Pi., 9 august 2013
dam ci w twarz. już mniej nie można, by zostać
bohaterem. risspekt za przepowiedzianego liścia i zero
odsetek na klatę. nie piwo będę siorbał a żywą śmietanę.
dam ci w twarz, więc udzielę jej błogosławieństwa.
ty płoń emocją, gdy jak sąd ostateczny będę dzielił
rządził i rozdawał raz za razem, ten słynny raz.
dam ci w twarz, a potem pozwolę się ukrzyżować.
spójrz - oto wypolerowane po kieszeniach gwoździe.
komu do nich intymniej niż mnie? jestem młotem
i gdy dam ci w twarz to będę wniebowzięty. niewierni
niech okłamują, że wystarczy strącić mnie ze sceny.
taki chuj! nie dno mi jest pisane lecz fala zrozumienia.
dam ci w twarz na wizji, fonii, w pikselach i zoomie na styk,
a potem będę głosił ewangelię stadionom Podlasia. przecież
mógłbym zabić, ale istotna jest różnica między dożywociem
a wiecznością, prawda? należy być po prawidłowej stronie
pięści, gdy następuje nokaut. niech jednym pogasną aureole,
a inni od blasku przymrużą oczy. byle bez szkieł kontaktowych.
Pi., 9 august 2013
jak oni dojrzewają za szybko
nie tak jak my gdy jeszcze byliśmy nimi
sięgają po teologiczne vademecum buntu
jak po najwyraźniej swoje koło fortuny
tak wcześnie że zdumienie knebluje usta
niezręczna cisza zamiast tłustej odpowiedzi
na najprostsze burknięcie pryszczatej ludzkości
w co ty wierzysz tato?
w co ja wierzyć mam?
w Lego domino poirytowanego chińczyka
już mi nie wystarcza - takie to ciasne
ale w Chopina Miłosza cycki pani od przyrody
to chyba jeszcze jest przed gwizdkiem
więc będę sobie wierzył w ciebie tato
póki cię nie wycisnę póki nie odpadnę
- szypułka zgłasza bojową gotowość
świeża krew brunatnieje na styku
wystarczy zielonych świateł
na czas gdy będę napuchnięty od wiary
że można pod każde himalaje
samodzielnie
Pi., 4 july 2013
mówiła, że bez okularów czuje się jak bez majtek,
więc przed każdym pocałunkiem podkręcałem śrubę
w atmosferze szepcząc: strip tiz strip pliz strip to me
chłopcy, żebyście wy widzieli ten płynny taniec
palców po paraboli nieuchronnie ku małżowinie
by ująć cień oprawki niczym szlachetną bieliznę
z atłasu. ta chwila genialnego zawahania zanim
twarz stanie się nienagannie rozebrana bez endu
i lśnić będzie zaproszeniem: co ze mną zrobisz
głuptasie, teraz, póki jestem naga? dziewczyny,
każda z was powinna popsuć sobie wzrok, dostać
zeza albo jaskry, byle zatańczyć wstydliwe fandango
przy uchu. była mi Ritą Hayworth zsuwającą intymność
z przedramienia prosto z zapomnianego celuloidu.
magia idealnego gestu i oto świadomie jesteśmy
upętleni w alternatywnym filmie, gdzie damy zrobić
sobie jeszcze wiele dubli, mimo że bliżej każdemu
z zagapionych nas do Bustera Keatona, niż Clarka
Gable'a. The queen is naked. pozostaje skowyczeć:
nie waż się nigdy zdejmować okularów przed obcym
mężczyzną, bo po seansie zupa może być za słona.
Pi., 2 july 2013
czas dopadł mnie w opóźnionym autobusie komunikacji
miejskiej: Falenty Nowe - Targówek i żywcem otumanił.
wypełniona aż po sam błyszczyk hormonalna wataha
- jakieś Zuzanny, jakieś Andżeliki. gładkoskóre,
smukłonogie i długowzroczne. cel - ja, pal - strzał
z rzęs: "heja! widzicie tego Czesława? ale z niego
Stefan, co nie?" to jest ten moment, gdy kula rżnięta
pogardą trafia sto na sto. natychmiast siwieją mi skronie.
większość fryzury spod czapki wieje na spadochronach
byle dalej. nędzne farbowane szczury! w powątrobowych
plamach wybucha chory wzór starca pod mętniejącymi
oczami. zdrada potrząsa dłonią, charcze w płucach.
i mógłbym być Robertem, Krzysztofem, Arkadiuszem
albo Patrykiem, to już nie będę sobą, lecz jakimś
geriatrycznym transformersem po wszystkich przejściach.
nie zrzucam skóry. zanika sama, jakby się brzydziła,
tego który teraz wyłazi z pomarszczonego wora. stało się
to czego nie da się zawrócić żadnym ludzkim odklęciem.
już zeschłem i czerstwieję w nocnej szybie. nie jestem
do żadnego spożycia. to tutaj - w opóźnionym autobusie
miejskiego przeznaczenia, dopadł mnie nagły czas.
Pi., 28 june 2013
to fizjologiczny absurd,
bo nawet jeśli wsadzić gwóźdź w gniazdko,
synapsy
nie zaczną przewodzić błyskawiczniej,
a co dopiero
po takim mdłym zlepku słówek:
trzecie jak drugie tup tup tup po pierwszym,
w jakimś rytmie,
na pierwszy rzut oka,
na pierwszy szum ucha.
niby coś, a nic.
powiedzmy, że podoba ci się prolog, albo puenta,
albo wyszepczmy słone od niecierpliwości sedno,
że wcale nie czytałaś, ale tak pragniesz docisnąć
moje chętne biodra do rozbudzonego podbrzusza,
że nie wahałabyś się lekko skłamać na mój koszt.
lecz proszę,
nie mów mi nigdy więcej,
że przed tym wierszem nie myślałaś.
nie tylko o tym.
teraz już mnie nie czytaj.
teraz już ucz się mnie na pamięć.
Pi., 26 june 2013
nie mów do mnie - Dżulian ty frajerze
bo zobacz - gdy zechcę to jednym palcem
uczynię świat gorszym lub jeszcze gorszym
to dziś od ciebie zależy
czy pogramy w piekiełko czy niebioska
mój ty wahający się nieznajomy
zaimprowizować ci na czyimś życiu
jak na flecie
podniosę paluszek i bomb wianuszek fruu na Bagdad
albo powstrzymam upływ danych
i nigdy się nie dowiesz z kim puszcza się
ta z pomiętego zdjęcia które trzymasz
pod materacem
to takie proste że aż nie mogłem uwierzyć
łatwiej odziera się dziś rządy z inkryptowanych tajemnic
niż szesnastolatę z majtek w gruszkowym sadzie
za stodołą
jedna i druga krzyczały do krwi
dziś mam z tego coś więcej niż nalot żelaza w ustach
dziś jestem każdym ochotniczym celownikiem
i mogę zrobić o tak - KABOOM w Kabul! KABOOM w Aleksandrię!
KABOOM zwłaszcza w pieprzony Sztokholm!
może przy okazji uwędzą się te dwie dziwki
które najpierw mi obciągnęły
a teraz chcą być sławne
jedna już sprzedała prawa do wspomnień o smaku
mojego penisa za pół miliona koron
panie Boże, panie Mahomecie, panie Buddo, panie Allachu
weźcie się za ręce, zawirujcie w koło
jak derwisze na haju
podaję wraże koordynaty
Pi., 23 june 2013
najkrwawsze batalie przeważnie toczą się na przyczółku
kameralnym. bój o skarpetki pod wspólnym łóżkiem.
bitwa o pilota poza dostępnym zasięgiem. bez prawa
do zmęczenia. bez prawa do warunkowej kapitulacji.
bez prawa do jeńców żywcem. zasieki rozdrapane
o język wroga. drut kolczasty, którego nie oswoję
reglamentowaną pieszczotą. to nie bajkowa mgła
- to dym z popalonych mostów w odpowiedzi
na pytanie o dywanowe naloty w moich szufladach
a gdyby zdarzyło mi się (przecież jestem idiotą),
wyskoczyć nagle z ckliwym bukietem ciętych róż,
to węszyć będziesz, czy to nie wiązka rozpryskowych
granatów. z rozpędu na wyniszczenie popychamy
wyrób małżeństwopodobny ku pewnej niedzieli
gdy obojętność rozstrzela nas, że szerzej się nie da.
Pi., 21 june 2013
chciałbym przespać każdą pluchę listopada i marca;
iglasty wiatr zacinający poziomo w zakatarzoną twarz;
planowo spóźniony czerwony autobus i bieg na orientację,
pomimo znaków ostrzegawczych; upadek na świeżo ściętej
mrozem kałuży a po nim kilometry wleczone tip top, tip top;
układanie pogruchotanych pucli w kolanie na chybił-trafił.
chciałbym przespać twoje rozczarowanie, że nie jest tak,
jak obiecywały nam wszystkie naiwne bajki, że będzie...
jest wychłodzony piec i dłonie, ziąb słów w lodowatej pościeli;
zamieć nawiewająca zaspy pomiędzy nas i igloo zamiast
wymarzonego kominka, w którym trzaskałyby drwa - nasz krąg
ekstremalnie polarny a nad nim wyraźny brak aurory.
chciałbym przespać śmierć matki, śmierć ojca, twoją też
śmierć i narodziny świąt niechcianych, dorocznych lecz obcych
nie tylko tej złej zimy, ale i wzdłuż przyporządkowanego czasu.
chciałbym przespać także samego siebie, swój głęboki sen,
prześnić przebudzenie, by nie kusiło zerwaniem banderoli
i widokami na cokolwiek. kto śpi, ten nie jawi się - choć istnieje.
Pi., 20 june 2013
chodź, powróżmy sobie z fototłuszczu modelek.
kto upoluje bardziej zagłodzoną - wygrywa.
pamiętasz poster z katalogu wypindrzonych?
tamta to był pewniak. jak w mordę - sama kość -
nawet zamiast cycków miała ledwie naleśniki
i dwie prawie fioletowe boróweczki. szkoda że
już nie zgrzeszy apetytem. była mi, jak anorektyczny
dżoker w talii znaczonej przez wyśnioną liposukcję.
dwie cholernie zgrabne palcówki głęboko w gardle
rozbijały każdy twój bank. żeby tak jeszcze łapa
miała za co szczodrze obmacać. jakąś donicę, balon,
albo nieprzechudzone kapsko, o! przeleciałbym cię
w myślach jako deser tygodnia, a tak to się tylko
zbrzydzę od tego autoagresywnego blond-Dachau
na długaśnych szkitach. wolę zasnąć głodnym.