Penthesilea, 6 december 2012
Niczym nie zadziwi to zwierzę. Ludzka skóra
dawno poszarpana. Straszy po nocach
głos z zasypanych jaskiń.
Nie ukryje się ani pod śniegiem,
ani pod warstwą zamiecionych liści.
Przestrzenie, jedna wydrążona w drugiej, na dnie
pamięci. Jakże pojemne dla przemyśleń. Oko w oko
z pochówkiem.
Rachuję kości, blizny swoje i cudze. Wciąż pamiętam
uczty w mroku. Kłem, pazurem po snach.
Teraz słowa w zastępstwie. Większa precyzja
ujęcia, choć krew już tylko z nazwy
czerwona.
To samo rozdarcie
jednak przerasta. Odruch bezwarunkowy
przypomina miliony lat
w kołysce z gałęzi;
ciepło, za które matka gotowa
zabić.
Też niosę.
Penthesilea, 21 june 2012
łopiany przy drodze
rzucają coraz dłuższe cienie
z dnia na dzień
uśmiech na wadze przybiera
nie wiadomo dlaczego
w dłoni
kamień lekko omszały i śliski
kto jest bez winy
czekanie bez odroczenia
zasklepiają się dni
czas na zmiany
trzeba wstać z kolan
półmrok zarósł trawą
błotnisty dukt poorały ślady furmanek
z wyboru tędy
żeby było trudniej
niż wszyscy wiedzą
deszcze wypełnią koleiny
kara zawsze przychodzi za późno
Penthesilea, 31 march 2012
Jam geniuszem
oraz wieszczem.
Czas zrozumieć
to nareszcie;
mnie należą
się peany,
więcej cukru
do śmietany.
Moje wiersze
- takie śliczne -
trzeba chwalić
bezkrytycznie.
Wiekopomne
dzieła tworzę
i porażam
każdym słowem.
Miodzio, cymes,
Palce lizać!
Z pióra mistrza
rozkosz spływa.
Padnij świecie
na kolana,
by dopieścić
g r a f o m a n a .
Penthesilea, 31 march 2012
Ten pejzaż zbyt surowy; szorstkie wrzosowisko.
Stanęłam w zawahaniu - ani kroku dalej.
Przecinam pogranicza rozedrganą myślą;
będziemy żyć dla siebie, ale nigdy razem.
- Potrafisz mnie pokochać? - suitą niespokojną
głos spala kilometry. - Czy wiesz, o co prosisz?
Choć chwile chcę przemienić szeptem w nieskończoność,
to prędzej nas ukarze wspólna noc, niż olśni.
Gdy jednak na bezdrożach wszystkie skały zgadnę,
ciernistym okamgnieniom dzielnie stawię czoła,
przetoczą się pieszczoty przez klepsydry w transie.
Zaufam po raz drugi. Jeszcze bardziej twoja.
Penthesilea, 31 march 2012
Otwarty kanał;
każdy może wejść. Po kilku mocniejszych
będzie dziecinnie łatwa,
rozerwie fastrygę.
Bujaj chuja.
Stoją w szeregu na sztorc
jeden, drugi, następny.
Wychrypiała – mój ci jest.
Cięcie.
To bez znaczenia. Pod wodą
rozdyma się ścierwo,
zaprasza do śluzy wyszczerzonej
między odnóżami
nosiła żyletki;
może kiedyś...
Penthesilea, 19 march 2012
przegrana walka
świat wybuchł śmiechem
wiatr wściekle chłoszcze
drzewo kalekie
czemu zapomnieć
ciosów nie umiesz
zamknąć przeszłości
w czarnej szkatule
naucz się wreszcie
durna dziewczyno
że to co kochasz
musi przeminąć
co teraz twoje
kiedyś utracisz
uschnięta gałąź
niewiele znaczy
przestań się żalić
burzom do ucha
lepiej dróg nowych
wiosną poszukaj
wieczne wygnanie
będzie nagrodą
bo przecież tyle
jeszcze przed tobą
Penthesilea, 14 march 2012
Słońce rysuję
co dzień na lustrze,
złote pastele
łamię o uśmiech.
Lekkość dla ludzi;
spektakl głupoty,
a łzy płyną,
a łzy płyną każdej nocy.
Wszelkie wyścigi
mam już wygrane,
zdzieram z przeszłości
lepkie miraże.
Splendor zabarwia
chwile podziwem,
a łzy moje,
a łzy moje są prawdziwe.
Róże pod stopy,
triumf na pokaz.
Nikt mnie nie złamie,
nikt nie pokona.
Zewsząd pochlebstwa,
sztuczne uznanie,
a łzy ogniem,
a łzy ogniem trawią pamięć.
Miażdżę świat słowem
pełnym pogardy,
niech drżą ze strachu
błazny i karły.
Los chciał na szyi
pętlę zacisnąć,
a łzy dzisiaj,
a łzy dzisiaj rzekły wszystko.
Penthesilea, 3 march 2012
Miało być skończone dzieło,
zwykła kolej rzeczy. Spacer
czerwia od deski do deski.
Ale tym razem kości wzeszły granicą,
za którą rozpuszczały się tłuste lata.
Aceton i ultrafiolet zastąpiły wilgotną ziemię.
To, co ludzkie - nagle obce.
Zostało tylko tworzywo.
Wzdłuż imienia ku kształtom mięśni
przekaz powoli odklejał się od zapisu.
Jednak to możliwe: ponownie ułożyć na scenie
dramatis personae; podpisać
martwa natura. Życie uznaje się za
etap pośredni, między jednym a drugim modelunkiem.
Metamorfoza polega tylko
na zamianie ról.
Penthesilea, 29 february 2012
Introitus
Powrót; gniazdo czeka
w zakamarku przybrzeżnej
skały, nienaruszone. Zakryte przed
oczami, jak miłosne znamię, wtapia się w biel;
pomieści nas dwoje i wszystkie fale, morskie, radiowe;
kilka kamyków odłupanych dziobem spada w morze. Ucichnę.
Interludium
Zatokę wypełnia płynny cień; ciemnieje i błękitnieje
na przemian. Powrót. Na plaży pusta blaszana puszka
wypełnia się deszczówką. Nawet księżyc ma smak soli,
przyjmuję na długo, mięśnie rozgrzewa piasek,
przesypujesz nieśpiesznie przez oddechy; dobrze mi teraz,
dobrze mi tak, przełamana na pół tajemnica; głęboko
mówię.
Coda
Ruch wznoszący, jakby możliwe było latanie pod ziemią,
rozdarcie piasku nieopierzonymi łokciami. Powrót. Czekałeś,
coraz krótsze odcinki czasu, połamane patyki
pod stopami, lekko; wczoraj zarosło, niczym
rozpadlina muru. Jutro odpływa
w cieśniny, barwy. Obmywają spękane
ręce do ostatniej kołysanki.
Penthesilea, 27 february 2012
Gdyby
zaistniała
taka konieczność,
oddałabym życie. Prosta
decyzja podjęta na linii strzału.
Ale wykoleiłam się z miejsca i czasu.
Jedyne poświęcenie, zamilknąć na długo,
aż słowa zwłóknieją, by nigdy więcej nie stać się
ciałem.
* R. Śliwonik, "Okruchy sierpnia"