16 september 2012
z cyklu wiersze odległe: o dzieciństwie i kilku mniej lub bardziej udanych próbach samobójczych
nie pisanie gorsze jest od wrzodów żołądka
to tułaczka
to ślepa uliczka
nicość
mijają mnie słupy telegraficzne
przez które kopulują ludzie
pocieszają się i żądają od siebie wciąż więcej
stare i zgniłe dni pamiętam najlepiej
o rzemieniu ojca i czerwonych uszach dzięki matce
o wylanej zupie za okno i kluczu na szyi
kiedyś ukradłem pieniądze
kiedyś byłem dzieckiem i tego nie żałuję
po prostu byłem ciekaw świata
grzebałem w szufladach zaglądałem pod łóżka
podwórko z perspektywy drzewa jest piękne
jak nogi sąsiadki na wysokich obcasach
papierosy pozwalały się poczuć mężczyzną
piwo piliśmy na zajezdniach kolejowych lub za kościołem który nie miał wieży
a my mieliśmy jeszcze w sobie wiarę
że może się udać
zerwać jabłko i orzechy
przy ulicy domków jednorodzinnych
szukaliśmy dziewczyn które zdradziłyby
tajemnice ukryte w majtkach
gdzieś w piwnicy tam gdzie koty jedzą myszy
cicho
żaby rechotały za młynem brudnym i nieczynnym odkąd pamiętam
karbid pakowaliśmy do puszek i wysadzaliśmy w powietrze mrowiska
każdy blok miał najlepszą reprezentację piłki nożnej
więc od słów do bitwy potrzeba było niewiele
i tak jest też dzisiaj gdy czytam gazety i przełączam kanały
gdzie wojny wybuchają jak gejzery