3 february 2014
Był cioteczny
Aneta, absolwentka polonistyki unikała wulgaryzmów, jak wujek Heniek ciotki Bronki, odkąd w sąsiedztwie, na wynajmie zamieszkała pani Jasia, bezrobotna rozwódka. Filolog nie tylko literacko operowała językiem, ale i operatywnym Dawidem, którego lubiła mieć nie tylko w ręku. Nie był Rysami. Nie był szczytem jej marzeń, co najwyżej Nosalem. Dosłownie. Miał ogromną klupę, która się jednak wyjątkowo sprawdzała, nie tylko w interesach.
- Patryk, on mnie przenosi z Bieszczadów w Tatry - lubiła peszyć nieco zahukanego, ciotecznego brata.
- Nicia, co ty mnie tu? Nigdy w górach nie byłem - chłopak próbował wybrnąć z zakłopotania.
- Jesteś prawiczkiem?
- Nie twoja, farbowana. Wycieczek szkolnych nie lubiłem.
Odkładali ten wyjazd na zabitą dechami wieś, ale po ostatnich esemesach od kuzyna Aneta zrozumiała, że jest mu naprawdę potrzebna. Rodzina Sołtysów absolutnie nie radziła sobie z geometrią. Groziła jej realna klęska u podstawy trójkąta, a Patryk czuł się wpisany w kwadraturę obłędnego koła. Dawid, matematyk i psycholog, z pewnością coś zaradzi. Drugiego fakultetu wprawdzie nie ukończył, ale przy braku innych perspektyw nawet mgliste podstawy rozświetlały nieco horyzont.
II
Przebudzenia bywają koszmarniejsze od snów. Zwłaszcza w środku parnej nocy, po wcześniejszym spaleniu pleców na słońcu i trawy, która miała niewiele wspólnego z sianokosami. W pierwszej chwili Aneta była przekonana, że nią jeszcze kręci. Pomyślała z uznaniem o Patryku i jego ekologicznych sadzonkach. Tego wieczoru granice wdzięczności i nalewka z pigwy nie miały końca. Musiało ją kopnąć tak, jak wuja Heńka po straszaku, w wykonaniu jej faceta. Co może zdziałać wytrawne zioło i profesjonalny wykład n.t. HIV? A obietnica posady w dużym mieście? Nieco zwiędnięty katolik liczy na fory u księdza, zanim zgrzeszy, ale jak mu w niebie będą liczyć? Może nie pokarają zarazą, skoro było całkiem bosko? Aneta uśmiechnęła się na wspomnienie, jak się ciemno wujowi robiło przed piwnymi oczami, kiedy z arytmetyki jasno wynikało: jeśli pięć razy po dwa, a opakowań po stomilu dziewięć, to wszystko w rękach Boga. Pal to sześć! Pani Jasia już spakowana, będzie pracować na zapleczu lombardu, u sędziwego, byłego sędziego i owdowiałego wspólnika Dawida, a wuj ma popracować nad sobą. Niech znów rozkwitnie wiara i czyni cuda. Jednak w tym momencie to Aneta traciła jej resztki i to we własny wzrok. Zaczęła się zastanawiać, czy ciotka Bronka podała na kolację tylko klasyczne grzybki. Nie! Nie! Niemożliwe! Bezgłośny krzyk rozrywał trzewia, ale dziewczyna nie wydała z siebie żadnego dźwięku.
III
- I trzydziecha... Leci, leci. Jak tobie co miesiąc, tylko dlatego, że się nie możesz na mnie zdecydować. Dom chcę mieć, drzewo zasadzić i tobie też, ale tak, żeby nam wreszcie coś zapłakało, bo z biedy przy mnie ryczeć nie będziesz - Dawid przeciągał się leniwie na łóżku.
Dziewczyna po tych słowach poczuła gorącą ciągotę. Nie do tego, co właśnie pęczniało i pulsowało w rytmie porannego ziewania, prężnie forsując gumę w slipach. Ona drżała, ale na widok sierpa, który wisiał nad kominkiem wujostwa.
- Nie złożysz mi życzeń, kochanie?
- A jak tam wyprawa w góry? Patryk zadowolony? - wysyczała przez zęby.
- Nicia, jeszcze cię muli? Co ty bredzisz?
- Czego mam ci życzyć? Powtarzasz, że jak masz mnie, to masz wszystko - dosyczała.
- Życz mi spełnienia najskrytszych marzeń i chodź tu do mnie.
Te słowa ją naprężyły, jak strunę. Kiedy stanęła naprzeciwko swojego chłopaka, ten aż usiadł z wrażenia. Spojrzenie musiało być wyjątkowo mrożące, bo krew gwałtownie opuszczała jego oba atrybuty: majtki więdły w oczach, a nos bielał. Przez chwilę trwali w zawieszeniu.
- Więc chuj ci w dupeee, kochanieee!!! - gardłowy ryk rozdarł ciszę.
Dawida zatkało tak, że nawet nie pisnął, kiedy przyrdzewiałe ostrze sięgnęło podbrzusza.