodzwonić się do Adama.
Ciekawość jej przewyższa zdrowy rozsądek. Jeśli czegoś nie wiesz - wal śmiało do niej, to chodząca Wikipedia plotek.
Abonent niedostępny - Agata słyszy w słuchawce beznamiętny głos, lecz nie odpuszcza. Wystukuje numer raz za razem.
- I co? - Spytała Justyna.
- Wyłączył telefon, kretyn!
- O masz, daj spokój, chłopak przeszedł traumę. Poza tym Martyna…
- Taaaaa… chciałbym taką traumę przejść pod warunkiem, że mi zapłacą, a Martyna i tak mu wybaczy, co by nie zrobił.