31 october 2011
Mało ważne…
Niezapisane historie umierają. Zasypiają z pamięcią tych, którzy je poznali. Jeśli jednak podaruje się im kształt w sieci słów, zaczynają dojrzewać i tworzyć wraz z wyobraźnią czytelników.
To, czego doświadczamy w przygodzie, jaką jest życie, zapisuje się na różnej skali, od drobiazgu, po wielkie wydarzenia, od zwyczajnych spraw, po bohaterstwo. Światło, którym oświetlimy opowiadaną historię, to już sprawa pory i miejsca, z którego zaczniemy opowieść.
Mazurek z pomarańczową polewą, najsmaczniejszy ze wszystkich, czekał obok innych świątecznych wypieków na górze starej szafy. Aby dostać się do ciasta przykrytego wykrochmalonymi ściereczkami, Julka musiała wejść na krzesełko. Czekała, aż pani Michalina jej zaproponuje poczęstunek. I chociaż zdjęcie ciężkich blaszek z takiej wysokości było dla ośmiolatki niełatwe, jednak zawsze dawała sobie radę. Nikt nie potrafił tak przyrządzić wielkanocnych łakoci, jak starsza pani.
Odkąd dziewczynka sięga pamięcią, pani Michalina zawsze mieszkała w pokoju na zapleczu dużej stołówki. Spędzały razem całe godziny, kiedy Julce nie wolno było iść do przedszkola z powodu przeziębienia, a mama nie mogła z nią zostać w domu. Wtedy staruszka stawała się przyszywaną babcią. Potrafiła cierpliwie czytać kolejny raz tę samą bajkę, którą dziecko znało na pamięć i jak to się zdarza, nie pozwalało opuścić nawet fragmentu.
Na metalowym inwalidzkim balkoniku, z ułożoną dla wygody deską, dziewczynka inscenizowała przedstawienia z udziałem maskotek, które od czasów przedwojennych starsza pani przechowywała w komodzie. Czasem grało stare radio, a chrypiący dźwięk głośnika zza pożółkłego płótna wydawał się Julce głosem z innego świata. Czarnobiałe zdjęcie w przykurzonej ramce intrygowało. Później dowiedziała się, że to Pola Negri, a przy okazji starsza pani zaczęła opowiadać dziewczynce swoje życie.
Dla Julki świat pani Michaliny zaczął się w chwili, gdy usłyszała pewnego popołudnia jej krzyk i sygnał karetki pogotowia. Niefortunny upadek zamknął życie starszej pani w jednym pokoju do ostatniego dnia…
Zasłużona Singerowska maszyna do szycia przykryta tkaniną w kolorowe wzory działała jak nowa. Dziewczynka nieraz poplątała nitkę, ale staruszka miała dużo cierpliwości. Kiedyś sama wychowywała córeczkę i to o niej Julka lubiła słuchać. Postać dziewczynki malującej na szkle, o pięknym głosie i pszenicznych włosach, czasem przychodziła do niej w snach. Umarła na tyfus w wieku trzynastu lat i pogrążyła rodziców w rozpaczy, niczym Urszulka z Czarnolasu.
Dziś w pamięci dorosłej Julki czas spędzony z panią Michaliną to ważne wspomnienia. Mają kolory, zapachy i dźwięki, nawet wilgoć jesieni jest taka wyraźna, bo w skali świata dziecka wszystko ma inny wymiar.
Kiedy na święta zamykano stołówkę, staruszka zostawała sama. W jednym pokoju, bez telefonu, z długim korytarzem prowadzącym do łazienki, przez który musiała przejść przy swoim wysłużonym balkoniku. Dziewczynka zaglądała do niej kilka razy w ciągu dnia, czasem wystarczyło coś przynieść lub podać. Czekała również przed łazienką, w czasie, gdy starsza pani korzystała z kąpieli. Śliska podłoga wciąż budziła tamto przerażenie…
Czasem Julka oglądała duże zdjęcie rentgenowskie i uważnie przyglądała się gwoździom, którymi jakiś chirurg zbił biodro pani Michaliny.
Bożonarodzeniowe drzewko, jak co roku wcześniej przynosił daleki kuzyn. Dziewczynka ubierała je pod dyktando swojej przyszywanej babci, a największą radość sprawiało układanie
anielskiego włosa, przypinanie prawdziwych parafinowych świeczek. I właśnie te świeczki pewnego razu przyczyniłyby się do nieszczęścia. Niewiele brakowało, a Julka już dziś może by nie mogła opowiadać tej historii. Choinka zapaliła się w jednej chwili, płomienie lizały gobelin na ścianie. Ile razy można było przebiec długi korytarz ze szklanym wazonem? Może to dobry anioł w tamtej chwili sprawił, że dziecku udało się ugasić ogień? Zawsze pozostanie tu coś z tajemnicy.
Sen zamieniał się w koszmar. Dziewczyna biegła przez ciemnie miasto, aż zatrzymała się przy wielopiętrowym budynku, dotknęła przycisk domofonu.
- Pomóż mi… - głos starszej pani był metaliczny i zmęczony.
Długie schody zdawały się nie mieć szczytu, wciąż zakręcały wyżej i wyżej. Chłód odrapanych ścian przerażał Julkę, czuła, że to nie jawa, chciała, aby sen się skończył.
Kiedy znalazła się na górze, nie mogła otworzyć drzwi. Poczuła w dłoni ciepło drewnianego różańca… „Zdrowaś Mario, łaskiś pełna…” – szepcząc modlitwę wsunęła różaniec pod drzwi, nic więcej nie mogła zrobić.
Kościół Kapucynów łykał ciszę, organy umilkły chwilę wcześniej. Dziewczyna weszła do zakrystii, położyła na stoliku wypominkową karteczkę. Od lat pamiętała, była jedyną osobą, która mogła pamiętać, czuła, że jest to winna dziewczynce o pszenicznych włosach.
Wrocław kąpał się w zieleni. Grupa szła spacerkiem w kierunku miejsca spotkania. Umówieni za godzinę z przyjaciółmi rozmawiali o życiu, prozie i poezji.
- Co tak naprawdę jest ważne? – Julka zastanawiała się głośno i zaczęła opowiadać zdarzenie, które nauczyło ją istotnej rzeczy, tego, że tak naprawdę nic nie jest ważniejsze od drugiego człowieka.
Początek ósmej klasy. Następnego dnia miał być sprawdzian z fizyki. Ale to popołudnie dwie przyjaciółki z klasy spędziły razem na długim spacerze wzdłuż rzeki, starym zarośniętym żółciejącą trawą wałem. Na samym końcu między drzewami szarzały zmierzchem kontury cmentarza. Z drugiej strony nad miasteczkiem górowała dzwonnica. Ten widok Julka zachowa w pamięci jak obraz. Dziewczyny usadowiły się w trawie, przysiadając na podręcznikach, aby nie zmarznąć. Czy wiedziały, że za kilka lat rozdzieli je tysiące kilometrów? Pewnie rozmawiały o przyszłości, ale dziś już nie pamiętają. Trzeba było wracać, po drodze zajrzeć do starszej pani, a wieczór przyszedł wcześniej, jak to bywa jesienią. Pani Michalina leżała podparta wysoko na poduszkach. Poprosiła, aby tym razem Julka usiadła bliżej, na krześle tuż przy jej głowie. Stara lampka rzucała mgliste światło na kolorowo utkaną kapę, którą było przykryte łóżko. Dziewczyna niecierpliwiła się coraz bardziej, wciąż otwierała książkę do fizyki.
- Muszę już iść – wyszeptała – jutro mam sprawdzian.
- Dziecko, posiedź jeszcze, tamto jest tak mało ważne… tak mało ważne. – Słowa starszej pani nie docierały do Julki, nie rozumiała. Jutro przecież musi być w szkole.
-… nigdy nie zapomnę tamtego wieczoru. Wtedy widziałam ją po raz ostatni. – Julka kończyła opowiadać. Popatrzyła na dziewczyny, które słuchały z ciekawością i dodała – a może kiedyś o tym napiszę? – Tak, czuję, że powinnam.
Wrocław pachniał pełnią lata.
O wielu rzeczach Julka nie wspomniała w swoim opowiadaniu. Nie pojawił się domek dla lalek z drewnianych pudełek po zapałkach, które pani Michalina zbierała od znajomych. Nie ma też srebrnej podkowy, która wisiała na ścianie, a którą dziewczynka dostała „na szczęście”, jak też tajemniczego pana, który pojawiał się raz w roku jesienią i przywoził jej czekoladki w złotych papierkach. Czy to było ważne? Wszystko w życiu ma puentę, do której prowadzą pojedyncze dni wypełniane po brzegi tym, co się wydarza.