Miladora, 15 january 2015
poszliśmy za daleko – na zerwanych mostach
dogoniła nas jesień kanwą uschłej barwy
zmierzchającej powoli jak fiolet we wrzosach
zagubieni wśród przęseł lepkich grudek błota
w niepamięci o sobie bez cienia nostalgii
poszliśmy za daleko po zerwanych mostach
tam gdzie więcej nie można już niczego dostać
niezdolni bezkolorem rozpiąć dawne klamry
zmierzchaliśmy powoli jak fiolet we wrzosach
pokaleczeni sobą – tym że już nie dotrwał
żaden ślad prowadzący do ciepła latarni
poszliśmy za daleko po zerwanych mostach
pod niebem które z wolna sypało się w oczach
bowiem na przekór woli wszystkie nasze gwiazdy
zmierzchały jednocześnie jak fiolet we wrzosach
i już nie odwrócimy żadnej z kart tarota
bo za późno by liczyć drobne ziarna prawdy
poszliśmy za daleko i w zerwanych mostach
w zmierzch zapadły kolory jak fiolet we wrzosach
Miladora, 8 january 2015
Żegnając Stanisława Barańczaka.
odchodzimy – zostają tylko ślady w pamięci
fotografie i słowa krótki zapis istnienia
że byliśmy – choć ledwo gośćmi tutaj – na ziemi
i że potem jak innym zejść kazano ze sceny
gdy zapadła kurtyna – w ciszy tonów i fermat
odchodzimy – zostają tylko ślady w pamięci
coś co czasem się budzi by przypomnieć i dręczyć
świadomością że taka musi właśnie być cena
bo jesteśmy zaledwie gośćmi tutaj – na ziemi
przemijalni a jednak póki trwają następcy
ci co noszą ze sobą twarze gesty wspomnienia
odchodzimy non omnis – ślad zostaje w pamięci
nieskończoną rapsodią która milknie lecz dźwięki
nadal wiszą w powietrzu powtarzając wciąż temat
że jesteśmy zaledwie gośćmi tutaj – na ziemi
chociaż nigdy nie sami – istniejący pomiędzy
tymi którzy zniknęli i co przyjdą – w ich cieniach
odchodzimy – zostają tylko ślady w pamięci
że byliśmy – jak ptaki – kiedyś gośćmi na ziemi
Miladora, 24 december 2014
piernikowy księżyc ma serce z piernika
kąpie się po uszy w cukrowej posypce
i w gwiazdach przebiera niczym w koralikach
opada w doliny wędruje po szczytach
spływa na dachówki cynfoliowym listkiem
piernikowy księżyc z nieba-piekarnika
czasem dach omiata niczym lisia kita
lub wtula się w chmury zziębniętym policzkiem
przebierając w gwiazdach niczym w koralikach
a kiedy zapada ciemnonocna cisza
wyszeptuje w ucho piernikowej myszce
że ma jak i ona serduszko z piernika
zjawia się ukradkiem w okiennych komyszach
żeby powlec szyby migotliwym błyszczkiem
i w światłach przebiera niczym w koralikach
chcąc rozsiać polśnienia na płytach chodnika
zanim noc przeminie i zanim sam zniknie
włóczykij o twarzy i sercu z piernika
co w gwiazdach przebiera niczym w koralikach
Miladora, 22 december 2014
w grudniowy wieczór spływa mrok
lampiony chwieją się w gałęziach
z dala dochodzi cicha noc
jedna jedyna w roku – święta
kiedy ku dłoni zmierza dłoń
by się zjednoczyć poprzez chwilę
wdzięczności za ten wspólny krąg
tradycję wino i posiłek
a z tyłu cały szereg lat
i ludzie którzy już odeszli
choć wciąż pozostał po nich ślad
w tej wigilijnej prostej pieśni
i ciągle mamy ten sam dług
za podzielenie się dziedzictwem
jakie nam dano żeby cud
nadal się spełniał przy kołysce
grudniowy wieczór – raz na rok
wraca świadomość że przed nami
był już na pewno taki ktoś
kto dzielił rybę chleb i pamięć
i – jak my teraz – patrzył wstecz
na bliskich których dawno nie ma
pragnąc by kiedyś jego też
wspomniano w chwili narodzenia
Spokojnych, dobrych i miłych Świąt, kochane Trumle. :)
Miladora, 20 december 2014
choć wiek bezczelnie do drzwi już stuka
szepcząc – uważaj – nic nie poradzę
że mam ochotę wciąż mówić: dupa
cóż – nie wystarcza kurde i kruca
gdy życie to nie spa baden baden
a wiek bezczelnie do drzwi już stuka
lepiej wywrzeszczeć ile sił w płucach
nadmiar parszywie rosnących wrażeń
a co jest lepsze niż słowo dupa
i po co innych w ogóle szukać
gdy można sięgnąć po prostą frazę
choć wiek bezczelnie do drzwi już stuka
bo skoro nigdzie nie widać w fusach
bym miała znaleźć jakąś arkadię
to macham ręką i mówię: dupa
i tak na minus wypada utarg
gdy wciąż w następne wchodzę wiraże
więc chociaż wiek już bezczelnie stuka
filozoficznie powtarzam: dupa
Miladora, 20 december 2014
i znowu święta – przestawiam graty
chwile spadają niczym wodospad
a w radiu lecą same christmasy
nad głową rośnie kuchenny masyw
i jak tu nie wpaść w bezdenną rozpacz
gdy znowu święta – przestawiam graty
choinkę bombki i altembasy
choć strzałka skacze poza termostat
a w radiu lecą same christmasy
wciąż gonię w piętkę drę się na pasy
zwijam rozwijam cóż wola boska
że znowu święta – przestawiam graty
i myślę przy tym: strachy na lachy
w końcu wszystkiemu jakoś tam sprostam
choć w radiu lecą same christmasy
plączą się ręce garnki i daty
ponownie jestem jak kura nioska
składając święta – przestawiam graty
a w radiu lecą same christmasy
Miladora, 19 december 2014
wrzyna się wąską strugą bruku
w mury kamienic czeluść miasta
płynąc pospiesznie jak w migawkach
tłumem przechodniów stukiem butów
by gubić dźwięki gdy wieczorem
przesącza ludzi w ciemne bramy
i może dalej chodnikami
zmierzać spokojnie w nocną porę
wtedy okiennic ciemne oczy
mrużą powieki lamp migotem
czasem firanka załopoce
albo też światła lekki motyl
siada na bruku złotą plamą
i choć fasady tracą barwy
żółto-miodowy blask latarni
rozprasza ciemność aż po rano
wśród labiryntu innych ulic
przemierza miasto wraz z pogodą
zakręca wraca i na nowo
odbicie domów w szybach tuli
a kiedy wszystko wokół cichnie
odpływa dalej już samotnie
jak pozbawiony celu okręt
jakby przestając nagle istnieć
Miladora, 18 december 2014
znów jak co roku niemal po łokcie
urabiam ręce bo idą święta
wszystko się staje natychmiast droższe
więc tylko miotam wokół przekleństwa
że znów brak forsy do jasnej nędzy
i chyba w końcu wyciągnę nogi
patrząc jak w kuchni króluje księżyc
w sosie grzybowym
wywar bulgocze za oknem świta
zapach się szwenda w kątach mieszkania
a ja szaleję warczę jak brytan
bo tysiąc uszek wciąż mi się kłania
nic więc dziwnego że w głowie mętlik
i już o litość jedynie proszę
zwłaszcza że w oknie ciągle tkwi księżyc
w grzybowym sosie
wałkuję ciasto farsz się ostudził
w dłoni kieliszek skacze jak pajac
i jakoś nikt mnie nie chce obudzić
z tego koszmaru – mam czego chciałam
bo zamiast zwiewać z domu w te pędy
na rajską wyspę z lazurem wody
pichcę i pichcę a w garnku księżyc
w sosie grzybowym
Miladora, 18 december 2014
w dzbanku do kawy dymiąca smoła
ranek wariuje skrzekiem gołębi
pewnie za chwilę znów mnie zapędzi
w jakieś manowce w których o zgrozo
przez tryby codnia przeklętą połać
będę szła dalej jak pies za nogą
mielę się z myślą czas gryzie palce
i przytrzaskuje oknem powieki
chyba nie warto na parapety
sypać okruchów kiedy w powietrze
zdominowane przez ptasi falset
wzbija się tylko fantom wyrzeczeń
reszka bez reszty sedno i licho
drą ze mną koty w rytmie dwóch czwartych
polka galopka rozrzuca karty
jakie zbierałam by wyjść z impasu
brnąc w ciągłej stercie receptur cito
ledwo widocznych spoza malatur
Miladora, 17 december 2014
kiedyś zblaknie alhambra i w bieli
nie rozróżnię mozaiki kolorów
nie odtworzę ukrytych jak relikt
dawno zgasłych poszeptów jaskółek
śmigających cieniami wśród kolumn
obraz zmieni na zawsze fakturę
by go nigdy już nie móc odczytać
ale jeszcze nie dzisiaj
nie dzisiaj
czas powoli obnaży osnowę
drobną siatkę pajęczych odbarwień
żeby sięgnąć do bieli pod spodem
jak po wietrzność wpisaną w sekwoje
i beztrwaniem przeznaczy na marne
wszystko czego nie wysnuł flażolet
wtedy zniknę jak echo w podciszach
ale jeszcze nie dzisiaj
nie dzisiaj