Prose

Edmund Muscar Czynszak


older other prose newer

30 september 2011

Hammerowe siodło

(legęda)
skamieniałej rozpaczy
 
           Dawno, dawno temu, gdy Rudnickie Jezioro szczelny bór otaczał, za morenową cygańską górą skromne domostwa powstały. Lud w nich mieszkał pracowity, co z rudy
darniowej jął rozmaite narzędzi tworzyć, co by łatwiej było las okiełznać, z nasion ziemi wykrzesać wszelakie plony. Ptactwa i zwierzyny było tu wiele, po izbach zapach rudy się roznosił, a domostw było tu wtedy mało. Nie zawsze z ich pracy na godziwe życie ludziom stawało.
 
            Mieszkał tu młody człek, co hutnictwem ją się
parać, z ziemi rudę wydobywał, narzędzia z niej tworzyć począł: wszelakie widły, haczki, młotki, proste grabie. Ludziom zahartowanym w trudzie na rolę sprzedawał, to za zwykłą strawę oddawał.
             Aż raz zbłądziła w te strony białogłowa wspaniałej słowiańskiej urody, tak owa dziewka mu do duszy przypadła, że gotów był dla niej robić bez picia i jadła. I ona mu
różne złudne nadzieje czyniła, przez pewien czas w jego chacie mieszkając bardzo uległą panną mu była.
             Minęło wiele,wiele pacierzy, czas od wiosny do wiosny drogę wiele razy przemierzył. I poszła
owa dziewka w dal hen daleko, gdzie murowane warownie i życie wygodniejsze ludzie wiedli.
             Znów pozostał sam młodzieniec nie pierwszej już urody pomny jej obietnicy, że powróci owa pana do niego nim przeminie roczek samotny. On zaś przygotowywał dla niej iście kasztelańskie wygody. Trudził się więc i starał dom swój ubogacał, dzień i noc pracował, co pana była ukontentowana, jej kaprysy spełnione, a on mógł ją pojąć za żonę.
              Minął jeden roczek, potem drugi, czwarty i dziesiąty, po białogłowie słuch zaginął, a młodzieniec w tęsknocie zagubił. W
robocie stawał się niemrawy, na siedzisku swym siadał i ino by z napotkanym człekiem o swej pannie gadał. Kuźnia mchem zarastała, ludzie się dziwowali,czemu się w jego piecu cięgiem się nie pali. On wciąż bez walki na swym siodle pozostawał, kurczył się ciągle, dusze smutkowi bez walki oddawał. Aż w końcu z czartem począł się bratać, co by ukochaną wybrankę odzyskać i z nią igraszką życia się oddawać. Motał się po mokradłach, w bór samotnie chadzał, swoim gusłom pokłony odwał.
              Aż pewnego razu, gdy świt mroki pokonał, pozostał ino po nim kamień -jego marna postać gdzieś na dnie uwięziona.

              A kamień wciąż rośnie i rośnie jak jego pragnienie, co by miłość dawną odzyskać, oddając duszę diabłu, zapadł się pod ziemię. 
              Wymierała osada, domy pustoszały, po trudzie owych ludzi ino doły się zachowały, na których człowiek współczesny Zalew Koszycki stworzył.
              Zaś po człeku zwyczajnym głaz ogromny tylko pozostał, co by przypominał ludziom utrudzonym by nie ulegać marzeniom niespełnionym.
              A gdy się już przytrafi prawdziwe uczucie obłap je i trzymaj nie pozwól swemu szczęściu w czas daleki uciec.
 
 
Edmund Muscari Cz...                                                                         18.09.2011






Report this item

 


Terms of use | Privacy policy

Copyright © 2010 truml.com, by using this service you accept terms of use.


You have to be logged in to use this feature. please register

Ta strona używa plików cookie w celu usprawnienia i ułatwienia dostępu do serwisu oraz prowadzenia danych statystycznych. Dalsze korzystanie z tej witryny oznacza akceptację tego stanu rzeczy.    Polityka Prywatności   
ROZUMIEM
1