Poetry

Marek Gajowniczek


older other poems newer

19 october 2012

Znak

Jak powiedzieć ogłuszonym,
przestraszonym zbitym,
że są gdzieś niebiańskie strony
i jest róg obfity?
Jak powiedzieć oślepionym
i zmaltretowanym
o dziwnym świetle ikony,
które niesie zmiany?
Jak zatrzymać ich na chwilę,
 jak im wytłumaczyć,
że muszą skasować bilet,
który nic nie znaczy?
Jeden wspiera się na drugim.
Nie patrzy, gdzie idzie.
Niewolnicy z nich i sługi.
Utonęli w zwidzie.
Znaczą drogę do Sodomy
białe słupy soli.
Umazano krwią ich domy,
lecz to ich nie boli.
Śmieją się już z drogowskazów
i znaków na niebie.
Nie wahali się ni razu.
Idą wprost przed siebie.
Obserwuje ich kamera.
Szuka sprawiedliwych.
Każdy z nich się poprzebierał.
Nikt nie jest prawdziwy.
Wszystkich mocno przycisnęła
babilońska straż.
Na chuście się odcisnęła
umęczona twarz.
Kto podniesie całun w górę?
Znak z niego uczyni
i fatamorgany chmurę
przegna znad pustyni.
Jeszcze idą, jeszcze suną.
Odważnego nie ma.
Gdy się wzniesie - ławą runą.
Zatrzęsie się ziemia.






Report this item

 


Terms of use | Privacy policy

Copyright © 2010 truml.com, by using this service you accept terms of use.


You have to be logged in to use this feature. please register

Ta strona używa plików cookie w celu usprawnienia i ułatwienia dostępu do serwisu oraz prowadzenia danych statystycznych. Dalsze korzystanie z tej witryny oznacza akceptację tego stanu rzeczy.    Polityka Prywatności   
ROZUMIEM
1