30 march 2012
xx
Leniwie otworzyłam oczy, obudziło mnie Słońce. Było nie do
zniesienia. Promienie wkradały się w każdy zakamarek mojego oka otwierając je z
nadmierną uporczywością. Wstałam. W powietrzu unosiło się coś, jakby woń
nieznanego. Jakby zapach strachu, bezsilności i inności. Inne coś było.
Ja! Nie
było jej! Zostawiła mnie, odeszła. Przestała walczyć, już nie chciała. Poddała
się. A ja myślałam, że będzie wciąż, że będzie istnieć koło mnie już wiecznie.
Zadra jakby się pogłębiła, albo
może powstała nowa. Po raz kolejny opuszczona. Po raz kolejny sama. Na parapet
przyleciał tylko ten cholerny ptak. Koncert swój odstawiał standardowy. Stukał
i patrzył, jak mała nakręcana zabawka. Nagle przestał i wpatrywał się przez
okno w jedno miejsce. Wzrok podążył za jego wzrokiem i napotkał … kogoś znanego
ale zupełnie innego niż wcześniej. W drzwiach stała Ja. Odmieniona była, w
oczach miała stanowczość, zadziorność, jej oczy nie chciały tolerować żadnego
sprzeciwu. Podeszła do mnie szybkim krokiem, bezczelnie chwyciła obiema rękoma
za twarz, spojrzała we mnie całą, do środka mnie zajrzała, w każde miejsce, w
każde wspomnienie, odczucie, czucie. Wlazła we mnie jak niechciany pasożyt. Nie
chciałam jej w sobie ale nie miało to większego znaczenia bo była, nie
zostawiła mnie. Jej wzrok złagodniał, uścisk zelżał… „Przestań myśleć, że
jesteś złym człowiekiem!”. Mimo łagodności, w głowie mojej krzyczała jak wiatr,
wiała krzykiem jak tajfun. „Nie jesteś zła! Słyszysz? Rozumiesz? Przestań tak o
sobie myśleć! Nie jesteś złym człowiekiem!”
Stała tak
dalej, jej musze oczy, zielone-butelkowe spoglądały na mnie. Były piękne,
czułam się jakby w transie, przyciągały mnie, owładnąć chciały. Jej dotyk był
zniewalający jak Czarnego Anioła, nie wyobrażałam sobie, żeby mogła przestać
dotykać mojej twarzy. Srebrne i gorące łzy spływały jak oszalałe, rozbijały się
o Jej palce jak wodospad. Monotonia-kochanek prysnął jak mydlana bańka.
Uwagi-latawce swobodnie krążyły jak wolne ptaki. Słyszałam co mówi pierwszy raz
od wielu tygodni. Jak dobrze było Ją słyszeć.
Dobiegł mnie odgłos
parapetowego stukotu, ptak stukał tak jakby się nic nie stało. A przecież
wydarzyło się tak wiele. Jego stukot i tak nie miał już sensu, najważniejsze
było to, że nie jestem zła…