29 september 2011
Oziębła królowa. Pogarda mężczyznom i basta.
Zapukał do lodowej bramy rycerz z czarnym kwiatem.
Stopić chce twe serce. Uwieźć cię i porwać w dzikie
kraje.
Bronisz się jak lwica. Setki lat samotnie, w gniewie,
ale to nie zwykły rycerz. To jest twoje przeznaczenie.
Na nic teraz Twoja srogość, znana ulęknionym sługom!
Na nic twarz z kamienia, serce lodem skute.
Usta lekko rozchylone, drżą od dawna nieznajomym,
głodem dreszczy i bezdechu. Nierozsądnej namiętności.
Drażni swędząca uległość. Krzykniesz „Veto! Zabraniam!”
A jednak coś zniewala... miękną nogi w kolanach.
Walczysz z miną twarzy. Nie pozwolisz, by miękkością
skóra zbladła!
Bo nikt taki, się nie znalazł, co byś go pokochać chciała!
Wszak ta rasa, to poddani! To wygnańcy! Potępieni!
Na nic ci żałosne wycie. Na nic puste komplementy!
Ale cóż takiego! Oto zła królowa,
co nie tęskni za uczuciem, nagle pada osłabiona.
Nie pozwoli, by zobaczył, jak szybciutko różowieje!
Giń! Przepadnij Stworze marny! Walka siły i... stęsknienia.
Zapach jakiś. Cudnie suchy i surowy!
Ileż lat nie czuła tego. Toż to męskość w swej osobie!
Szorstkość skóry, co dotyka, już bezczelnie piersi, uda!
Ale hejże! Jam Królowa! Nie zadziała Twoja próba.
Ty bezczelny, padnij przeto! Klęknij, proś o przebaczenie!
I pocałuj! Proszę! Błagam! Zrób to wszystko, o czym nie wiem!
Już upadły fundamenty, wykuwane przez moc wieków!
Teraz Twoja, choć na chwilę! Tylko weź mnie, jak kobietę!
Smagaj! Biczuj swym natchnieniem! Potem porzuć jak ofiarę.
Odejdź i nie wracaj nigdy! Bo pokocham cię
na amen.