Florian Konrad, 12 december 2017
denerwują mnie nierozbieralne długopisy
wkłady, w których nie widać poziomu tuszu
chcę kontrolować małe śmierci
być gapiem i zabójcą
świętując rozkochalia zamazujemy wszystko
leżące choćby milimetr za nami:
bękartie - wsie, w których nie można się pobrać
miejsca schadzek muz i złodziei
gdzie wszystko jest tak bardzo romantyczne
i tymczasowe
że aż pokrywa się kamieniami
(prowizorka - wyjątkowo dojrzały
styl architektoniczny)
i nie obchodzi nas, że
tylko tam rodzi się sztuka
demortyzm, jedyny kierunek warty uwagi
kreśl, nie przestawaj - kiedyś nie będzie nic
poza nami, rzeczywistość wchłonie się
albo pokryją ją strupy
i narysuję uśmiechniętą buźkę
szczeniacki emotikon
kto zdrapie?
Florian Konrad, 9 december 2017
znów wpadłem w ciąg trzeźwości
nie ma się czym chwalić
pewnie jak zwykle skończy się
na drugim końcu półświatu
zwiedzam państwa dzienne i nocne
miasta wyrastające na chwilę przed północą
metropolie które rozpuszcza poranna rosa
robię za dużo zdjęć, aparaty pod powiekami
fotografują drugą, odwrotną stronę wszechrzeczy
(odbitki - jedynie w sepii)
istny surwiwal, gra bez nagród
nawet jeśli dotrę do mety przed zmrokiem
nie ma przebacz
nie ma przebudź
zwierzę, które gonię rozwiewa się we mgle
dogasają ogniska
muszę pielęgnować w sobie sen
(piękna roślina, wciąż oszukuję samego siebie
że nie jest trująca)
wierzyć, że nie ma nic poza nim
uciekać z krainy bez marzeń i świąt
jutro nastanie rok
w którym nikt nie będzie miał urodzin
dzień trwający milenia
jutro zderzą się słońca
Florian Konrad, 9 december 2017
a co, jeśli w nocy poddano nas ogławianiu
jesteśmy pozbawieni istotnych wspomnień
wydarto z nas ludzi, miejsca, zielone liście?
na wysypisko w jakim państwie
trafiają myśli - jedne z najczulszych tkanek
miękkie i parujące obrazki, cienie, kontury?
lustrujemy ciała, centymetr po centymetrze
po niektórych wydarzeniach
zostają plamki na pamięci, rzadziej: blizny, krople atramentu
nie ma, jesteśmy zbyt czyści, nowo narodzeni
ty składasz się z rys
(portret stworzony gwoździem na szybie)
gettoizacja - dwoje ludzi zamyka się w muszli
(powinna być w kształcie serca
ale nie znalazłem odpowiedniej
musimy zadowolić się tą, która przypomina kamień)
by już nigdy nie wyjść
ponad nami - wielki i czarny świat
płoną kamienice i bazyliki, następuje zmierzch filozofii
my ponad światem
Florian Konrad, 30 november 2017
wymaga zaciśnięcia zębów
mocno, aż polecą opiłki
(metalowych drzazg niekiedy jest tak dużo
że tworzy się góra wielkości Unity Tower
błyszczące usypisko)
mało życzliwi powiedzą, że to nic więcej, jak
apartament pokazowy w niewykańczalnym budynku
promyczek ciepła, rodzinne gniazdo uwite
pośród ścian pokrytych lodem
albo ognisko płonące wewnątrz jaskini
trzymamy ją w pudełku po czekoladkach
zajmuje wszystkie odrapane walizy
z jakimi przepływaliśmy Mare Fecunditatis
(szczątki krypy, którą rozbiliśmy
podczas jednego z niezliczonych sztormów
do dziś butwieją na Księżycu)
jest żyzna, wyrastają z niej miododajne drzewa
na co grubszych gałęziach wieszają się
nie mogąc znieść ciężaru własnych kłamstw
Judasze (ofici twierdzą, że bez nich
nie byłoby zbawienia)
taktownie pomijasz milczeniem
że każdy jest podobny do mnie
Florian Konrad, 29 november 2017
chyba trzeba cieszyć się z przemijalności
z faktu, że stajemy się
coraz bardziej nieodtwarzalni
niczym stare nośniki danych - VHS, betamax
kurz zasnuwa układy scalone
na płytach pojawiają się głębokie rysy
igła przeskakuje od jednej do drugiej
dźwięk jest niczym szklany narkotyk
słabo rozcieńczone serum prawdy
światło zaś- to eliksir, od którego się płowieje
na amen
zawarte w nas filmy - coraz bardziej chropowate
aktor z zatartą twarzą, amant
sprzed kilku światowych wojen
szepcze z głębin: tu pamięć biegnie do przodu
wymazuje wszystko za sobą, więc
jest czym innym, niż się zdaje
(piękna amnezja!)
na szklanych półkach rosną albumy
wspomnienia z dzieciństwa obcych osób
klasery pełne kancer
minister wojny buduje hiperprojektor
będzie mógł wyświetlić każdą myśl, ostrą jak włos
zarzucić nieprzychylnych nam ludzi obrazami
żaden wróg nie przeżyje
Florian Konrad, 27 november 2017
,,miasto chmur, chwile szczęść"
Jacek Kaczmarski ,,Piosenka napisana mimochodem"
nigdy nie bywa tylko narzędziem, choć
(według niektórych) tak o niej mówię
chyba mogę traktować mniej instrumentalnie
rzadziej wystawiać na działanie czasu
(efekt Droste: za każdym razem jest
mniejszą wersją samej siebie)
gdy leży na biurku, szarym jak chodnik
albo na podłodze cementowego pokoju
świeżo wyjęta z szuflady
dostrzegam, ileż w niej barw, gatunków malarskich
ile martwych natur mieści jedna, nieruchoma twarz
wokół ciała gromadzą się garstki ludzi:
uchodźcy, uciekinierzy przed materializmem
demonstranci bez transparentów
dotykają jej, małe tłumy. pięściami. ktoś wbije
paznokieć, drugi - wyrwie pukiel na pamiątkę
(dość specyficzne okazywanie szacunku!)
denerwują się, gdy wymyśla im śmieszne kswyki:
skinarodowiec, przeliz, śródodpowiednik
mniej więcej raz w tygodniu zakopuję ją
głęboko w doniczce. z nadzieją, że uschnie
jak pozostałe
nie chce, albo jest odporna
po co się odradzać? - myśli na głos
wie, że słyszę
Florian Konrad, 22 november 2017
kto przyjdzie po nas?
hostiarz, któremu z ust kapią frazesy
w sercu chrzęści żwir, pobrzękują
kapsle od nie najdroższych wód?
może matka - Samarytanka
chwilowo pozbawiona empatii
(dowiozą jutro - jak głosi napis na policzku
z daleka szlaczek liter
sprawia wrażenie paskudnej szramy)
nie warto się zadręczać, kimkolwiek
będą owi nieszczęśnicy
prędzej czy później zeschną się w jedno
ciągle stoimy o krok od linii granicznej
dalej - noc, głębsza niż mogłoby się wydawać
szklana czaszka rodem z obrazu jakiegoś
nawiedzonego vanitatyka
(upijesz choć łyk z tej osobliwej flachy
i prędzej czy później zapadasz na
nieuleczalny lunatyzm, chodzisz po eternicie)
nie przejmuj się, kochanie
niektóre pamiątki są odporne na działanie
czasu, nie blakną nawet zanurzone
w roztworze słonecznym
skąpane w promieniach tęcz
są tak piękne, że aż się ich boję
chyba obleję benzyną
Florian Konrad, 14 november 2017
kurtka pełna szkiełek. spomiędzy kłaków watoliny
pobłyskuje niejedno lusterko. na szczęście
jeszcze nie zmatowiały
(kto by chciał być nosicielem plam?)
zwiedzam krajobrazy: park, ulica, obrzydliwa
plaża publiczna, nieprywatne zaułki
i nasiąkam nimi. wtapiają się w ubranie
tworzą twój rozproszony obraz
tak spójny
stajesz się znakiem. wosk przelany przez klucz
kostnieje w zamku. może nikomu
nie uda się otworzyć drzwi
bo co wtedy stałoby się z mozaiką?
w rozsypkę?
nie jestem tak biegły w układaniu barw
aby stworzyć cię na nowo
jeszcze wyszedłby mężczyzna, czarny gwiazdozbiór
lub (najbardziej prawdopodobne)
- wiadro piachu z najbliższej pustyni
co ja - wróżba? - rzucam ze złością w tłum
domagał się imienia, zdjęć, detali
ciężko udzielić prawidłowej odpowiedzi
będąc najprostszym z ludzi
w życiu przeczytałem tylko jedną książkę
proza życia zakończona przenośnią
ornamentem tuż przed słowem ,,zostań"
starczy za całą lirykę
Florian Konrad, 5 november 2017
Oddawaj właściwy tytuł!
-przepraszam, to nie do was, czytajcie dalej
a więc dołączyłem do grona seryjnych morderców
o których tyle się uczyłem w liceum
- myślę rozgniatając następnego kosarza
i znajduje się śmieć: wspomnienie
plecak z podstawówki, pudełko farb plakatowych
słoiczki, w których skamieniał kolor
wyklejanka na ostatniej stronie zeszytu do przyrody:
różne linie ewolucyjne
- kałasznikow i zabawka dla bardziej dorosłych
twarz z szorstkiej gumy
usta mówią coś bezgłośnie
nie dadzą się zamknąć
w podręczniku do katechezy, na zdjęciu
rozpoznaję praprzodka. podobny do mnie z twarzy
dziwne, bo żył na długo przed wynalezieniem genów
w czasach indywidualizmu, niedziedziczenia
chyba zbaczam z właściwego kursu
od dawna marzy mi się
by wybrać drogę przez las
na pewno istnieje jaskinia
w której poczułbym się jak w domu
może już w niej mieszkam?
Florian Konrad, 4 november 2017
niespieszne przydarzanie się, setki małych
lub większych zbiegów okoliczności. lata
jakby z mchu. na wskazówkach budzika
- roślinność, osty o kolcach
niczym parzydełka ukwiałów
(palce wiją się próbując schwycić
to, co bezpowrotnie przeszło)
obserwuję powolny bieg zdarzeń. wokół
- szum maszyn, na których nie da się pisać
ani wykonać najprostszego działania
(dodaję dwa do dwóch - wychodzi
wynik poniżej zera, nieskończona liczba
miejsc po przecinku)
zgnuśniałem, przyznaję. rozleniwienie
jest tak wielkie, że wczoraj
rysując na ścianie kontur państewka
- zasnąłem
zresztą- po co próbować grać w czas?
wszędzie biegnie równie niemrawo
cegła, po cegle, tryb za trybem
- erozja, rdza. kontynenty rozpuszczają się
w farbie emulsyjnej
spróchniał ostatni szlaban
białym nielotom z piór odpadają płaty tynku
tak trudno się dźwignąć z łóżka
by postawić brakującą kreskę
wrzucić kamyk, by zatrzymał się mechanizm