Miladora, 16 january 2012
zima już stąpa w białych śniegowcach
lodowe sople wokół rozwiesza
błękitne cienie maluje zmierzchom
szronem o świcie przybiera postać
mniszki co ziemię z czerni rozgrzesza
z półmiska bieli szadź sypiąc gęsto
bladą poświatą spina śnieg w mostach
nurkuje w zaspach firn z puchem miesza
odbiera ciepło dłoniom i gestom
zima już kroczy zmarzniętą grudą
płaszcze zapina grudniowym ludziom
odcina jesień zimową kreską
Miladora, 15 january 2012
przemierzam białe szlaki zimy
mijając w tle zmrożone drzewa
skrzypi pod stopą lód w chodnikach
kroki mnie wiodą jak przypływy
w zaułki które wciąż owiewa
zimnym podmuchem wiatr kalikant
z chodników niczym baleriny
pierzchają ptaki – śniegu kreda
maże kontury na pomnikach
ścieli marzenia by pod wieczór
z wierszami zasiąść i na przekór
zbudować dla nich dom z piernika
Miladora, 14 january 2012
bardzo lubię się ciepłem otulać
i w rękawy zaglądać bez końca
kiedy styczeń dni wiąże jak fular
a pod głową zasypia już książka
lubię także się tulić do pieca
kiedy ciemność jaśnieje śniegowo
w kącie czajnik z żarówką się sprzecza
a sól w wannie rozpuszcza mnie z wodą
lecz najbardziej gdy ciepło jest pluszem
w który można zanurzyć się miękko
i klawiszem cichutkich pomruczeń
wstukać wiersze w zimowe okienko
Miladora, 14 january 2012
wieczna podróż po gąszczu rozległych przekształceń
za sylwetką sylwetka blednące kontury
w każdej ciszy przed burzą wciąż czujny tamburyn
zawsze gotów by ująć lub nadać sens walce
na powierzchni jedynie zbyt cienki naskórek
zaległości spiętrzone w nawiasach doświadczeń
niecierpliwość by zdążyć zanim w biegu następstw
czas położy ostatnią barwną malaturę
ciągłość dni po nich noce i ciągle to samo
przekraczanie granicy w której są zamknięte
w rozpiętości brak szansy na główną wygraną
zawiązane w przestrzeni coraz nowe pętle
drgania osi na jakiej ujęto świadomość
w niej dźwięczące na przemian requiem z canzoną
Miladora, 13 january 2012
skaranie boskie z takim kacem
znowu mnie dopadł niczym sztorm
spieprzy mi życie spieprzy pracę
i jeszcze kurwa stracę dom
kac drań dowala zwykle rano
i chociaż wbijam w niego klin
dzień w dzień zaczyna się tak samo
sklejone oczy w ustach pył
słowa się ledwo w gardle mieszczą
skaranie kurwa no bo jak
w tej rozpierdusze dzień mam przetrwać
kiedy mnie dręczy gigant kac
a może to nieboskie prędzej
takie skaranie że aż wkurw
ściska mi głowę i drżą ręce
gdy lekarz stwierdza – jest pan zdrów
i dupa zbita – do roboty
w domu ponadto ciche dni
więc znowu kurwa mam ochotę
by na kielicha pójść jak w dym
dla Artura na kaca ;)
Miladora, 13 january 2012
można sen zagrać na cztery dłonie
i w pięcioliniach igrać piacere
splatać wzrok ciszą szeptem półtonem
lento allegro i coraz śmielej
aż do finału kiedy fantazja
polifonicznym zabrzmi chorałem
wznosząc nas w niebo a nuta każda
stanie się chlebem winem i ciałem
można słów wyśnić szaty muzyczne
oblec je w myśli i niechaj wzlecą
połączyć barwy – ty diatoniczne
ja je dopełnię jak czarne echo
aż do finału w którym trwa piękno
wśród arabesek drżąc interwałem
i który choć się kończy kadencją
wciąż jeszcze przędzie magiczny balet
Miladora, 12 january 2012
stoję na skrzynce z petem w zębach
wyżej spieprzony równo sufit
w dłoni wciąż dziko skacze kielnia
a tynk zlatuje jak ten głupi
i nie mam czym osłonić głowy
ech blues podsufitowy
ciuchy zbabrane skręt mi gaśnie
włosy się stroszą niczym strzecha
zwiać już bym chciała i to z wrzaskiem
ale ta maź mnie tak oblepia
że omal już nie tracę głowy
ech blues podsufitowy
następny zamach… leci gruda
sufit ją ścina jak w siatkówce
kiedy się w końcu kurwa uda
kiedy ją rzucę z jakimś skutkiem
po rozum trzeba pójść do głowy
ech blues podsufitowy
ty draniu – mówię – już na ciebie
znajdę za chwilę jakiś sposób
żebyś mi nie spadł znów na glebę
i nie zapaprał reszty włosów
nie warto oddać za tynk głowy
ech blues podsufitowy
patrzę i dumam co z tym zrobić
tynk skorupieje mi na skórze
w szafliku pusto żadna korzyść
kiedy tak miotam się na górze
jakby mnie ktoś pozbawił głowy
ech blues podsufitowy
więc łykam z gwinta choć tynk pryska
jakby to plaster był na rany
i myślę – babo kup regipsa
zrób lepiej sufit podwieszany
spadnie ci wtedy problem z głowy
i blues podsufitowy
Poniżej dopisuję męską odmianę dwóch zwrotek,
żeby panom gitarzystom ułatwić sprawę, gdyby
chcieli remontować sufit. ;)
ciuchy zbabrane skręt mi gaśnie
włosy się stroszą niczym strzecha
najchętniej zwiałbym i to z wrzaskiem
ale ta maź mnie tak oblepia
że omal już nie tracę głowy
ech blues podsufitowy
więc łykam z gwinta choć tynk pryska
jakby to plaster był na rany
i myślę – durniu kup regipsa
zrób lepiej sufit podwieszany
spadnie ci wtedy problem z głowy
i blues podsufitowy
z inspiracji i współpracy z Szel. :)
Miladora, 12 january 2012
karnawałowa noc więc na parkiecie tłum
dokoła gwar i śmiech
tam rumba a tu rum
dżety u sukni lśnią w falbanach liści szum
ciaśniej przytulasz mnie
tu rumba a tam rum
już wydobywasz ton ze wszystkich moich strun
dla ciebie tylko brzmię
jak rumba a w niej rum
pulsuje rytmem skroń pod stopą tracę grunt
i płynę jak we śnie
przez rumbę i przez rum
dłoń wciąż zaciska dłoń nad głową feeria łun
zamykam oczy w tle
wciąż rumba oraz rum
Miladora, 10 january 2012
wiem
do tanga
chcesz mnie zaprosić
gra
orkiestra
na sali szum
dłoń
wyciągasz
i widzę w oczach
że
nie liczy się
żaden tłum
choć
ta chwila
wkrótce przeminie
nic
nieważne
dopóki trwa
tak
odpowiem
z tobą odpłynę
gdy
mnie drżenie
ogarnie w takt
twarze blisko i czuję twój oddech
kiedy włosy wplątują się w rytm
promenada do przodu a w poprzek
ciała kroki ze skrętem i spin
wiem
to tango
nie potrwa wiecznie
już
akordy
rozmywa gwar
cóż
ci powiem
gdy minie wreszcie
los
pochłonie
oboje nas
i
niedosyt
gorzki zostanie
żal
że mogło
inaczej być
tak
bo tango
to tylko taniec
ja
zaledwie
mogłam cię śnić
twarze blisko i jeden już oddech
ciała w tańcu splatają swój cień
jeszcze wszystko wydaje się proste
chociaż przetnie go znów reverse turn
Miladora, 6 december 2011
śpiewam bluesa dziadowskiego
bo na bluesy widać popyt
choć się proszę o kłopoty
gdy na odcisk znów nadepnę
jeśli ktoś się dziadem mieni
ale co tam – że tak westchnę
dziadów trzeba wszak wyplenić
więc mam w nosie
i dlatego
śpiewam bluesa dziadowskiego
głupie myśli czasem miewam
a gdy czyn o pomstę woła
i dziadostwo dookoła
wnioski wręcz się proszą same
coś należy wreszcie zrobić
zamknąć dziadów już na amen
głodem nawet ich zamorzyć
więc z tej racji
tak jak trzeba
dziadowskiego bluesa śpiewam
fakt dziadostwo plony zbiera
blues za małą jest przeszkodą
i choć niczym pies za nogą
wiernie idzie do ostatka
dziadów nim się nie da wytłuc
nie da pysków im się zatkać
no a skoro brak pomysłu
tylko bluesa
nucę teraz
dziadowskiego jak cholera