ApisTaur, 22 may 2012
Czas w miejscu stanął jak zastygła lawa
kawa ścięta jak lodu bryła w szklance
na wpół niedopita, nie czeka do dna.
Ptak w locie się zatrzymał
choć mu śpieszno pewnie.
Nikt się nie porusza, sekunda niebytu
gesty zatrzymane, przerwane myśli, słowa
cisza bezimienna wszędzie się panoszy,
nie przędzie już pająk swej sieci
żeby byt jakowyś w nią schwytać.
Kula wystrzelona nie dosięga
celu wciąż żywego jeszcze.
Naiwnie myślałem sobie
że to stan przejściowy
że ruszy z kopyta
ten co w miejscu stoi.
Lecz nie czas się zatrzymał
to ja tkwię tu w bezruchu
a on dalej pognał, naturę ma taką.
A mi się wyczerpał, nigdzie już
się nie spóźnię i na nic już nie czekam.
Tak się oto mój czas skończył,
czas martwego człowieka.
ApisTaur, 22 may 2012
W codziennym świata jazgocie
szukam chwili wytchnienia,
z nadzieją że coś się zmieni,
choć nic się naprawdę nie zmienia.
Wszechwładny harmider wypełnił
do końca ostatnie nisze,
zarżnięto bezwzględnie jak jagnię
tak bardzo kochaną mą - ciszę.
Uczcij więc człowieku, tę śmierć nietypową,
lecz nie żadnym hymnem, pieśnią czy przemową.
Zrób to, proszę ciebie, chwileńką bezdźwięczną,
minutową ciszą, choćby i niezręczną.
ApisTaur, 22 may 2012
Jesteś niewidzialna
za sieci woalem,
prawie nierealna
z pięknym awatarem.
W oparach poezji
lekko uniesieni
choć tak odlegli,
jednak połączeni.
Każde słowo we mnie
jak ziarnko kiełkuje,
by w łan wiersza się zmienić
i go wręczyć tobie.
Na pozór tak dalekiej,
a tak bliskiej osobie.
ApisTaur, 22 may 2012
I znów codzienność
wbija ostre szpony.
Bezlitośnie, powoli,
abyś poczuł dobrze
jak to życie boli.
Patrze przez ażur
z nieufności utkanych firanek.
Podglądam innych,
co cierpią w milczeniu,
niosąc na swych skroniach
z cierni pleciony wianek.
A gdy opuszczam swój azyl,
fortece warowną,
gdzie każda cegła
to nóż w plecy wbity.
Baczę by ode mnie każdy trzymał
dystans, odstęp należyty.
ApisTaur, 20 may 2012
Rozgwieżdżonym baldachimem
Błękit nieba się zaczernił
Księżyc srebrem się nie chwali
Więc nie dojrzysz w mroku cierni
Błądzisz stąpając ostrożnie
Mrokiem nocy wystraszony
Ręce przed siebie wyciągasz
Licząc na dotyk znajomy
Możesz tak błądzić bezradnie
Lub poddać się na kolanach
Wciąż liczyć na promień słońca
Nie wytrzymując do rana
Lecz ciemność rozproszyć zdołasz
Na kwiaty trafić, nie ciernie
Bo w sobie masz źródło światła
Nie chowaj go więc pazernie
ApisTaur, 20 may 2012
Bladym świtem spoglądam
na to miasto z góry
Widząc jak się wybudza
bestia bez kości, skóry.
Gdzieś nieprzytomnie patrzą,
brudne oknodoły.
Ledwo co narodzona
staje się popiołem.
Wysysa ludzkie dusze
łykając z mlaśnięciem,
nie przejmując się żadnym
wyssanym dziecięciem.
Cały dzień ryczeć będzie,
gnić brocząc uryną,
by wieczorem zdychając
złożyć hołd kominom.