Prose

maks wieczorek


older other prose newer

13 september 2012

Francuskie perypetie


Francuskie perypetie.
 
Jeżeli byliście na Ile d`Quessnt zdziczałej wyspie niedaleko Brest, gdzie jest więcej owiec niż ludzi, a kobiety muszą być szkaradne skoro to one oświadczają się mężczyznom o fizjonomii nurzyka wielkiego. To macie szczęście, ja nigdy tam nie dotarłem. Może dlatego że nie lubię ruszać się z domu, a może dlatego że podróżowanie nie jest tym co lubię robić najbardziej. Bo albo trafisz na niemowlaka z zacięciem operowym, którego rodzic uśmiecha się miło, a masz chęć sprać obydwoje i wywalić z lecącego samolotu na jakąś bezludną wyspę. Albo dzieciaka z HD/HD który jeśli jest tylko w miarę spokojny wymorduje połowę załogi Boeinga do pierwszego międzylądowania. I nie dajcie się zwieść reklamie. Orlean ten z Joanną d`Arc w tle nie jest tym o czym marzyłeś, to uprzemysłowione miasto szkaradnie brudne i tandetne. Gdzie każdy napotkany pies ma jakąś fatalnie wyglądającą chorobę, która przypomina trąd. Fasady domów są obskurne i jakby miały się zaraz na was zwalić. Jedyny sensowny sposób aby spędzić tam miło czas to zrobić pranie, podłubać niekulturalnie w nosie, wypożyczyć zardzewiały rower w cenie Bentleya i spotkać sympatycznego toaletowego o skłonnościach jednego z Teletubisiów. W hotelowym pokoju łuszcząca się farba ma właściwości noworocznego konfetti, krany ciekną tak że nie masz szans aby zasnąć, a zapach jaki wydziela się w kabinach prysznicowych przypomina miejskie wysypisko. Bo podczas zachwalania uroków jakiegoś miejsca czy kraju wielu recenzentów jest zdaje się etatowymi pracownikami biur podróży. Ich przymilanie i włażenie w najmniej odpowiednie miejsca twego ciała może się podobać niektórym. Ale czy oto chodzi byście czuli się podnieceni już teraz tym co was może czekać w czasie wakacji. I w szczególności jeśli jeszcze do tego jest to Francja. Zastanów się dobrze. Są jak przedstawiciele świadków Jehowa, którzy odwiedzili was wczoraj z samego rana i namawiali do miłej pogawędki o sensie waszego życia, patologicznych stanach psa, którego macie i do małej krucjaty przeciwko siłom nieczystym. Nie martwcie się jeżeli zamkniecie zaraz drzwi. Jeśli tego nie zrobicie to macie problem bo po kilku minutach przemiłych tyrad i opowieściach o przyszłym globalnym Edenie umrzecie z nudów.
I zapewniam nie odprowadzą was na cmentarz przedstawiciele tej jedynej słusznej wiary. Martwy do niczego już się nie przydasz. I nie wiem jakim językiem byście nie władali, zawsze mają odpowiednią broszurę. Aż łza się w oku kręci, bo jesteś taki samotny, wyobcowany na emigracji, a południowo -wschodnim dialektem PUH mówi tak niewielu. A oni piszą i drukują grube tomiszcza aby nawrócić ostatnich trzech niewiernych. Jest to wzruszające i piękne dla tych biednych ludzi. Nie ma co jeść ale wspaniale jest sobie poczytać i zostać zbawionym po przepysznej uczcie z pożywnego bulionu słów i ciężkim sosie liter. Co za ożywcza odmiana po dwóch groszkach i skórce od chleba raz na tydzień. Cholerni akwizytorzy. Każdy mówi -uwierz mi- a później znika i zostajesz sam. I pół biedy kiedy jesteś w Toskanii czy Umbrii gdzie jedzenie i wino jest niebywale pyszne. Możesz podziwiać bazgroły Giotta, pooddychać powietrzem którym oddychali Dante, Petrarka włócząc się jak św Franciszek. Będziesz miał gorzej jeśli będzie to stacja metra Auvers czy Barbes-Rochechouart, albo Pigalle. No chyba że chcesz zostać filantropem to jest to odpowiednie miejsce. Jeśli przeżyjesz to faceci o niebywale zręcznych palcach niezauważalnie pozbawią cię obcisłych majtek kiedy będziesz szedł dumny jak paw. I nie zamawiaj zająca w białym winie w żadnej z tutejszych restauracji bo prawdopodobnie zamiast “lapin av vin blanc” podadzą ci szczura po wietnamsku. A to chyba nie jest to czym się żywili jedyni godni zaufania Galowie: Asterix i Obelix. I nie myśl że po ulicach biegają obnażone dziewuchy jak z obrazu “Wolność wiodąca lud na barykady”, nic z tego. Napis “baignades interdites” znajdziesz wszędzie tam gdzie jest jakaś woda i musisz się do tego przyzwyczaić że zakaz kąpieli może obowiązywać w waszym hotelu a nie tylko w morzu pełnym mazutu, parzących ameb i ton nierozkładalnych śmieci. Lazurowe Wybrzeże jest takie tylko z nazwy lazurowe, a ilość betonu przewyższa jedynie ilość brudu. Kelner może ci napluć do talerza i do tego będzie się bezczelnie uśmiechał jakby to było jakąś miłą przystawką. Dopiero przy czytaniu rachunku zauważysz że nie była to usługa gratis. Ślina też kosztuje. Jeśli już znalazłeś się na granicy twoje położenie staje się jeszcze bardziej niebezpieczne. I nie poczujesz się lepiej kiedy napiszę dlaczego. Nie jest to miłe miejsce na Hawajach jakie oglądałeś w “Donnovan`s reff” gdzie kilku maruderów życiowych popija trunki w barze. A przecudne ulewy, wiadra wody w iście hollywoodzkim wydaniu są naprawdę czymś wyjątkowym, aż ma się chęć wyjść na tą nędzną mżawkę i rozdeptać kilka dżdżownic. Tak jakoś radośnie to wygląda. To lepsze niż blond lady s z reklamy banku, niby niewinne ale grzechu warte. Ale pamiętaj to przecież bank. Jeżeli weźmiesz z nim ślub nie odczepi się już nigdy. Uczepi nogi do ostatnich twoich dni. Przypuszczam że nawet po śmierci dostaniesz ofertę karty debetowej na niewyobrażalną i niepojętą sumę. Więc uważaj na kredyty, oferty specjalne, ukryte prowizje i tam gdzie wkładasz ...... oczywiście kartę. Ale to wszystko nic w porównaniu z kontrolą na granicy. Stoisz jak pajac w zamkniętym pomieszczeniu wielkości pudełka po zapałkach zbudowanego z blachy jakiegoś zardzewiałego kontenerowca. Pocisz z powodu braku klimatyzacji a z tobą jakieś 50 osób. I tak dobrze że nikt nie ma klaustrofobii. Cisza jaka panuje przywołuje najstraszniejsze skojarzenia. Masz uczucie że za moment zostaniesz poddany ożywczej kąpieli w “eau de toilette” o właściwościach Cyklonu B. Ale kiedy stoisz z podniesionymi rękami do góry różne myśli przychodzą do głowy. Do tego facet w gumowych rękawiczkach o iście debilnym uśmiechu małego sadysty wpycha dłonie w każdy zakamarek i maca każdą wypukłość. Nie jest to komfortowa sytuacja zważywszy że pozostali oparci o biurko z odbezpieczonymi pistoletami palą dziwnie pachnącego skręta, a ich źrenice przypominają czarne otchłanie bezdennej studni. Przez całą zgoła godzinę przypominasz sobie co takiego złego uczyniłeś podczas swojego krótkiego żywota, szybki rachunek sumienia bo może nie ujrzysz już najbliższych. I nie ma co się oszukiwać tak to wszystko wygląda i jakby do tego zmierzało. Ale nie, przyszedł ulizany dupek powywalał wszystko z mojej walizki -z wszystkich walizek jakie znalazł-. Po czym z uśmiechem prawdziwego patafiana rzekł -witamy we Francji-. Zrobiło mi się słabo. Ten kochany łaskawy człowiek stał się w moich oczach wspaniałym, wyrozumiałym i przesiąkniętym człowieczeństwem zbawicielem. Ten cudowny dobroczyńca o manierach prosto z dworu Króla Słońce wlał w nasze serca “nadzieję, równość, miłość”. Zwinąłem swój cały dobytek i czym prędzej wróciłem do domu. Odpuściłem sobie oglądanie Luwru, Wieży Eiffla, Katedry Notre-Dame, Łuku Triumfalnego, Musee d`Orsay. Nie spróbowałem niczego na co zawsze miałem ochotę, choćby “foie de veau a la Lyonnaise” (wątróbka cielęca po liońsku). Nawet nikogo nie poderwałem. Poprostu wolę jechać już obłędnie zapchanym autobusem do Peckham, Lewisham, Kidbrooke napić piwa w niewybrednym towarzystwie. Poderwać rudą piegowatą o chłodnym obliczu piękność i bawić cudownie przez całą noc. A później usiąść przed telewizorem bo może gdzieś będzie powtórka “Hotel Palace” jedynej francuskiej rzeczy jakiej teraz pożądam i jaka mi się podoba. I dobrze. Merde!!!
 
 
Maks Wieczorek






Report this item

 


Terms of use | Privacy policy

Copyright © 2010 truml.com, by using this service you accept terms of use.


You have to be logged in to use this feature. please register

Ta strona używa plików cookie w celu usprawnienia i ułatwienia dostępu do serwisu oraz prowadzenia danych statystycznych. Dalsze korzystanie z tej witryny oznacza akceptację tego stanu rzeczy.    Polityka Prywatności   
ROZUMIEM
1