Prose

prohibicja - Bezka


older other prose newer

20 january 2025

Pusty ogród

Kiedy poznaliśmy się z Brunem, ogród, który uprawiałam, był w pełnym rozkwicie. Jego różnobarwność sprzyjała niezwykle optymistycznemu nastrojowi. Lawendy tworzyły niezwykły pas łagodnego fioletu, tuż obok dorodne hortensje schylały głowy. Maciejki w cieniu raczyły nas czarodziejskim zapachem.

Siadywaliśmy często na białej ławeczce, pod akacją, snując romantyczne opowieści o wspólnej przyszłości. Niewielka kaskadowa fontanna szeptała kropelkami. Pomimo magicznej atmosfery, tworzonej przez otaczające nas piękno, czułam niewytłumaczalny niepokój. W takich chwilach kurczowo trzymałam za rękę Brunona. Rozglądałam się nerwowo dookoła, a on uśmiechem odganiał mój strach.

Bruno siadywał pod klonem, na starym drewnianym fotelu, pogrążając się w kolejnej lekturze. Wówczas obserwowałam go, jak zgarbiony przerzuca pożółkłe kartki.

– Mam nadzieję, że bohaterka jest interesująca? – zaczepiałam go.
– Co takiego ? – pytał po długiej chwili.

Za rzędem okazałych krzaków malin ukrywaliśmy się przed wścibskimi sąsiadami. Czasami zrywałam kilka owoców i rozsmarowywałam ich słodki miąższ na ustach, i podchodziłam do niego, by skraść choćby jednego całusa.

Jesienią, kiedy ogród zrzucał kolory, a wokół wiły się winorośle, krzewy wyciągały ogołocone z liści ramiona, a na murze bluszcz tworzył jakby gobeliny, czułam, że w zwiniętych liściach narasta szelest wierszy. Podawałam mu pasiasty szalik, byle tylko się nie przeziębił. Przynosiłam na taras ogromne kubki zielonej herbaty z imbirem, a on patrzył na mnie z lekkim uśmiechem. Nad nim unosiły się chmury tytoniowego dymu.

Wspólne chwile spędzaliśmy przy melodiach z winylowych płyt, które uwielbiał.

– Chciałabym zostać tutaj na zawsze.

– A jeśli są piękniejsze miejsca? – zapytał.

– Może są, ale to jest nasze.

– Nataszo, każde miejsce, w którym będziemy, może być nasze – zapewnił.

Zima okryła ogród delikatną pierzyną z migoczących kryształków. Otaczająca nas przestrzeń stała się przez chwilę białą kartką, na której od czasu do czasu pojawiały się wrony. Widziałam je w roli nut. Drzewa tworzyły niby pięciolinię, a żałobny marsz niebawem wybrzmiał w mojej głowie. Odszedł nad ranem, zapomniał o obietnicach. Zabrał z naszego ogrodu wszystkie kwiaty i spokój. Spotykamy się w innym miejscu, on leży, a ja stoję z bukietem nad jego nagrobkiem.

Ogród zdziczał, tak, jak ja, bez Bruna.






Report this item

 


Terms of use | Privacy policy

Copyright © 2010 truml.com, by using this service you accept terms of use.


You have to be logged in to use this feature. please register

Ta strona używa plików cookie w celu usprawnienia i ułatwienia dostępu do serwisu oraz prowadzenia danych statystycznych. Dalsze korzystanie z tej witryny oznacza akceptację tego stanu rzeczy.    Polityka Prywatności   
ROZUMIEM
1