3 february 2014
Przez dotyk
- Znamy się, Ziuta od przedszkola i zawsze było z tobą coś nie tego. Pamiętasz Jacusia? Każda z nas marzyła, żeby własnie ją chciał podglądać. Nie mam pojęcia, dlaczego akurat ciebie sobie upatrzył, przecież zawsze darłaś japę na cały kibelek, psując zabawę i niwecząc nadzieje innych dziewczyn. Wolałaś wiecznie usmarkanego, grubego Maćka, pośmiewisko starszaków, a nawet oddawałaś mu swój podwieczorek - Gośka skrzywiła się z dezaprobatą, zaciągnęła głęboko i lekceważąco wypuściła w moim kierunku szarą smużkę.
- Kurde, nie dym mi tu, idź na balkon i nie ziutuj, dobrze? Wiesz, że tego nie lubię - byłam pewna, że i tak mnie oleje.
- Ziuta, ale to piękny Igor nadał ci tę ksywę, a Igorka przecież lubiłaś - zachichotała.
- Odpuść sobie - poprosiłam naiwnie.
- Igorek, najapetyczniejsze ciacho w osiedlu, uważał cię za księżniczkę i tak traktował, ale czy Diana płaciłaby rachunki Karola? Ile się musiałam nagadać, żebyś przejrzała na oczy. Hazard nie jest zwykłym hobby, chłopak był uzależniony.
- Tak, jak ty od trucia siebie i mnie i to nie tylko fajkami - odcięłam się.
- Masz wreszcie odpowiedzialnego faceta, fajną pracę, wypasione mieszkanko i chcesz to wszystko przekreślić, bo Rafał poświęca ci zbyt mało czasu? Dziewczyno! Na jakim świecie żyjesz? Porządni goście są dziś gorącym towarem deficytowym. Jesteś, Paulina cholernie niesprawiedliwa. Macie wspólny kredyt, zasuwa chłopak bokami, a ty zachowujesz się, jak dzieciak z chorobą sierocą. Byłoby lepiej, jak by w domu, z rękoma pod dupskiem siedział i wysuwał je tylko po to, żeby ciebie za rączkę potrzymać? Żeby ocierać łzy nad pustym garem? Byłabyś szczęśliwsza?
- Niewykluczone.
- Wiesz co? Chyba odzywa ci się tamta kontuzja. Dobrze, że teraz dzieciaki od małego w kaskach na rowerkach pomykają. Ty nie miałaś tyle szczęścia, a ja mam nieszczęście obserwować skutki. Rafał nawet nie próbował cię zatrzymywać? Poważnie?
- Poważnie - skłamałam.
Uwielbiałam szczerość i bezkompromisowość mojej przyjaciółki, pomimo jej paskudnych manier i śmierdzącego nałogu. Jesteśmy takie inne. Ona przebojowa, odważna, pewna siebie, nieco postrzelona, ale tak naprawdę mocno stąpająca po ziemi i ja - szara mysz, zawsze gdzieś za nią, gdzieś w tle. Cicha i jakaś przygaszona, kompletnie pozbawiona pewności siebie. Gośka bardziej nadawała się na starszego brata, którego nigdy nie miałam. Na bodyguarda, tarczę, spycharkę, a nie na psiapsiółkę. Silna babka, nieco szorstka w obyciu, budziła respekt, nawet wśród chłopaków. Parła prężnie do przodu, a Paulinka za nią wcześniej wytartymi i dobrze sprawdzonymi szlakami. Tylko ja i Adam wiemy, jak Gośka potrafi kamuflować swoją wrażliwość. Kryje pod pod chityną, którą obrosła, kiedy jej rodzice rozwiedli się i podzielili dziećmi. Bardzo przeżyła rozpad rodziny. Była najstarsza z rodzeństwa i zawsze matkowała młodszym. Kiedy zabrakło sióstr, całą uwagę skupiła na mnie. Odpowiadał mi taki układ, w jakimś sensie bardzo naturalny, chociażby poprzez cechy fizyczne - sięgam Gośce do ramienia. Jednak wyczuwam, że w naszych relacjach zachodzą poważne zmiany. Mam swoje tajemnice, a i ona nie bywa już tak wylewna, jak kiedyś. Jest teraz mężatką, więc siłą rzeczy Adam wysunął się na plan pierwszy. Mój związek z Rafałem nie wpływał na stosunek do przyjaciółki, ale Gośka ewidentnie oddaliła się ode mnie. Może ona umie kochać pełniej, a ja nie potrafię się aż tak zatracić? Nie mam do niej żalu. Powinnam odciąć tę pępowinę i chyba nadchodzi odpowiedni moment.
II
Minęły trzy lata, Gośka urodziła drugie dziecko, a ja wciąż spłacam kredyt, zaciągnięty z Rafałem, ale odcinam też szczęśliwe kupony.
- Po co mi wózek, zasilany akumulatorem? Starzy niczego nie rozumieją. Gram w ręczną, uprawiam pływanie i wożę moją panią na rękach.
- No i tańczysz całkiem znośnie - pokazałam język.
- Na inne kontakty, wymagające poczucia rytmu, chyba też nie narzekasz? - ten szelmowski uśmiech, te iskry w oczach.
- Są nadopiekuńczy, przyznaję. Może czasem brak im wyczucia, ale działają w trosce i z miłości. Nieba by ci uchylili, a ty marudzisz - skwitowałam męża.
- Nieba uchylać? Powinni wreszcie zrozumieć, że od dwóch lat jestem w raju. Dzielę życie z seksowną anielicą, która, będąc moją osobistą rehabilitantką, ma niezaprzeczalną przyjemność obcowania z wyjątkowo apetyczną powłoką cielesną, nie wspominając o możliwości kontemplowania nietuzinkowego ducha. Przez wrodzoną skromność przemilczę niekończące się, elokwentne konwersacje na każdy temat. Talk - show, normalnie, z akcentem na show -- puścił oczko.
- Baran! Narcyz! Tulipan! - parsknęłam śmiechem.
- Zdecyduj się, co w tej chwili przywołujesz. Rogata dusza cię tak bardzo kręci, czy mój... kwiatek?
Nie potrafię sobie tego do końca wytłumaczyć, zresztą nie jestem pewna, czy chcę znać odpowiedzi na wszystkie pytania. Darek mówi, że moja nieustanna potrzeba bliskiego kontaktu z drugim człowiekiem jest spowodowana zaniedbaniami emocjonalnymi z okresu wczesnego dzieciństwa. Moi rodzice byli oziębli, nie potrafili okazywać uczuć. Nie kojarzę scen, w których widziałabym ich przytulających się, czy idących pod rękę. Nie pamiętam pocałunków na dobranoc, trzymania na kolanach, czy noszenia "na barana". Nie przypominam sobie, żeby powiedzieli mi, czy sobie nawzajem - kocham. Z drugiej strony nie byłam karcona cieleśnie, jak na przykład Gośka. W zasadzie przez wiele lat nie znałam dotyku, nacechowanego jakimikolwiek emocjami. Może stąd taki, a nie inny wybór zawodu? Taki, a nie inny wybór życiowy? Nie wiem. Igora interesował szybki seks, Pracoholik Rafał mościł gniazdo, traktując zbliżenia jak relaks i to zawsze przed snem, bez szaleństw, tak na dobranoc. Dlaczego nie potrafiłam rozmawiać z nimi otwarcie o swoich potrzebach? Nie wiem.
Wiem natomiast, że do niedawna w locie przez życie bywałam zawsze drugim pilotem. Dziś nasz samolot ma dwa równoprawne stery. Zamieniamy się zgodnie z aurą, harmonijnie dostosowujemy do pogody, sprawnie radzimy z niespodziewanymi turbulencjami. Uzupełniamy paliwo, czerpiąc z siebie. Jesteśmy zrośnięci na wzór bliźniąt syjamskich. Niby dwie głowy, dwa różne charaktery, ale jedno ciało, które tylko tak może w pełni funkcjonować. Darek sprawił, że wyzbyłam się wielu kompleksów, z tym najboleśniejszym włącznie. Jego niesprawność pozwoliła mi pogodzić się z moją. On potrafi zaakceptować fakt, że nie będzie chodził, a ja pogodziłam się ze swoją bezpłodnością. Przy wózku inwalidzkim staję się nie tylko powiernicą najskrytszych niemocy drugiego człowieka, co pozwala mi bardziej akceptować siebie, ale także doświadczam bezwarunkowego oddania i pełnego zaufania. Czuję się oczekiwana, zauważana, adorowana, rozumiana, pożądana, a nawet wielbiona. Nareszcie jestem pełnowartościową kobietą i zaczynam się sobie po prostu podobać. Tę emocjonalną więź przyniósł niedoceniany, zdawałoby się, zwyczajny, a jednak magiczny - codzienny dotyk.Nie znam czulszych i delikatniejszych dłoni od dłoni mojego męża, który potrafi go odwzajemnić. Darek ładuje moje akumulatory. Przy nim wszystko jest takie proste, a kiedy się zapętli, on zawsze znajdzie rozwiązywalne. Czerpię z jego energii, dokarmiam się zaraźliwym optymizmem i pogodą ducha. Wydaje mi się, że to on jest moim rehabilitantem, a nie odwrotnie. Daje mi siebie w pełni i skończenie całego. Zawsze blisko, zawsze gotów pogadać, przytulić, pocieszyć, rozśmieszyć. Jestem bezpieczna, a moje istnienie usankcjonowane, jak nigdy dotąd. Wiem, że bez względu na porę dnia, czy nocy, moja wyciągnięta dłoń zawsze napotyka tę drugą.
III
Och, Ziuta! Pijany byłem, gdy przed ołtarz zaciągnęłaś mnie
Och, Ziuta! Dlaczego się zgodziłem, tak żałuję dziś.
Za byle co ty bijesz mnie, pieniędzy żadnych nie chcesz dać
Szepczesz koteczku: kochaj mnie. A wszystko to przez jedną noc...
Uśmiecham się, słysząc ten stary, wątpliwy hicior Irka Dudka, tak namiętnie fałszowany, przy codziennym, porannym goleniu. Już mnie nie drażni, jak kiedyś. Z ust Darka zniosę wszystko, nawet Ziutę :)