1 may 2023
Drżąca
Był deszcz w tym snopie cichym, co przetacza się nisko nad ziemią. Co zawadza o liście topól, kasztanów.
Był deszcz i w tym szumie ptaki wywoływały z nostalgią twoje imię.
Każdy szczegół jawił mi się tobą. W tęsknocie zmierzchu i chłodzie nadciągającej nocy.
I wszystkie krople lśniły w prześwitach
pomarańczowego słońca,
Ściekały jak łzy
po policzkach, brodzie, koszuli…
Był deszcz i pustka tak przeogromna, że aż rozrywająca pierś.
Trącali mnie jacyś przechodnie
o nieostrych obliczach,
jakby przetartych na starych fotografiach w kolorze sepii.
Szukałem z nadzieją ciebie, twojego blasku, wśród tych widm o nieustalonych rysach.
Przechodziły przez zimne kurtyny
z czarno-białych pikseli…
Rozpływały się za nimi.
Pojawiały się następne…
Na chodnikowych płytach lustrzane odbicia rozpłakanego nieba bólem
wdeptanego w ziemię.
A przecież tak bardzo chciałem objąć twoją twarz.
Tak, jak bierze się w dłonie lśniący kryształ i muska jego wszystkie ściany.
Wiem, zmarzłaś przeze mnie w tym lodowatym ścisku, w tej cichej trwodze oczekiwania.
A przecież tak bardzo
chciałem cię ogrzać
w swoich ramionach.
Zamiast
tego
deszcz.
I smutek
melancholii.
Przechodziła w milczeniu ze wzrokiem utkwionym w przestrzeni.
Przytulona
do powietrza. Drżąca…
(Włodzimierz Zastawniak, 2023-04-27)