24 july 2011
Spokój
Trwam w nocy. Pochłania mnie jej obrona przed dniem.
Zachłyśnięty spokojem i nie przejrzystością tego co przede mną,
nie widzę, nie czuję, by jeszcze ktoś mnie gonił z iskrą w oku.
Wdycham ciepłe powietrze zachłannie.
Ach, słodki mrok. Spokojnie i bezpiecznie w objęciach nieistnienia.
W tę noc dłonie nie muszą służyć do pracy. Lepkość czerni należy
do nieprzebranych nadziei,
że nie skończy się tak szybko. Nie umknie, zanim nie upiję się jej
urokiem.
Oczu nie zamknę, póki nie poczuję jej w żyłach i w każdym,
zakamarku duszy.
W letargu, w kokonie nieprzejrzystości. Jeśli to gwałt, weź
więcej!
Zlizuję aromat z szaty ciemnego zaspokojenia,
niczym płatki brokatu. Zostaje ślad na szyi.
Pogrążam się coraz bardziej. Wpadam w wir lodowatej melancholii.
Czuję mrowienie na ciele. Przyjmuje mnie, pozwala.
Ta jej kobieca klasa i wyważenie. Z pewnością jest Damą,
szlachetnie urodzoną.
Zostanę w niej na zawsze. Ma tyle miłości dla mnie i
cierpliwości.
Zna wszystkie moje grzechy, ale potrafi wybaczać.