sam53, 20 july 2024
nie wiem co zrobisz beze mnie w nocy
przez otwarte okno wleci kolejna ćma
wiatr zastuka okiennicami przed deszczem
w pierwszych kroplach odezwą się chmury
nie wiem co zrobisz gdy dzień upomni się
o czuły pocałunek w porannym przytuleniu
dwa słowa jeszcze niewycofane z użycia
o nieskończony sen któremu nikt nie zaproponował spokoju
nie wiem co zrobisz gdy ostatni liść spadnie z drzewa
dęby zaszumią pożegnaniem wierzby zapłaczą
może wspomnisz bujną zieleń w której nabieraliśmy sił
zanim będziemy kochać się
.
.
.
.
.
.
.
w trumnie
sam53, 20 july 2024
z lilią we włosach
a może wystarczyłby jej zapach
z twoim szeptem przy uchu
albo tylko z gorącym oddechem przed pocałunkiem
z uśmiechem przyniesionym na ustach
z radością bijącą z twarzy
z błyszczących nadzieją oczu podatnych na wejrzenie
czy łóżko rozpozna nas
umówionych na dotyk serc
czy odpowiemy nocy po imieniu
darując siebie wzajemnie w nieskończoność
sam53, 17 july 2024
bo cóż znaczy kilka słów napisanych dla niej z okazji
rocznicy święta
to takie normalne zrobić komuś przyjemność
kiedy czujesz pod słonecznym splotem łomotanie serca
wyjrzałem przez okno
raz drugi
furtką kołysał wiatr
jak przed laty gdy jako dziecko
odszedłem od migoczącej choinki
i wspinając się na palce chciałem dostrzec matkę
wtedy padał śnieg
sam53, 14 july 2024
dziś na pogodę smugą światła
pęd winorośli dzień roznosi
zwykłego „kocham” lekki zapach
twego uśmiechu pełen koszyk
rozwija promień melancholii
splatając oba ciała w jedno
w dzień zapisany już do wspomnień
w noc której piękno dzielisz ze mną
częstujesz winem - lubię tokaj
zwilży nam usta - niech całują
sen ci przypomnę - powiesz zostań
z pocałunkami amor sfrunął
sam53, 13 july 2024
kiedyś żeby spojrzeć ci w oczy patrzyłem w okno
byłaś w nim jak w lustrze
jak uśmiech na pierwszej lepszej porannej twarzy
gdy biegłem donikąd wymijając przechodniów
zatrzymywałaś szeptem
poranną opowieścią w kafejce za rogiem
cieniem z otwartymi ramionami w parku pod platanem
kochałem nabrzmiałe pożądaniem usta w których przynosiłaś pocałunki
kiedy padał deszcz
schodziłaś do mnie z zamazanej szyby
zupełnie naga
sam53, 13 july 2024
Najpierw był ogród tulipany czerwone róże
teraz kwitną lilie - lubię pachnące Południem
intensywnym Ambrem zmieszanym z Piżmem
kiedy zaczałem tęsknić - nie pamiętam
wiem że tesknota to choroba samotności
śniłem z tobą już wiosną
w pierwszym śnie kochaliśmy się w wannie
jeszcze rano byłaś wilgotna
malwy wciąż zagladają do okna
sam53, 11 july 2024
burza przyszła wieczorem
zostawiła po sobie rześkie chłodne powietrze
kiedy przyszła noc - nie wiem
światło latarni odbijało się w kałużach
sny przyszły jeszcze później
trzymałem ciebie w obięciach
za uchem zostawiłem ciepło oddechu
a ty jak zwykle rozpoznałaś mnie po dłoniach
sny po burzy są miękkie jak twoje włosy
sam53, 10 july 2024
lato przyszło z przedwieczornym zbóż zapachem
zmierzch rozwinął cienie chabrom w płowym życie
księżyc w gwiazdach znów się okrył srebrnym płaszczem
by nad ranem spłynąć zorzą po błękicie
lipiec w słońcu przez dojrzałość czas przeciska
nowe barwy ciepłym blaskiem rwą powietrze
wiesz jak bardzo stajesz mi się co dzień bliższa
kiedy budzisz pocałunkiem - ja cię wierszem
który bywa nam niekiedy aspiryną
kroplą rosy pod stopami przed podróżą
w słowach które chyba już nas nie ominą
gdy od świtu szczęściem dzielą - miłość wróżą
sam53, 7 july 2024
jak długo będziemy szli ku sobie
nie licząc spadających gwiazd
jak długo będziemy omijać kałuże
i nie dostrzegać w nich zmarszczek albo siwych włosów
jak długo będziemy karmić się słowami
będąc głodnymi siebie
jak długo opowiadając sobie nawzajem sny o miłości
będziemy uciekać w niedokończone jeszcze wiersze
przecież te wszystkie opowieści już dawno
temu zostały zapisane w jakichś pamiętnikach
nam zostało zapomnieć
się
sam53, 5 july 2024
nie wiem czy potrafisz sobie wyobrazić to
czego dotykam pamięcią
kiedyś wszystko kręciło się wokół domu
znajomych spotykało się na ryneczku w sklepie czasem po mszy przy kościele
kurtuazyjne dzień dobry co słychać zatrzymywało w bramie
na ulicy
dom był najważniejszy
z meblami pamietającymi powstanie
z wyszczerbioną porcelaną kupioną na kiercelaku
z ciszą odziedziczoną po niezbyt rozmownych przodkach
z biblioteką książek - moim rajem
dom był oazą szczęścia gdzie piec kaflowy już w listopadzie
grał pierwsze skrzypce
a przedświąteczne zapachy roznosiły się po wszystkich zakątkach mieszkania
dzień wstawał w kuchennym oknie wraz ze słońcem
zaglądał do kredensu moczył promienie w misce z wodą
odbijał się od przykurzonego chlebowego pieca
za którym ułożone szczapy olchowego drewna sięgały blatu westfalki
dzień zaczynał się wypijaną w pośpiechu herbatą i biegiem do szkoły
jeszcze na ulicy czułem na plecach wzrok matki
takich zwyczajnych dni nie powinno zapisywać się w pamiętniku
chociaż za spojrzenie w parę matczynych oczu
oddałbym dzisiaj niejedno wspomnienie