2 july 2011
Wygnanie
W kraju cisza. Wyjechali na wakacje wszyscy zgarbieni.
„Za wszy panie! Za wszy! Ale już nie damy rady. Już żeśmy
zmęczeni.”
Na ulicach stosy gazet. Nie ma komu czytać niusów.
Kominy nie dymią i wystawy nie mają z kogo szydzić pokusą.
Świnie w krawatach opłakują brudasów. „Wracajcie panowie i
panie!
My nie umiemy żyć bez was. Kto nas teraz wykarmi?”
Wyjechali w pośpiechu, choć nie ma dokąd i puste walizki.
Ktoś zobaczył środkowy palec zmęczonych turystów. Ktoś
usłyszał „Pier...to wszystko!”
W kraju bieda. Nie ma kim rządzić, nie wpływają złotówki na
konta.
Motłoch się obraził. Skoro umierać, to dla siebie. Tam,
gdzie nie widać horyzontu.
Szynka na wystawach zielenieje i gniją niespożyte luksusy.
Nie ma komu kupować. Uciekła sól ziemi, by wreszcie nic nie
musieć.
Nie powrócą ranne ptaki któregoś pięknego dnia do raju.
Bo raj to nie jest panie Ośle. Bo dość nam płaczów i żalu.
I kto na was będzie robił? Komu taki los i potrzeba,
by wciąż czołgać się w brudnych chodnikach i zarzynać za
jeden kawałek chleba...