Poetry

Marcin Olszewski


older other poems newer

24 may 2010

Pragnienie

Kiedy unosisz do góry ciężkie kurtyny powiek ku życiu,
Karmię Cię jak piękną wilczycę śniadaniem,
A poduszki skrzydłami unoszą się pod sufit,
By raptem zastygnąć na kandelabrach.

Gdy tworzę – atakujesz znienacka płomieniem ust,
Zabierasz łup i znikasz w cieniu gorących spojrzeń,
Każdy z nas nosi w sobie inną duszę i serce,
Zastaw w lombardzie wielkich uczuć.

Gdy leżysz i czekamy wspólnie na nowe życie,
W świetle świec, położnych i rytmie oddechów,
Mamy swą krew i łzy,
I łączy nas coś więcej niż wczoraj.

Biegnę po śniegu nocą ku miastu,
Zostawiwszy Cię czytającą Księgę Miłych Snów,
Innym razem piszę płonącym rumem Twoje Imię,
Na śniegu, na chwałę tego, co już się stało.

Nie posyłaj mnie do psychiatry,
I tak wiem, że jestem nieuleczalnie chory,
Leżę obok ciebie przez kilka lat życia,
Aż do zasunięcia ciężkich kutryn powiek ku śmierci.






Report this item

 


Terms of use | Privacy policy

Copyright © 2010 truml.com, by using this service you accept terms of use.


You have to be logged in to use this feature. please register

Ta strona używa plików cookie w celu usprawnienia i ułatwienia dostępu do serwisu oraz prowadzenia danych statystycznych. Dalsze korzystanie z tej witryny oznacza akceptację tego stanu rzeczy.    Polityka Prywatności   
ROZUMIEM
1