21 october 2011
Dawno temu na wsi...
Opustoszały wśród pól i łąk zielonych chałupy. Ruszyli w świat zasmuceni gospodarze.
"Za chlebem idziemy, nie płaczcie. Wyglądajcie co ranek, a wrócimy niebawem."
I miną chude lata i tęsknota zasuszy serca wypatrujących w puste horyzonty.
Nie powrócą z tułaczki setki gospodarzy. Wysoka trawa i samotność połknie zapomniane wsie płaczące.
Kiedyś powstaną tu wielkie miasta, na tych nagrobkach wciśniętych głęboko w ziemię, brudnych, powykrzywianych,
nikt nie będzie pamiętał zapachu łąk zbożowych romansujących z wiatrem.
Jak ucichły skrzypce dziewczynki grającej pod lasem, gdy z sił opadła i spoczęła pod milczącym drzewem,
jak grać przestała, umierając w muzyce i głodzie, zdradzona przez ostatnią nadzieję,
tak teraz ucichnie pamięć o dawnych ludach, co były tu przed nami.
I wcale nie było łatwo i nie mieli więcej, niż trzeba. I nie chadzali spokojnie jasno oświetlonymi
alejkami.
Dziś też nie lepiej. Lecz spoglądam za siebie, w historie spisane makiem i kosą.
Romantyzm, piękno natury...ten zapach izby i braterstwo przy drewnianym stole.
Jedność w szczerym polu i przy wieczerzy na dwadzieścia osób.
Nikt nie pędził na oślep w kariery, tratując każdego, go stanął mu na drodze.
Był i Pan wielmnożny z batem. To się nie zmienia.
A jednak tęsknię do dawnych historii. Zapachu słomy, świeżego mleka i pieczonego w kuchennym piecu chleba.
Muzyki granej w lesie przez młode panny i kawalerów nie wstydzących sie głośnej pieśni.
Miłości, która była szczera. Nie z konta, bryki, komputera, portfela. Z czystego, kruchego serca.